MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Romańska perła z barokową sąsiadką

Redakcja
Jeśli to ostatnie stwierdzenie brzmi tajemniczo - od razu lepiej je sprecyzować. Zatem: czy kogoś spośród zainteresowanych tradycją i krajoznawczymi cymeliami może nie zaciekawić informacja o drewnianym barokowym kościółku o zrębowej konstrukcji, szalowanych ścianach, dwuspadowym dachu z gontu i obłej, choć wysmukłej, wieżyczce na sygnaturkę? Zwłaszcza gdy dodać, że w jego wnętrzu zachował się oryginalny ołtarz z obrazem, przedstawiającym patrona, wykonanym w typie ikony, dwa ołtarze boczne, belka tęczowa z wypisaną inskrypcją fundacyjną i datą, a także kilka XVIII-wiecznych portretów trumiennych? I że świątynia ta położona jest bynajmniej nie pośród dzikich lasów ani nie na mokradłach, ale w centrum kraju, o żabi skok od jednej z najważniejszych magistral komunikacyjnych?

Tum koło Łęczycy

Do Tumu jechać warto. Przede wszystkim z powodu kolegiaty - budowli, zwanej perłą polskiej architektury romańskiej - ale także i dlatego, aby przekonać się, jak ważna dla postrzegania dzieł sztuki bywa ich lokalizacja.

Na pozór - taki zabytek powinien być często odwiedzanym miejscem. I kościół św. Mikołaja w Tumie jest - ale często oglądany. Bo z rzadka tylko ktoś z przyjeżdżających tam poświęca mu tyle uwagi, na ile zasłużył. Przybysze bowiem mają inny cel: wznoszącą się tuż koło drewnianego skarbu monumentalną kolegiatę pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny i św. Aleksego. Ona ogniskuje ich uwagę, ona wyczerpuje zainteresowanie. Do wzniesionej w 1761 r. świątyńki mało kto zagląda... W tym przypadku sąsiedztwo jest dla wartościowego przecież obiektu - zabójcze.
Ale dziwić się - nie sposób. Kolegiata bowiem - to jeden z najważniejszych zachowanych w kraju zabytków sztuki romańskiej, jedna z istotniejszych budowli średniowiecznej Polski. Układanie fundamentów pod nią rozpoczęto około 1140 r., uroczysta konsekracja nastąpiła w 1161 r. Od 1180 r. często odbywały się tam synody kościelne (m.in. w 1285 r. przyjęto uchwałę, w myśl której funkcje proboszczów i nauczycieli szkół parafialnych mogli obejmować wyłącznie duchowni mówiący po polsku) - co zdecydowanie podnosiło znaczenie raczej nie samego Tumu, lecz sąsiedniej Łęczycy.
Budowano ją z granitowych ciosów i polnego kamienia, łączonych wapienną zaprawą. Ponoć maczał w tym palce diabeł Boruta przekonany, że pomaga we wznoszeniu karczmy; gdy poznał prawdę, próbował zniszczyć dobrze już zaawansowany gmach, ale na to okazał się za słaby. Zostawił tylko - do dziś widoczny - ślad swej czarciej łapy w jednym z kamieni, wmurowanych w ściany.
Kolegiata powstała jako trójnawowa bazylika bez transeptu, z trzema apsydami od wschodu, dwiema bocznymi basztami-apsydami, i wielką apsydą-emporą, ujętą dwiema kwadratowymi wieżami, od zachodu. Nad nawami bocznymi umieszczona została empora. Jak napisał Tadeusz Dobrowolski, autor dzieła "Sztuka polska odczasów najdawniejszych doostatnich": "Ogólny kształt tej świątyni budzi różne skojarzenia: zCzerwińskiem, zKrakowem (rozstawienie wież jak wkatedrze Hermanowskiej), ze środkową Nadrenią I(spiętrzenie mas) iLotaryngią, nawet zNormandią, ponieważ wnętrze kolegiaty przywodzi namyśl typ niesklepionej francusko-normandzkiej bazyliki zemporami i____bezpośrednim oświetleniem nawy głównej przez wysoko umieszczone okna".
Kolegiata zaliczała się do najlepiej obwarowanych świątyń polskich: docenili to nawet Tatarzy, którzy w 1241 r. nie próbowali zdobywać jej (choć mogli się spodziewać sutych łupów!), lecz po prostu ominęli, nie widząc dla siebie szans. Więcej wojennego szczęścia mieli Litwini, kilkakrotnie podejmujący próby złamania oporu obrońców - ale oni w 1293 r. podłożyli ogień, puszczając kolegiatę wraz z jej obrońcami z dymem... Drugi pożar, który fatalnie zapisał się w historii świątyni, wybuchł w 1473 r. Zniszczeniu uległo wtedy wyposażenie wnętrza oraz skarbiec i archiwum.
Na skutek tych zdarzeń - ale także i w wyniku najzwyklejszych zmian gustów, mód i oczekiwań - szacowne mury były wielokrotnie poddawane rozlicznym korektom. O ile w XIV i przez większą część XV stulecia nie dokonywano w niej żadnych zmian, to w trakcie odbudowy po pożarze z 1473 r. wprowadzono pewne nowinki w duchu obowiązującego wtedy gotyku. Położono wtedy nowe sklepienia krzyżowo-żebrowe, przebudowano triforia i częściowo prezbiterium, natomiast wejście do zakrystii otrzymało gotycki portal. W 1569 r. przed romańskim portalem z wyobrażeniem adoracji Najświętszej Marii Panny pojawiła się kruchta. Swoje ślady pozostawił też okres odrodzenia: wzniesiono późnorenesansowy ołtarz główny, zamurowano trzy okna w apsydzie za nim. W trakcie remontu, prowadzonego w 1761 r. w celu zatarcia zniszczeń, dokonanych podczas najazdu Szwedów, o dwa łokcie obniżono mury. Siedem lat później wymieniono posadzkę.
Ostatniej wielkiej przebudowy podjął się pod koniec XVIII stulecia warszawski architekt Efroim Schroeder. W myśl jego projektu kolegiata otrzymała nowy dach, zachodnie wieże podwyższono o 6,5 metra i pokryto je blaszanymi hełmami, we wnętrzu natomiast - otynkowanym! - zachodnia empora zyskała klasycystyczne zwieńczenie. Zupełnie nowy wygląd autor zmian nadał ołtarzowi głównemu, który nakazał wznieść w stylu klasycystycznym - z czterema jońskimi kolumnami.
Taki wygląd przetrwał do końca II wojny światowej. Potem nadszedł czas nadaktywności konserwatorskiej. Niestety, nie zdecydowano się zachować wszystkich zmian, zachodzących w sposób naturalny na przestrzeni wieków, lecz zdecydowano wyrugować wszystko, co późniejsze niż oryginał - innymi słowy, postanowiono wypreparować z dość poważnie zmodyfikowanej budowli stan pierwotny, czysty romanizm. Zamiar ten był zresztą zgodny z ówczesną doktryną konserwatorską, efekty nie okazały się najlepsze. Za szczególnie niefortunne należy uznać nakrycie wnętrza żelbetową płytą stropową, której ciężar spowodował pękanie filarów nośnych i zagrożenie dla stabilności konstrukcyjnej romańskiej bryły. Wykonywano niezliczone odkrywki konserwatorskie, przemurowywano wieże i apsydy, nawet mury nawy głównej - wszystko w złudne imię szukania oryginalnego wyglądu. Na szczęście nie zniszczono przy tym tego, co najważniejsze...
Ale te wszystkie zastrzeżenia do autorów powojennych rewolucji mają dobrze zaawansowani w historii sztuki koneserzy. Dla nas - maluczkich - błędy konserwatorów-doktrynerów mają mniejsze znaczenie: dla nas najważniejsze jest, że ta perła polskiego romanizmu wciąż istnieje i wciąż robi wielkie wrażenie. Dominując - co oczywiste - nad skromną sąsiadką. Do oryginalności, której znawcy nie mają najmniejszych zastrzeżeń...
WALDEMAR BAŁDA
Fot. autor

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski