Prasowi szydercy dobrze wiedzą, że bez krytyki kopanej, zwłaszcza w sezonie zwanym martwym, popadną w galopujące suchoty. Żadna siatkówka, handball, hokej, nie mówiąc o narciarstwie klasycznym (alpejskie zeszło do podziemia), nie są w stanie zająć uwagi watahy publicystów, a nawet jeśli się to zdarzy, społeczne echa ich twórczości są bliskie zeru.
Trzeba by było, na przykład, biegaczce Kowalczyk udowodnić plagiat doktoratu, w dodatku kupionego u profesora Szymona Krasickiego, albo ogłosić, że piłkarz ręczny Bielecki przejrzał na oko, wybite podczas meczu reprezentacji. Wtedy temat zyskałby nośność i głośny odbiór społeczny.
Osobiście nie podzielam tych stadnych ograniczeń i od czasu do czasu odskakuję od ganiących wyłącznie futbol manifestacji felietonowych. Niedawno na tych łamach poważyłem się ogłosić, że polskie narciarstwo, niczym król z klasycznej baśni, jest po prostu nagie!
Moje plany twórcze na najbliższy okres obejmują krytyczne projekty dotyczące dyscypliny, która w tej rubryce jeszcze nie zaistniała. Mam na myśli taniec rock and roll, który - jak się okazuje - w krakowskich realiach został zaliczony do zestawu sportów wyczynowych i korzysta z dotacji samorządowych!
Rock and rollem nie zajmowałem się czynnie od czasów studenckich, kiedy to dzieliłem pasje pomiędzy koszykówkę (Cracovia, Sparta Nowa Huta - 6 sezonów w ekstraklasie), lekką atletykę (mistrzostwo województwa w trójskoku) i tańcem towarzyskim w barwach „Rotundy” (sekcja podrywaczy fryzjerek)…
Obiecuję też podjąć felietonowe studia nad fenomenem krakowskiej koszykówki żeńskiej. Jest w niej zagadkowa, niewyjaśniona, trwała niechęć i unikanie awansu do ekstraklasy, demonstrowane przez zespół Korony, podpieranej przez Politechnikę Krakowską. No, ale to dopiero za jakiś czas. Dziś na warsztat wypada wziąć zjawisko nadprodukcji rzutów karnych w meczu Lech Poznań - Bruk-Bet Nieciecza.
Mój ulubiony arbiter- Paweł Gil z Lublina, jak każdy ptak żerujący na skutej mrozem ziemi lubi wydawać z siebie fałszywe dźwięki, co gorsza, namolnie powtarzane. W dodatku sfrunął na poznańska arenę prosto z miasta rodzinnego, gdzie z powodu syberyjskiej temperatury mecz ekstraklasy odwołano. Swoją rolę odegrała nieobecność na meczu dobrego ducha zespołu Michniewicza - Michała Listkiewicza, aktualnie zbawiającego futbol nad Wełtawą.
Próba pobicia rekordu Polski w dyktowaniu jedenastek ostatecznie się nie powiodła, także z powodu braku konsekwentnej współpracy graczy Niecieczy. Szansę na ten rekord miał natomiast arbiter gwiżdżący w sobotę przy Reymonta, Tomasz Kwiatkowski. Gdyby miał większy refleks i odwagę, mógł podyktować w obie strony pięć karnych i to nie z kapelusza, jak Gil. Podyktował raptem jednego, który raz na zawsze, mam nadzieję, odbiera Pawłowi Brożkowi ochotę na podchodzenie do „wapna”...
e-mail: [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?