Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Pracuś” zagrał tak jak za dawnych lat

Bartosz Karcz
Piłka nożna. Rafał Boguski w Poznaniu przypomniał, że kiedyś był jednym z najlepszych piłkarzy w ekstraklasie. Gracz Wisły zaliczył dwie asysty, na boisku wszędzie było go pełno.

W niedzielę około godz. 20.30 Rafał Boguski opuścił szatnię na stadionie w Poznaniu i pojawił się w strefie wywiadów. Jeśli ktoś nie wiedziałby, jak przebiegał mecz Wisły z Lechem, patrząc na minę piłkarza „Białej Gwiazdy” musiałby pomyśleć, że krakowianie dostali srogie baty. „Boguś” zapytany, dlaczego po takim meczu nawet się nie uśmiechnie, z rozbrajającą szczerością odparł: – Nie mam już nawet siły się uśmiechać...

Gracz „Białej Gwiazdy” przyznał, że mecz z Lechem kosztował go tyle sił, że w końcówce niemal słaniał się na nogach. Gdy stwierdziliśmy, że jednak nie było chyba tak źle, skoro zdołał jeszcze posłać dokładne podanie do Wilde Donalda Guerriera, po którym Haitańczyk strzelił zwycięskiego gola, Boguski odparł: – Jestem dobrze przygotowany do sezonu, ale muszę się przyznać, że kończyłem ten mecz już ostatkiem sił. Dobrze, że udało się dograć jeszcze tę piłkę do Donalda, choć szczerze mówiąc, paliwa już trochę brakowało i „jechałem na oparach”.

Rzeczywiście, Boguski napracował się w tym spotkaniu jak mało kto. Nie tylko zaliczył dwie asysty, ale też zanotował wiele przechwytów. Trener Franciszek Smuda chwalił swojego podopiecznego.

– „Boguś” to jest zawodnik, który się nie zatrzymuje przez 90 minut. Jak tylko jest zdrowy, to jest typ takiego pracusia na __boisku. Wykonał mnóstwo ciężkiej roboty. Wszędzie go było pełno – mówił „Franz”.

Boguski cieszył się przede wszystkim z tego, że razem z kolegami zabierał do Krakowa pełną pulę.

– Najważniejsze, że mamy trzy punkty, bo gdybyśmy prowadząc 2:0, ten mecz zremisowali, albo przegrali, to pozostałby duży niedosyt – stwierdził.

Później było kilka zdań o taktyce. Piłkarz Wisły zdradził, że krakowianie początkowo mieli spokojnie poczekać na Lecha, a dopiero po pierwszym szturmie „Kolejorza” chcieli go skontrować.

– Zamierzaliśmy ustawić się od środkowego koła _– tłumaczy zawodnik. – _Nie chcieliśmy od pierwszych minut atakować, bo wiedzieliśmy, że Lech mocno rzuci się na nas. Dlatego nawet Paweł Brożek miał w tym okresie pomagać nam w defensywie. Lech rzeczywiście mocno natarł, ale nie udało mu się strzelić bramki. A później zrobiliśmy to my.

W to, że Wisła do przerwy prowadziła 2:0, duży wkład miał właśnie Boguski. To on zaliczył asystę przy drugim golu Łukasza Garguły, a mógł tych asyst mieć więcej, gdyby jego znakomite podania wykorzystywał w niedzielny wieczór Paweł Brożek. Boguskiego rzeczywiście wszędzie było pełno. Nie trzymał się kurczowo lewej strony boiska, na której rozpoczął mecz, ale często zmieniał pozycję.

– Ćwiczymy to na __treningach – mówi Boguski. – Chodzi o to, żeby w zależności od sytuacji na boisku zmieniać swoje pozycje i kto jest bliżej danej sytuacji, ten ma reagować. Wymieniamy się pozycjami z Łukaszem Gargułą czy z Maćkiem Jankowskim. Czasami Semir Stilić schodzi też do boku. Ważne jest, żeby przy tej wymienności pozycji dobrze się asekurować. Wtedy taka gra wygląda dobrze.

Boguski takim występem jak w Poznaniu nawiązał do swoich najlepszych lat. Po nich piłkarz miał mnóstwo pecha, trapiły go liczne kontuzje. W niedzielę pokazał, że ciągle stać go na wiele i pozostaje tylko pytanie, czy to jednorazowy wyskok, czy stała tendencja. „Boguś” powinien udzielić na nie odpowiedzi już w najbliższych meczach Wisły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski