MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozśpiewana gospodyni, która umie robić cegły i pyszne ciasto

Barbara Ciryt
Stefania Ślusarczyk, gospodynie z Nawojowej Góry
Stefania Ślusarczyk, gospodynie z Nawojowej Góry Barbara Ciryt
Sylwetka. Stefania Ślusarczyk z Nawojowej Góry wygrała plebiscyt "Dziennika Polskiego" na "Najlepszą Gospodynię 2014". Pokonała kontrkandydatki z całego regionu podkrakowskiego.

Pięknie śpiewa i zawsze się uśmiecha. Gdy ktoś w gminie Krzeszowice wspomni o Stefanii Ślusarczyk, to twarze jej znajomych robią się pogodniejsze. Gdziekolwiek się pojawi, jest przyjmowana z życzliwością. Ludzie ją kochają. - Może nikomu tak bardzo nie nadepnęłam na odcisk - mówi skromnie.

Zachwyca się piosenkami Fogga, Niemena. Uwielbia pieśni maryjne i ludowe, sama pięknie je śpiewa. - "O Maryjo kwiecie biały, wśród niebiańskich tchnień. Wszystko oddam dla Twej chwały, każdy życia dzień…" - nuci cichutko.

Na dobre rozśpiewała się kilkanaście lat temu, gdy po wielu latach pracy zawodowej sprowadziła się z mężem do Nawojowej Góry. Zaczęli pracę na gospodarstwie teściów pani Stefanii. Przyszły wtedy do niej dwie kobiety, wiedziały, że ma niezły głos. Zapytały: czy nie zechciałaby śpiewać w miejscowym Kole Gospodyń Wiejskich?

- Śpiewać? No naturalnie, że chciałam - uśmiecha się pani Stefania. Zaczęło się odszukiwanie starych piosenek ludowych. Pani Stefania namówiła też prawnuczkę, żeby z nią śpiewała. Nawet jeździły razem na warsztaty związane z ludowymi tradycjami i śpiewami. Zależy jej, żeby młodzież chciała uczyć się tych starych pieśni. - Przecież to nasza tradycja. Trzeba ją przekazać kolejnym pokoleniom - uważa.

W jej rodzinnym domu w Rudnie, u podnóża zamku Tenczyńskich zawsze słychać było śpiew. - Rodzice - Stefania i Wincenty - mieli bardzo ładne głosy. Czasem przy pracy śpiewali pieśni ludowe, a z rana obowiązkowo godzinki - wspomina.
Z czasów dzieciństwa pamięta festyny, wystawne zabawy w ruinach zamku. - Jeszcze przed wojną wystawiano "Wesele krakowskie". Miałam zaledwie kilka lat, ale pamiętam, że widziałam pannę młodą z tej sztuki. Mój wujek wystąpił tam w roli drużby - mówi.

Beztroskie lata przerwała wojna. W pierwszych dniach września 1939 r. po okolicy zaczęły krążyć pogłoski, że Niemcy wszystkich rozstrzeliwują, że trzeba uciekać. Czteroletnia wówczas Stefania zapamiętała przygotowania do ucieczki. Jej tacie wojsko zabrało dwa konie, więc pożyczył jednego od wujka i całą noc przygotowywał wóz do wyjazdu na tułaczkę, pakował zapasy.

- Mama z ciocią całą noc piekły chleb - przypomina sobie pani Stefania. Gdy ruszyli w drogę, pierwszy nocleg mieli w Ojcowie. Podobnie jak inni uciekinierzy kierowali się na wschód. Dojechali pod Lublin, tam zawrócili ich jacyś żołnierze. Ostatecznie przeżyli wojnę w swoim Rudnie.

Pani Stefania ma też wiele wspomnień z pracy zawodowej. Zaczęła jako robotnica w krakowskiej fabryce makaronów. W wielkiej maszynie wyciskała makarony i pakowała je. Z Rudna chodziła do Woli Filipowskiej na pociąg, dojeżdżała do dworca. Potem pieszo szła na ul. Łokietka, bo tam była fabryka. Wspomina, że zarabiała wówczas 300 zł. Za jedną pensję mogła kupić sandały ze świńskiej skóry, na płaszcz zimowy pracowała dwa i pół miesiąca.

Po roku przeniosła się do Krzeszowic do zakładów ceramicznych, gdzie powstawały cegły szamotowe i kwasoodporne, takie do wykładania wnętrz pieców. Prowadziła też kiosk spożywczy niedaleko tego zakładu ceramiki, pracowała w ogrodach należących do przedsiębiorstwa hodowli roślin w Krzeszowicach oraz w pałacu Potockich, w czasach, gdy znajdował się tam dom dziecka.

W tym ostatnim miejscu na 10 lat zatrudniła się jako pomoc w kuchni. - Były tam dzieci od wieku przedszkolnego po maturzystów. Gotowaliśmy dla nich zupy, zapiekanki z makaronów, ziemniaków, robiliśmy surówki - wspomina.
Dziś gotuje dla swoich wnuków i prawnuków. Uwielbiają przyjeżdżać do babci Stefci na gołąbki z kaszy lub ryżu.

- Na Wigilię obowiązkowo robię z grzybami, a w innym czasie z mięsem i sosami pomidorowym, pieczeniowym lub grzybowym - mówi. Nie stroni też od pieczenia. Dawniej, gdy żył jej mąż, smażyła dla niego pączki. Teraz, gdy zjeżdża do niej rodzina, to nie obejdzie się bez drożdżowego kakaowego zawijańca oraz kruchej szarlotki, najlepiej z antonówek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski