Politycy zabili święto demokracji

Do takiej sytuacji przyczynili się nie tyle słabo prowadzący kampanię zwolennicy jednomandatowych okręgów wyborczych i przeciwnicy finansowania partii z budżetu państwa, co głośno spierający się politycy o to, czyje referendum jest ważniejsze. Czy to wczorajsze, zarządzone przez Bronisława Komorowskiego, czy to, które się nie odbędzie 25 października, a które chciał ogłosić Andrzej Duda.

Czytaj także: Referendum jest nieważne. Dramatycznie niska frekwencja >>

A prawda, niestety smutna, jest taka, że obaj prezydenci i stojący za ich plecami politycy PO i PiS wykorzystali instytucję referendum do walki politycznej. Żadnemu z prezydentów tak naprawdę nie chodziło o to, by zapytać obywateli, co sądzą o systemie wyborczym, finansowaniu partii, 6-latkach w szkołach czy wieku emerytalnym. Głównym celem zadania pytań było oczekiwanie na odpowiedź przeciwników politycznych.

Komorowski chciał pokazać, że PiS boi się jednomandatowych okręgów i broni się przed zabraniem milionów na spoty i billboardy, a przy okazji chciał pozyskać głosy zwolenników Pawła Kukiza. Duda uderzał w PO, które podniosło wiek emerytalny i obniżyło wiek, w którym trzeba zacząć edukację, i tym samym chciał wprowadzić kampanię wyborczą do Sejmu w tonację, na której zyskuje PiS.

Referendum powinno być wielkim świętem demokracji. Bo daje ono prawo wszystkim obywatelom do wyrażania opinii w najważniejszych dla nich kwestiach. Bo pokazuje, że to obywatel jest najważniejszy. Wczorajsze referendum było tego zaprzeczeniem. Obywatele uznali, że ich ono nie interesuje, że wolą zostać w domu, pooglądać telewizję wolną od polityków (z powodu ciszy referendalnej) lub spotkać się z rodziną i znajomymi.

I o to chodziło politykom. Nadal będą rozdawać karty między sobą.