Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proszowice. Michalina Cichosz - sto lat życia, niełatwego i pełnego dramatów

Barbara Rotter-Stankiewicz
Michalina Cichosz z Proszowic jest jedną z najstarszych mieszkanek Małopolski. Niedawno świętowała setne urodziny
Michalina Cichosz z Proszowic jest jedną z najstarszych mieszkanek Małopolski. Niedawno świętowała setne urodziny fot. archiwum rodzinne
Trzy i pół strony papieru w kratkę, spisane pewnie przez kogoś z rodziny i własnoręczny podpis: Michalina Cichosz. Na tych kartkach – 100 lat życia. Od najmłodszych lat ciężkiego, pracowitego, pełnego dramatów.

FLESZ - Rzeczywistość zmienia się na naszych oczach

od 16 lat

Gdy wybuchła wojna, Michalina mieszkająca razem w rodzicami i kilkorgiem rodzeństwa w Biadaszkach w województwie łódzkim miała niespełna 18 lat. Urodziła się 2 października 1921 roku. Skończyła 4 klasy podstawówki – na dalsze kształcenie nie było szans. Ojciec chorował, więc trzeba było pomóc rodzinie, toteż już jako dziecko poszła na służbę.

Wojna zastała ją w majątku oddalonym o 50 km od domu, do którego chciała wrócić. Wybrała się pieszo, tylko po to, by po kilku dniach wędrować w stronę Warszawy, a potem znów do rodzinnej wsi.

„Kiedy byliśmy już blisko naszej miejscowości, zatrzymali nas Niemcy. Zabrali nam konia, a nas zaprowadzili na plac ogrodzony drutem kolczastym. Było tam dużo ludzi. Pilnowali nas Niemcy uzbrojeni w karabiny, dlatego nie było możliwości ucieczki. Trzymali nas 2 dni bez jedzenia i picia. Stamtąd widzieliśmy, jak pali się nasza wioska. Na trzeci dzień rano wypuścili nas i kazali się rozejść” - wspomina w życiorysie pani Michalina.

Wioska była spalona, ale ich dom jako jeden z nielicznych ocalał. Nie cieszyła się nim długo - musiała wyjechać na roboty do Niemiec. U bauera w Kammerich pracowała do końca wojny.

Do Polski wróciła w czerwcu 1945, rok później wyszła za mąż za Władysława Cichosza i zaraz po ślubie wyjechała na Ziemie Odzyskane, w okolice Wrocławia. Urodziła synka, który żył tylko 8 miesięcy. Doczekała się jednak kolejnych dzieci – syna, córki i dziewczynek bliźniaczek, z których jedna również zmarła mając 8 miesięcy.

W 1962 roku państwo Cichoszowie powrócili w rodzinne strony, gdzie kupili gospodarstwo. Mąż zajmował się gospodarką, a pani Michalina domem, dziećmi, a później – latem - także czwórką wnuków, które zawsze spędzały w Cieszęcinie dwa miesiące wakacji i do dziś wspominają to jako pobyt w raju. Tak upłynęło kolejne ćwierć wieku.

Pani Michalinie i jej mężowi coraz trudniej było sobie radzić samym. Pod swą opiekę wzięła ich córka - Kazimiera Grzesikowska. I tak pani Michalina stała się mieszkanką Proszowic, gdzie mieszka do dziś i cieszy się już kolejnym pokoleniem – piątką prawnuków.

- Zasadniczo babcią zajmują się moi mama i tata, bo mogą być w domu przez cały dzień. Ale nasz dom jest wielopokoleniowy, więc w weekendy czy po powrocie z pracy też możemy być razem. Babcia uwielbia słoneczko, lubi spacery do ogródka. Niestety w zeszłym roku złamała biodro i teraz jeździ na wózku – mówi Bożena Łączek, wnuczka pani Michaliny.

Ostatnio, z okazji setnych urodzin Jubilatkę odwiedziła nie tylko rodzina, ale i miejscowe władze. Odczytane i wręczone zostały listy gratulacyjne od Prezesa Rady Ministrów, małopolskiego wojewody oraz burmistrza Proszowic. Były życzenia, kwiaty, urodzinowy tort i chóralne „200 lat”.

Pani Michalina bardzo się na to swoje święto cieszyła, bo zawsze była osobą towarzyską i lubiącą ludzi, chociaż gdy rodzinne spotkanie trwa zbyt długo, potrafi je „dyplomatycznie” zakończyć: - A jedźta już do domu…. Ciemno się robi…

- Jak trzeba było kogoś „ustawić” – to ostro. Jak przykląć – to siarczyście – opowiada pani Bożena o seniorce rodu. - Babcia ma swoje ulubione programy telewizyjne, np. Sędzia Anna Maria Wesołowska. Ogląda też msze, apel maryjny. Do niedawna czytała modlitwy drukowane specjalnie dla niej dużymi literami.

Pani Michalina mimo niełatwego życia, zawsze była pełna humoru.

Do rodzinnych annałów weszły wspomnienia o tym, jak przeprowadzała eksperymenty kosmetyczne sprawdzając np. czy fusy z kawy poprawiają cerę. Doświadczenia robiła jednak nie na sobie, lecz na swoim mężu…

- Babcia jest smakoszem. Najbardziej lubi niedzielne obiady: rosołek, kotlecik… Ale jarskie potrawy też – np. naleśniczki - mówi pani Bożena. - Wszystko musi być punktualnie, po kolei, spokojnie. I tak jest – dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski