Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie powieści erotyczne. Te książki są lepsze niż "50 twarzy Grey'a"!

redakcja
Przez lata wydawało się, że „Dzieje grzechu” i „Sztuka kochania” zaspokajają nasze potrzeby w zakresie okołoerotycznej prozy. Jednak 750 tys. sprzedanych nad Wisłą egzemplarzy „50 twarzy Greya” pokazało, że Polki i Polacy sięgają po literaturę erotyczną tak samo chętnie jak inne nacje.

Na odpowiedź rodzimych autorów nie trzeba było długo czekać. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy ukazały się: „365 dni” i „Ten dzień” Blanki Lipińskiej, „Frajda” Marty Dzido, zbiór komiksów „Istota” i „50 twarzy Tindera” Joanny Jędrusik. I chociaż pięć publikacji trudno nazwać „wysypem”, nie sposób nie zauważyć, że w krajobrazie literackim, w którym dotychczas seks pojawiał się tylko w roli ubarwiacza miłosnych historii, coś się zmienia.

Siusiak i kwiatuszek nie sprzyjają

Marta Dzido mówi, że z literaturą erotyczną, jakoś tak samo wyszło.

Chciałam napisać historię dwójki młodych ludzi, którzy wchodzą w dorosłość, przeżywają wspólnie rozmaite pierwsze razy, eksperymentują, doświadczają, przekraczają granice. Dużo w tym było o pożądaniu, poznawaniu swojej cielesności, wzajemnej fascynacji, nazywaniu pragnień i to okazało się dla mnie wyzwaniem - jak pisać o seksie, nie popadając w patos, żeby nie było wulgarnie albo żenująco.

- tłumaczy Marta Dzido.

Tym bardziej że język polski w kwestii erotyki nie daje wielkiego pola do popisu. Królujące w codziennych rozmowach o seksie wulgaryzmy i infantylizacje w stylu „siusiaków” i „kwiatuszków” nie bardzo nadają się do tworzenia literatur. Autorzy szukają więc własnej drogi. Można, jak zrobiły to autorki „Istoty” - powieści graficznej, zbudowanej z siedmiu nowel, połączyć słowo i obraz. Można też poskładać ten język od podstaw ze znanych elementów. We „Frajdzie” wszystko się muska, dotyka, szepcze, wącha, łaskocze, nawet wtedy, gdy opisy nie dotyczą seksu, ale spraw tak nieromantycznych jak niezapłacone rachunki. - Ważne podczas pisania było dla mnie nie tyle zmaganie się z nędzą słownictwa dotyczącego narządów płciowych, co skupienie się na sposobie opisania zmysłowości. Smak, zapach, dotyk i wszystkie porównania z tym związane. Pisałam intuicyjnie, eksperymentowałam, szukałam w sobie - mówi Dzido. Jak wyszło? Oto próbka: „Poczułem na dłoni twój zapach. Wwąchiwałem się w niego i wyświetlałem sobie w głowie chwilę sprzed kilku godzin, kiedy leżałaś przy mnie naga i chętna, wsunąłem palce w twoją ciepłą śliskość i poczułem, jak się w środku delikatnie napinasz. Powiedziałem: Ślicznie wyglądasz”.

Mafioso nie zna litości

Dzido mówi, że mimo iż od premiery „Frajdy” minął rok, ona wciąż co kilka dni dostaje wiadomości od czytelniczek. Ten całkiem ładny wynik blednie w porównaniu z czytelniczym sukcesem Blanki Lipińskiej. Autorka serii książek opowiadających o perypetiach Polki porwanej przez włoskiego mafiosa, twierdzi, że e-maile od jej czytelniczek liczą się w setkach. Jeśli fanek jest tyle co sprzedanych egzemplarzy „365 dni” i „Tego dnia”, to mówimy o tłumie liczącym pół miliona osób. I nie jest to ostatnie słowo Blanki, bo w drukarni już szykują kolejną część serii, zatytułowaną „Kolejne 365 dni”. Premiera w maju.

Blanka Lipińska i Marta Dzido to inne ligi nie tylko sprzedażowe, ale i artystyczne. Próbka prozy tej pierwszej już była, teraz czas na drugą. „Jedyne, czego w tym związku brakowało, to zwierzęcy pociąg, przyciąganie i namiętność, która nigdy między nami nie wybuchła. Jak to eufemistycznie kiedyś określił Martin: „on się już w swoim życiu naruchał”. Ja natomiast byłam kipiącym wulkanem seksualnej energii, której uwolnienie znajdowałam w niemal codziennej masturbacji”. Recenzenci, pisząc o Lipińskiej, są jak wspomniany mafioso: nie znają litości. Jednak ona wydaje się tym nie przejmować. Na skrzydełkach swoich książek pisze: „z zamiłowania kucharz, z wykształcenia wizażystka, z zawodu terapeuta-hipnotyzer, na co dzień menedżer nocnych klubów”, w wywiadach mówi, że nie jest pisarką tylko wesołą grafomanką, a sukces jej literatury to kwestia formy i promocji. - Moim zdaniem trafiłam w gust tych osób, które do tej pory albo nie czytały, albo czytały bardzo mało, ponieważ książki, po które sięgały, były napisane dość trudnym językiem - mówiła w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. - Uważam, że sekret tkwi w tym, by wiedzieć, jak podać książkę, by ta stała się hitem.

Chociaż może sekretnym składnikiem sukcesu była i polska dusza, którą udało się autorce przeniknąć. Kiedy bohaterka Dzido oddaje się wichrom namiętności, heroina Lipińskiej wychodzi za mąż i zachodzi w ciążę. A w Polsce wiadomo - nie ma szczęścia bez welonu.

Z Tindera na papier

Można by zapytać: jeśli tyle dekad obywaliśmy się bez rodzimych powieści o seksie, dlaczego właśnie teraz pojawiają się one w księgarniach? Zdaniem seksuolożki, Magdaleny Tyrały, polska literatura erotyczna to zjawisko, które kiełkowało od dawna.

Już od wielu lat obserwujemy przemianę w kobiecym podejściu do seksu. Polega ona na samoświadomości seksualnej, która jest wynikiem otwierania się na własną przyjemność, a nawet koncentrowania się na niej. Nic dziwnego, że pojawiły się na rynku pozycje, które odpowiadają na potrzeby czytelnicze kobiet. Potrzeby, które dotychczas były zaspokajane za pośrednictwem internetu - z badań prof. Izdebskiego wynika, że 78 proc. Polek poszukuje w sieci treści erotycznych.

- tłumaczy Magdalena Tyrała.

I z sieci korzysta też, by znaleźć nowych partnerów czy partnerki. Właśnie z takich poszukiwań narodził się prowadzony przez Joannę Jędrusik blog „Swipe me to the end of love”, na którym autorka zamieszcza screeny z rozmów prowadzonych na Tinderze. Screeny rozrosły się do formy autobiograficznego reportażu „50 twarzy Tindera”, który niestety okazuje się o wiele mniej celny i zabawny niż blog. Nieco upraszczając, z książki dowiadujemy się, że na Tinderze użytkowników jest wielu, a randki z nimi są interesujące albo nie. Jednak w tej dość trywialnej relacji niejedna kobieta odnajdzie pewnie odprysk własnej historii. I ucieszy się, że ktoś wreszcie „opisał tego całego Tindera” pod własnym imieniem i nazwiskiem, nie wstydząc się powiedzieć, że miał wielu partnerów i nie żałuje.

Seks? Znam, nie uprawiam

Miło byłoby zakończyć puentą, że „wysyp” erotycznych książek, to efekt rewolucji obyczajowej. Że nauczyliśmy się czerpać przyjemność z seksu, że kochamy się swobodnie, różnorodnie, otwarcie i bez wyrzutów sumienia. Byłoby miło, ale to nie do końca prawda. Owszem, jesteśmy bardziej świadomi swoich potrzeb, ale coraz rzadziej znajdujemy czas i siłę, żeby je realizować. Z badań prof. Zbigniewa Izdebskiego wynika, że co czwarty dorosły Polak i Polka przed pięćdziesiątką nie uprawiali seksu od 12 miesięcy bądź dłużej, coraz rzadziej odczuwamy też satysfakcję seksualną. Pozostaje więc czytanie i jak robią to fanki „365 dni” zakreślanie co ciekawszych fragmentów oraz podtykanie drugiej połowie pod nos z uwagą: „patrz, jak może być fajnie”.

FLESZ - Wakacje Polaków coraz bardziej egzotyczne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski