Gdy żona odchodziła z konkubentem z wdzięczności postawił mu butelkę wódki. Myślał, że właśnie uwalnia się od kobiety, która notorycznie go okradała i wyprzedała większość rodzinnych pamiątek. – To był dopiero początek koszmaru – mówi zrezygnowany.
Od rozwodu orzeczonego w 2007 roku 42-letni Jan Nowak doświadcza tylko nieszczęść. I fakt, że była żona ani raz nie zapłaciła alimentów na trójkę ich dzieci wcale nie jest najpoważniejszym problemem.
150 tys. zł do spłacenia
Mężczyzna ma do spłacenia 150 tysięcy złotych kredytów, pobranych przez oszustów. Miesięczne raty sięgają 6 tysięcy złotych. Tymczasem on zarabia tylko połowę tej kwoty.
– Robił wszystko, żeby zapewnić dzieciom opiekę, gdy wyjeżdżał w trasę tirem – opowiada znajoma 42-latka. – Zaufał nieuczciwym ludziom i wpadł w kłopoty, w które wręcz trudno uwierzyć – dodaje.
Nowak najpierw poprosił o pomoc koleżankę, którą znał od podstawówki. Zawsze sobie pomagali, kiedyś nawet wziął dla niej pożyczkę, którą uczciwie spłaciła. Zgodziła się pomóc w opiece nad dziećmi.
– Pewnego dnia zapytała czy mógłby się do nas wprowadzić jej znajomy – opowiada 42-latek. – Zgodziłem się, bo w końcu częściej byłem w trasie niż w domu. Moje dwupokojowe mieszkanie okazało się za ciasne i padła propozycja wynajęcia domu. Zgodziłem się – mówi.
Zamieszkały w nim trzy rodziny. Jan Nowak z dwoma synami i córką (16, 15 i 14 lat), znajoma z konkubentem i jego syn z rodziną. Rachunek za wynajem – 2100 złotych miesięcznie, podzielono na trzy i wydawało się, że nareszcie będzie można normalnie żyć.
– Od konkubenta znajomej taty dostałem komputer – wspomina 16-letni syn Nowaka Robert. – Był to sprytny wybieg, byśmy wierzyli, że żyjemy z fajnymi ludźmi.
Wziął pierwszy kredyt...
Krótko potem pojawiły się oczekiwania. Znajomi oznajmili, że zamierzają uruchomić firmę z branży motoryzacyjnej i potrzebują 30 tys. zł na rozruch. Przekonali ojca trójki dzieci do wzięcia kredytu.
Gdy kilka tygodni później wrócił z trasy usłyszał, że w banku są już złożone papiery na kolejny kredyt w wysokości 45 tys. zł. Gdy zaprotestował, zagrozili, że mu „narobią smrodu w pracy”. Podpisał wniosek kredytowy i pobrał pieniądze. Na osłodę dostał 200 zł.
Niedługo potem panowie się ulotnili. Jan Nowak i znajoma, która sprowadziła oszustów, zostali bez niczego. On stracił pieniądze, ona też w fałszywy biznes zainwestowała i nic z tego nie miała.
– Wyjeżdżając zabrali nawet garnki, a mnie ukradli walizkę z narzędziami wartą 400 złotych – opowiada Robert Nowak. – Komputera nie zdążyli zabrać – dodaje.
42-latek ma dziś długi, których nie ogarnia wyobraźnią. Doszły do tego pożyczki, które zaciągano posługując się jego danymi w różnych bankach. Jeden ma siedzibę na Malcie. Gdy mężczyzna znika na dwa tygodnie, jeżdżąc tirem po Europie, do dzieci zagląda koleżanka. Tylko je sprawdza, bo świetnie sobie radzą. Gotują, piorą, pomagają sobie w lekcjach.
– Próbowałem skonsolidować dług, ale nic z tego nie wyszło, bo nie mam żadnego majątku pod zastaw – opowiada Nowak. – Boję się, że pójdę do więzienia za wyłudzenie pieniędzy, a dzieci mi odbiorą.
Sprawą oszustów zajęła się policja. Sądecki Ośrodek Interwencji Kryzysowej zaoferował pomoc.
– Mam na myśli wsparcie psychologiczne i pomoc prawną – mówi Teresa Wojtas-Kiejlan, psycholog, kierownik Działu Interwencji w Sytuacjach Kryzysowych. – W grę wchodzi też ustanowienie opiekuna prawnego, który miałby baczenie na dzieci pod nieobecność ojca. To nie oznacza, że je utraci – uspokaja psycholog.
Od redakcji: na prośbę naszego rozmówcy jego dane zostały zmienione.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?