Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sądy sobie nie radzą, reformy zaszkodziły

Zbigniew Bartuś
Archiwum
Sprawiedliwość. Sto tysięcy starych spraw zalega w sądach w Krakowie, kolejne 20 tys. w Nowosądeckiem, 15 tys. w Tarnowskiem. Na orzeczenia czekamy coraz dłużej.

Przez dwie dekady Temida nie potrafiła rozstrzygnąć sporu między właścicielami krakowskiej kamienicy przy ul. Grodzkiej. Procesy karne polityków i znanych przedsiębiorców ciągnęły się lub ciągną po kilkanaście lat, tak będzie zapewne także ze sprawą byłych wiceprezydentów Krakowa.

PRZECZYTAJ NASZ KOMENTARZ: Nawet sędziowie czekają na wyrok

Jeszcze dłużej - 26 lat, czyli od czasów PRL - trwała w sądach pod Lublinem zakończona właśnie sprawa o zniesienie współwłasności 17-hektarowego gospodarstwa rolnego.

Stronom procesów cywilnych oraz pewnym swej niewinności oskarżonym ślamazarne tempo pracy sądów rujnuje życie. Szanowani politycy lub biznesmeni słyszą ciężkie prokuratorskie zarzuty jako prężni czterdziestolatkowie, a w okolicach 60. urodzin dowiadują się, że zawsze byli niewinni.

Rolnik gospodarujący na wspomnianym wyżej gospodarstwie ponad połowę swego 50-letniego życia spędził w niepewności, nie mógł inwestować czy choć remontować domu. Sąd Apelacyjny przyznał mu ostatnio za opieszałość sądów 20 tys. zł zadośćuczynienia. Zapłacą podatnicy.

Problem istnieje od zarania III RP. Usprawnienie pracy sądów było 10 lat temu jednym z głównych celów rządu PiS, a potem znalazło się na czołowym miejscu w programie koalicji PO-PSL. Jednak mimo podwojenia wydatków na sądownictwo oraz zmian procedur i reorganizacji, za rządów Donalda Tuska liczba zaległości w polskich sądach rosła.

Przeciętny sędzia cywilny załatwia dziś na bieżąco 84 sprawy spośród 100, jakie do niego wpływają, gospodarczy - 86. To fatalny wynik.

- Droga Polaków do sprawiedliwości wydłuża się, zwłaszcza w największych miastach - mówi Marta Kube z Forum Obywatelskiego Rozwoju, autorka raportu "Sądy na wokandzie 2013".

Z raportu przygotowanego przez Justynę Kowalczyk z Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w 2008 roku w sądach było 1,7 mln zaległych spraw, z czego 124 tys. ciągnęło się ponad rok. W ubiegłym roku zalegało już prawie 2,5 mln spraw, z czego 220 tys. ponad rok. Czas trwania przeciętnego postępowania wydłużył się o 30 proc.

W rzeczywistości jest jeszcze gorzej. - 80 procent spraw to takie, w których nie ma żadnego sporu, np. chodzi o wpis do rejestru lub wydanie nakazu zapłaty. Te rozpatrywane są w miarę szybko, co poprawia statystyki. Ale ludzi interesuje, jak prędko sąd potrafi rozstrzygnąć ich spór, a na to, zwłaszcza w metropoliach, czeka się dziś długo. Zbyt długo - mówi Łukasz Piebiak ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.

W Warszawie, Łodzi, Lublinie, Krakowie i Wrocławiu sporne sprawy cywilne i gospodarcze ciągną się po dwa -trzy lata; w sprawach pracowniczych od wniesienia pozwu do wyznaczenia terminu pierwszej rozprawy potrafi minąć 1,5 roku. Prawomocny wyrok zapada po latach (spraw ciągnących się co najmniej 5 lat jest dziś 5,5 tys.).

W sądach rejonowych w okręgu krakowskim zalegało na koniec pierwszego półrocza 101 tys. starych spraw, w tym 47 tys. cywilnych. Stos zaległości stale rośnie, bo jedynie sądy rodzinne potrafią na bieżąco załatwiać 100 procent tego, co do nich wpływa. W pozostałych (karnych, cywilnych, gospodarczych, ksiąg wieczystych, ubezpieczeń…) - odsetek ten wynosi ok. 90 proc., a w sądach pracy... 63,5 proc.!

Zaległości rosną też w okręgu tarnowskim, najbardziej w sądach ubezpieczeń społecznych. Najlepiej radzą sobie sądy w Nowosądeckiem - karne i rodzinne nadrabiają zaległości. Ale cywilne, gospodarcze i pracy nie nadążają.

Co jest tego powodem - skoro sędziów (na tysiąc mieszkańców) mamy najwięcej w Europie, a nasze wydatki na sprawiedliwość należą do najwyższych na świecie?

Nie pomogły wielkie pieniądze, polskim sądom potrzeba zmian organizacyjnych i mentalnych
W 1990 roku do polskich sądów wpłynęły 2 miliony spraw, w minionej dekadzie 6 mln, a w ubiegłym roku ponad 15 mln. Liczba rośnie głównie dlatego, że politycy stale poszerzają tzw. kognicję, czyli zakres spraw, którymi sądy muszą się zajmować. Zdaniem Barbary Zawiszt, wiceprezes Iustitii, warto rozważyć powrót kolegiów ds. wykroczeń lub powołać sędziów pokoju.

Kolejna lawina spraw zawaliła sądy po utworzeniu e-sądu. Miał on usprawnić wydawanie orzeczeń w prostych kwestiach. Łatwość i niskie koszty zachęciły jednak ludzi do masowego dochodzenia niskich roszczeń. E-sąd został też zawalony wnioskami firm windykacyjnych - z Cypru, Luksemburga, Kajmanów - które skupiły przeterminowane długi od telekomów albo telewizji satelitarnych.
Jak na to reagowali rządzący? Presja na poprawę statystyk sądów doprowadziła do rozrostu kadr zajmujących się poganianiem sędziów. Prezesi, ich zastępcy, przewodniczący wydziałów, wizytatorzy i inni funkcyjni stanowią w niektórych sądach połowę zatrudnionych. - Są tak zajęci biurokracją i kontrolą, że prawie nie mają czasu orzekać - twierdzi działacz Iustitii.

Nie wiadomo przy tym, czemu służy ów nadzór. - Nie słyszałem, aby zrobiono komuś dyscyplinarkę z powodu lenistwa - komentuje sędzia z Krakowa.

Destrukcyjny wpływ na pracę orzeczników ma to, że sędzia z wielkiego miasta, załatwiający równocześnie 500 spraw, przeważnie skomplikowanych, zarabia tyle samo, ile jego kolega prowadzący w małym miasteczku 50 spraw, zazwyczaj prostych.

- Statystycznie każdy z nich ma na głowie 275 spraw, a tak naprawdę jeden odfajkowuje spokojnie te swoje 50, a drugi nie ma szans. Jak go poganić? - pyta Łukasz Piebiak.

Jego zdaniem równomierne obciążenie sędziów sprawami mogłoby znacząco usprawnić pracę wymiaru sprawiedliwości. Najprostszym rozwiązaniem byłoby przeniesienie części sędziów z mniej "zawalonych" placówek do tych największych.

Przeciwni takiemu rozwiązaniu są jednak sędziowie z mniejszych ośrodków. Dzisiaj są oni przypisani do konkretnego sądu i przenieść ich można wyłącznie za ich zgodą. - Niby czemu mieliby się godzić na kilkakrotnie cięższą pracę za te same pieniądze? - pyta Piebiak.

Wojciech Hajduk, wiceminister sprawiedliwości zastrzega, że wprowadzone za rządów Donalda Tuska zmiany "miały poprawić sytuację, ale nie od razu, tylko w ciągu kilku lat". Prezentując mizerne wyniki Temidy, minister przyznał ostatnio, że "główną bolączką sądownictwa jest duża dysproporcja w obciążeniu sędziów pracą".

Jedynie Jarosław Gowin próbował z tym coś zrobić, ale - zdaniem środowiska prawniczego - wybrał fatalne rozwiązanie: nie tylko z powodu politycznych i społecznych kontrowersji (rozporządzenie likwidujące 79 mniejszych sądów i przenoszące sędziów do większych miast cofnął Sejm; był za tym PSL), ale i chaosu, jaki w jego wyniku powstał.

Znany krakowski sędzia Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa, zwraca uwagę, że - wobec czynnego oporu środowiska, który łatwo było przewidzieć oraz z przyczyn proceduralnych - sprawność orzekania zmalała i urosła fura zaległości, które trzeba będzie nadrabiać latami.

Zdaniem sędziego Piebiaka, złe w skutkach okazały się także niektóre zmiany procedury, np. wydłużyły one postępowania przed sądem gospodarczym, bo pozwanym łatwiej dziś opóźniać proces.

W opinii znacznej części środowiska, politycy za bardzo obniżyli też opłaty sądowe. Efektem są miliony nowych, błahych, spraw. - Trzeba podnieść wysokość opłat. Mają one na świecie ważną funkcję: odstraszania pieniaczy. A czy opłata od wniesienia pozwu w wysokości 30 zł odstrasza? - pyta działacz Iustitii. W przypadku e-sądu realna opłata wynosi... 7,50 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski