Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Położyła się i umarła

Redakcja
Pogotowie do ciężarnej kobiety przyjechało za późno...

Łyżka nie zadzwoniła

     Wynik rozmowy telefonicznej dyspozytora krynickiego pogotowia ratunkowego z pielęgniarką ośrodka zdrowia we Florynce przesądził, że karetka nie pojechała wieczorem do kobiety, która miała bardzo wysoką gorączkę. Chora następnego dnia - w piątek, 5 listopada przed południem - zmarła. Miała 31 lat. Była w szóstym miesiącu ciąży. Pracowała jako pielęgniarka środowiskowa.

Łyżka nie zadzwoniła

     Leżała na łóżku z rękami wyciągniętymi wzdłuż ciała. Wyglądała, jakby się położyła i umarła. Obok łóżka siedział oniemiały 2,5-letni Przemek, młodszy z dwójki chłopców, których osierociła. Tak zastał Jolantę T. jej mąż Marek po powrocie z ośrodka zdrowia ze Śnietnicy, do którego pojechał. Nie po pomoc, ale by zawieźć zwolnienie lekarskie. Zostawiając żonę w domu, był dobrej myśli. Obudziła się koło 6 rano bez gorączki. - Wyspałam się jak nigdy - powiedziała. Kiedy więc w piątek rano lekarz z krynickiego pogotowia Antoni Gucwa spytał go nad ciałem żony, co robił, gdy ona umierała, rzucił mu dygocąc: - Przecież jej się poprawiło! Skąd mogłem przypuszczać, że umrze!
     Była słaba, ale coś zjadła. Bratowa Agnieszka pomagała jej posłać łóżko. - Jakbyś się źle poczuła - powiedziała schodząc z piętra do kuchni obierać ziemniaki - zadzwoń łyżką w kaloryfer. _Łyżka nie zadzwoniła...
     W ośrodku zdrowia w Śnietnicy, oddalonej od Florynki o około 6 kilometrów, przed długim listopadowym weekendem pacjenci tłoczą się od rana do doktor Urszuli Wody-Beltrani. U niej pracowała jako pielęgniarka Jolanta T. Ją też wybrała jako swojego lekarza. - _Wspaniały człowiek i pracownik
- mówi przez łzy lekarka. - Nie powiem więcej nic o tej tragedii.
     Wydarzenie komentuje jednak poczekalnia. Ludzie wspominają młody wiek pielęgniarki, utyskują na bezduszność służby zdrowia. I pogotowia, które teraz do gorączki nie przyjedzie i "takie potem są skutki".

"Co jej się mogło stać?"

     Doktor Anna Budzyńska z oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala w Krynicy była przy porodzie Przemka i prywatnie opiekowała się Jolantą T. aż do feralnego dnia.
     - Każdy, kto ją znał - mówi głęboko wstrząśnięta lekarka - zastanawia się, jaka była przyczyna niespodziewanego zgonu. Była w ogólnie dobrym stanie zdrowia, a rozwój ciąży przez cały czas przebiegał normalnie. Mniej więcej tydzień temu narzekała trochę na bóle w okolicach nerek. Poradziłam badanie moczu. Wyniki znane były 3 listopada. Nic nadzwyczajnego w nich nie zauważyłam, jednak kiedy przyszła do mnie kilka dni przed śmiercią po zwolnienie, wypisałam je bez zastanowienia. Miałam na uwadze i to, że poprzednie dwa porody odbyły się z pewnymi komplikacjami. Pomyślałam: niech odpocznie.
     W dzień przed śmiercią Jolanty T. do prowadzącej ją lekarki przyjechał ktoś z rodziny pacjentki, sygnalizując niewielką gorączkę. - Mówiła, że ją trochę w krzyżu boli i nogi łamią - wyjaśniał potem mąż. Do domu przywieziono recepty i przestrogę: jeśli gorączka będzie się utrzymywać, trzeba przyjechać do szpitala.
     Kolejny sygnał z domu był już telefoniczny: Jola ma ponad 40 stopni gorączki. Odpowiedź lekarza ginekologa była jednoznaczna: - Proszę ją przywieźć do szpitala.
     W domu zdecydowali, by

wezwać pogotowie.

     Zgłoszenie odebrał dyżurujący tego wieczoru Jerzy Pelak, dyspozytor z 29-letnim stażem. Wypytywał o bóle brzucha, krwawienie z dróg rodnych. Lekarza w pogotowiu, jedynego zresztą o tej porze, nie było, bo ratował ofiary bójki. Dyspozytor poradził skontaktowanie się z pobliskim ośrodkiem zdrowia we Florynce, podległym organizacyjnie ZOZ-owi w Krynicy. Wiedział, że tam dyżuruje lekarz. Nie zdążył zanotować numeru telefonu, z którego wzywano karetkę. Zadzwonił więc do ośrodka zdrowia we Florynce z pytaniem o numer telefonu do domu chorej. Niedługo później wykonał kolejny telefon. Dowiedział się, że właśnie przyszedł ktoś od chorej. Po krótkiej wymianie zdań z pielęgniarką doszedł do wniosku, który zapisał potem w raporcie z dyżuru: "Pacjentka ma zapisane leki. Nie wymaga przewozu do szpitala".

"Jakby się coś działo"

     Bratową i teścia zmarłej przyjął wieczorem w ośrodku zdrowia we Florynce doktor Wiesław Małecki.
     - Wypisałem im recepty na leki grzecznościowo - relacjonuje dr Małecki. - Nie ordynowałem niczego nowego, tylko to, co przepisywała wcześniej prowadząca ciężarną lekarka ginekolog. Jolanta T., chcę to podkreślić, nie była moją pacjentką. Nie była do mnie zapisana. Przejeżdżam koło jej domu codziennie, mógłbym ją odwiedzać.
     Pielęgniarka z Florynki nie zgadza się z zapisem w raporcie dyspozytora Pelaka: - Nie mówiłam, że nie wymaga przewozu do szpitala. Powiedziałam, że jakby się coś działo, niech przyjeżdżają. Dlaczego rodzina nie przewiozła chorej do szpitala swoim samochodem?
     To pytanie uprzedził Marek T.: - Nie miałem odwagi zabierać jej z domu. Trzęsła się pod kocem. Bałem się o dziecko. Czekałem, że lekarz z pogotowia jednak przyjedzie.
     Do apteki do Grybowa nie pojechali. Gorączka ustąpiła w nocy po zapisanej pyralginie, pożyczonej od sąsiadki. W piątek przed południem wezwane po raz drugi panicznym telefonem pogotowie z Krynicy przyjechało do Florynki w kwadrans. Na ratunek było za późno.

Sprawa dla prokuratora

     Jeszcze do niedawna na hasło "ciężarna z wysoką gorączką" pogotowie ratunkowe wyjeżdżało i to wcale nie grzecznościowo, bez żadnych dyskusji. 40-stopniowa gorączka jest bowiem sygnałem poważnej infekcji zagrażającej życiu matki i dziecka. W obecnym podziale ról, lekarz w terenowym ośrodku zdrowia ma w trudnej sytuacji zastępować pogotowie. Po to są między innymi wieczorne dyżury. I dlatego właśnie do Florynki dzwonił dyspozytor z Krynicy.
     W sprawie nagłego zgonu Jolanty T. wszczęła śledztwo Prokuratura Rejonowa w Gorlicach. Będzie ustalać, czy - i ewentualnie w jakim stopniu - zachowanie służb medycznych miało wpływ na jej śmierć.
WOJCIECH CHMURA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski