MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przekręt "na mieszkanie"

Redakcja
Wynajmują mieszkania, podają się za ich właścicieli, inkasują zaliczkę i znikają bez śladu. To już opatentowany sposób na wyłudzanie pieniędzy.

Historie z paragrafem

Tęgi, lekko łysiejący blondyn. Zawsze chodził ze skórzaną walizką. Wyglądał jak bankier i tak się przedstawiał. Sprawiał dobre wrażenie: sympatyczny, przekonywający, życzliwy. Tak zapamiętała oszusta Karolina, studentka germanistyki, której zaproponował wynajęcie garsoniery na krakowskim Dąbiu.

- Odpowiedział na moje ogłoszenie w internecie o poszukiwaniu mieszkania - wspomina Karolina. - Oferował 26-metrową kawalerkę tylko za 750 zł, i to włącznie z czynszem. Cena była rewelacyjna. Mieszkanie umeblowane, a do tego za darmo internet i kablówka. Bardzo zachęcał do wynajęcia. Mówił, że nie ma czasu szukać innego lokatora, bo właśnie dostał posadę dyrektora banku i jest bardzo zajęty. Kiedy obejrzałam mieszkanie, od razu się zdecydowałam. Za "rezerwację" dałam mu 100 zł zaliczki.

Umowę mieli podpisać dopiero za miesiąc, ale już po kilku dniach rzekomy właściciel zadzwonił i zaczął ponaglać. Pojechała do niego ze swoim chłopakiem. Na nim też zrobił dobre wrażenie. Tak dobre, że przy podpisywaniu umowy nie sprawdzili, czy zgadzają się dane mężczyzny z jego dowodem osobistym. Zapłaciła mu wtedy za miesiąc z góry. Klucze miała dostać za miesiąc od jego brata, bo on sam miał wyjechać. Ostatecznie nie wyjechał i kilkakrotnie dzwonił, żeby przełożyć termin przekazania mieszkania. Twierdził, że je remontuje i stąd ten poślizg. Nie do końca mu uwierzyła i zaproponowała spotkanie. Nie było problemu, zaprosił ją do kawalerki. Zobaczyła, że meble w pokoju są przykryte jakimiś papierami, na środku stoją wiadra. Przekonało ją to. Nawet do głowy jej nie przyszło, że ulega mistyfikacji.

Zaczęła coś podejrzewać, kiedy po raz kolejny zadzwonił i po raz kolejny przesunął termin przekazania kluczy. Uspokoił ją jednak, że chodzi tylko o jeden dzień. Następnego dnia telefonowała do niego od rana, ale komórka była już wyłączona. Pełna złych przeczuć po południu przyjechała do Krakowa, tak jak wcześniej się umówili. Zastała zamknięte drzwi. Zaczęła pytać sąsiadów i od nich się dowiedziała, że dwie godziny wcześniej pod tymi samymi drzwiami stał jakiś chłopak, który twierdził, że za kilka dni wprowadza się do tej kawalerki, bo też ją wynajął. Nie zastanawiała się już ani chwili i poszła prosto na policję, a tam usłyszała, że rzekomy właściciel kawalerki, to oszust, który już został nawet zatrzymany.

34-letni Jan B. został ujęty na skutek doniesienia innej studentki, którą skasował na blisko 5 tys. zł. Miała to być zaliczka na poczet wynajęcia tej samej kawalerki, ale na rok. Policjanci znaleźli przy nim kilka podrobionych dowodów osobistych - na różne nazwiska. Jednym z nich posłużył się, wynajmując kawalerkę na Dąbiu. Faktyczni właściciele mieszkania złożyli na policji zeznania, z których wynika, że im również najemca od kilku miesięcy nie płacił.

Tomek, student politechniki, trafił na anons prasowy innego oszusta. Zadzwonił pod podany numer telefonu. "Tak, chcę wynająć umeblowaną kawalerkę. Tanio, bo bardzo mi się spieszy - powiedział męski głos w słuchawce.
Umówili się przed blokiem na os. Kazimierzowskim w Nowej Hucie, gdzie było mieszkanie do wynajęcia. Na Tomka czekał pulchny blondyn średniego wzrostu. Weszli na klatkę schodową, potem do mieszkania.

- Było wszystko: lodówka, pralka, no i meble - opowiada chłopak. - Nie namyślałem się długo. Ile pan chce? - spytałem. 500 zł za miesiąc, razem z czynszem. To była bardzo dobra propozycja. Przyjąłem, ale miałem przy sobie tylko 200 zł. On się ucieszył, bo i tak umowę mogliśmy spisać dopiero nazajutrz. Był z Łodzi. Potwierdził to, okazując mi dowód osobisty...

Tomek nie zobaczył już domniemanego właściciela kawalerki. Kiedy zaczął go szukać, dotarł do prawdziwej właścicielki mieszkania. Usłyszał, że już zgłosiło się do niej młode małżeństwo, które zapożyczyło się, żeby tajemniczemu "właścicielowi" zadatkować 550 zł tytułem wynajmu garsoniery na pół roku.

- Sama wynajęłam mu ją tydzień wcześniej. Zadzwonił po moim ogłoszeniu w prasie. Powiedział, że chce na pół roku. Mieszkanie mu się spodobało, ale na koniec rozmowy oznajmił, że wraca do hotelu, bo jeszcze nie przyszedł przelew. Zrobiło mi się go żal. Moje mieszkanie stoi puste, a ten biedak w hotelu? Ile pan ma? - spytałam. - 200 zł mogę dać od razu. Wzięłam, wydałam klucze, a potem okazało się, że on za pomocą ogłoszeń - rozklejanych też na osiedlu - zwabiał ludzi do podnajmowania mojego mieszkania - zeznawała na policji właścicielka kawalerki.

Sprawa tego oszusta szybko nabrała rozgłosu. Informowały o niej media w całym kraju, oszukane osoby ostrzegały także o nim na forach internetowych. Mimo to ciągle przybywało pokrzywdzonych. Wpadł dopiero po kilkunastu miesiącach. To 45-letni Sławomir Ł. ze Zgierza, który wynajmował na terenie całego kraju cudze mieszkania. Poza Krakowem, także w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i w Łodzi. Schemat działania był identyczny. Posługiwał się skradzionymi dokumentami mieszkańca Łodzi. Wystawił do wiatru co najmniej kilkadziesiąt osób - głównie studentów i młode małżeństwa. Niektórym po wpłaceniu kaucji przekazywał niekompletne lub niepasujące klucze do mieszkań i znikał. Oszustwa szybko wychodziły na jaw, ale ich sprawca długo był nieuchwytny. Wpadł dopiero przed miesiącem w Łodzi. Pomocnym w jego ustaleniu okazał się zapis z monitoringu na jednym z osiedli. Na zdjęciach pokrzywdzeni rozpoznali oszusta.

Sławomir Ł. zdążył już usłyszeć kilkadziesiąt zarzutów, ale śledczy spodziewają się kolejnych zgłoszeń. Grozi mu do 8 lat więzienia.

Ewa Kopcik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski