MKTG SR - pasek na kartach artykułów

SB przeciw papieżowi

Redakcja
6 listopada podczas Targów Książki w Krakowie odbyła się dyskusja na temat wydanej przez krakowskie Wydawnictwo Św. Stanisława BM książki pt. "Skompromitować papieża. Nieznane fakty i dokumenty dotyczące Jana Pawła II".

W spotkaniu wzięli udział: jeden z jej autorów, dziennikarz TVN Piotr Litka (drugi autor to Grzegorz Głuszak), historyk z Instytutu Pamięci Narodowej prof. Jan Żaryn oraz dyrektor wydawnictwa ks. Zygmunt Kosowski. Dyskusję prowadził red. Piotr Legutko. Przedstawiamy jej obszerne fragmenty.

Piotr Legutko: - Nie jest to książka zwyczajna, nie tylko ze względu na niezwykłość faktów, które ujawnia, ale sam pomysł jej formuły jest dość niezwykły. To jakby reporterska opowieść szkatułkowa, której kolejne fragmenty otwierają się przed nami w trakcie lektury. Skąd wziął się pomysł na tę publikację?

Ks. Zygmunt Kosowski: - Pomysł zrodził się z rozmów z Piotrem Litką, który jest autorem kilku książek wydanych przez nasze wydawnictwo. Rozmawialiśmy na temat cyklu książek o kapłanach-bohaterach, m.in. ks. Niedzielaku i tajemniczo zamordowanym ks. Zychu. W tej właśnie serii chcieliśmy także pokazać epizod związany z Janem Pawłem II i próbą jego skompromitowania.

Piotr Legutko: - Na samym początku trzeba przedstawić dramatis personae, czyli osoby dramatu. Proszę o to autora.

Piotr Litka: - Główną postacią jest Irena Kinaszewska z redakcji "Tygodnika Powszechnego", osoba żyjąca w cieniu, skromnie wykonująca swoją pracę. Pierwsza dostrzegła wielkość Karola Wojtyły i zaczęła dokumentować jego działalność. Miała magnetofon - co było dość rzadkie w tamtych czasach - na którym mogła nagrywać wystąpienia publiczne i kazania kard. Wojtyły. Była swoistym kronikarzem jego działalności i życia. Gdy w 1978 r. Wojtyła został papieżem, dzięki tym nagraniom można było szybko wydać zbiór jego wystąpień i homilii. To właściwie najważniejsza rzecz, jaką zawdzięczamy tej kobiecie.

Piotr Legutko: - SB nieprzypadkowo wybrała panią Irenę jako osobę, wokół której zmontowano prowokację wymierzoną w papieża i jedynie przypadek sprawił, że nie doszła do skutku. Dlaczego wybrano właśnie ją?

Piotr Litka: - Pozostawała w bliskich relacjach z wieloma pracownikami "Tygodnika Powszechnego", a także z biskupem i kardynałem Karolem Wojtyłą. Znała także wieloletniego redaktora-legendę "Tygodnika" ks. Andrzeja Bardeckiego. To również był bliski przyjaciel Karola Wojtyły. W tym właśnie kręgu postanowiono zrealizować prowokację polegającą na uwiarygodnieniu rzekomego pamiętnika pani Ireny Kinaszewskiej, który został spreparowany w Departamencie IV MSW w Warszawie. Została do tego użyta identyczna maszyna do pisania, zostały też użyte w dużej mierze podsłuchy, jakie SB zainstalowała w mieszkaniu Kinaszewskiej. Na tej podstawie stworzono odpowiedni dokument. Ten pamiętnik miał zostać podrzucony do mieszkania ks. Bardeckiego. Później, podczas przeszukania mieszkania przez milicję, miał zostać znaleziony i w ten sposób władze miały wejść w posiadanie dokumentu, który mógł skompromitować z jednej strony głowę Kościoła Katolickiego, a z drugiej kilka osób z kręgu "Tygodnika Powszechnego", bardzo dla władzy niewygodnego. Wreszcie - z trzeciej strony - a było to w przeddzień trzeciej pielgrzymki papieża do Polski - pojawiała się szansa rzucenia cienia na życiorys Karola Wojtyły. Można więc było upiec kilka pieczeni naraz. Do wykonania zadania wybrano najlepszych. Do Krakowa przyjechała ekipa z Warszawy pod wodzą kpt. Grzegorza Piotrowskiego, który później znalazł się na ławie oskarżonych w procesie toruńskim. Była to niewielka grupa osób, która specjalizowała się w otwieraniu wszelkiego typu zamków, a także instalowaniu podsłuchów. Ci sami ludzie zajmowali się potem w grudniu 1983 r. prowokacją na Chłodnej z Warszawie, która była wymierzona w ks. Jerzego Popiełuszkę. Tam się to udało, ks. Jerzy został aresztowany i toczyło się przeciw niemu śledztwo. W prowokacji z Krakowa można jak w soczewce zaobserwować pewne elementy, które później zostały doprowadzone do perfekcji. Tym, co spowodowało przerwanie akcji krakowskiej było - tak można to delikatnie określić - świętowanie sukcesu. Funkcjonariusze byli już pewni, że pamiętnik został podrzucony, wystarczy tylko zrobić przeszukanie i - upili się. A kiedy zabrakło alkoholu, pijany Grzegorz Piotrowski wsiadł do samochodu i rozbił go na latarni bardzo blisko hotelu, w którym libacja się odbywała. W ten sposób akcja została zdekonspirowana. Pamiętnik Kinaszewskiej znalazł i zniszczył ks. Bardecki. Nigdy o tym nic nie powiedział. W roku 1990 wszczęto śledztwo w tej sprawie, prowadził je bardzo dynamicznie prokurator Andrzej Witkowski. Muszę powiedzieć, że inspiracją do napisania tej książki, poza reportażem telewizyjnym, który jest w niej obszernie cytowany, było właśnie to śledztwo. Najbardziej wstrząsające w tym wszystkim jest to, że śledztwo zostało umorzone, a wcześniej odebrane prokuratorowi Witkowskiemu. W uzasadnieniu umorzenia napisano, że chodziło przecież tylko o zniszczony samochód i sprawa po prostu się przedawniła.
Piotr Legutko: - Pytanie do profesora Żaryna: czym była grupa, która realizowała prowokację?

Prof. Jan Żaryn: - Tzw. Grupa D (później Wydział VI) została formalnie powołana w 1973 r. przez towarzysza Grunwalda, czyli jednego z ówczesnych szefów Departamentu IV. Miała zajmować się specjalnymi działaniami pozaprawnymi, w związku z czym została wyłączona z Departamentu IV w centrali w Warszawie. Również sekcje grupy, które się dynamicznie rozbudowywały w skali całej Polski, działały w sposób niejako autonomiczny wobec Departamentu IV, który zajmował się szczególnie Kościołem Katolickim i duchowieństwem. Sens Grupy D polegał na tym, że mogła ona korzystać z jednej strony z dobrodziejstw MSW, czyli pobierać pieniądze z funduszu operacyjnego i organizować akcje przeciwko duchownym i Kościołowi, a z drugiej nie raportować o tych akcjach w taki sposób, który by kompromitował SB. Efektem założonego procesu kompetencyjnego tej grupy była w gruncie rzeczy możliwość wykonywania przez nią działań przestępczych, działań które dzisiaj znamy w miarę dobrze z opublikowanego kiedyś raportu posła Jana Rokity. Wśród działań Grupy D, później zaś Wydziału VI, znalazło się m.in. podpalenie samochodu kard. Gulbinowicza, porwanie i oblanie kwasem pod Warszawą śp. Janusza Krupskiego, wspomniana prowokacja na Chłodnej z udziałem drugiego mordercy ks. Jerzego, Leszka Pękali. W tym ostatnim przypadku dowodzący akcją Grzegorz Piotrowski zdecydowanie przesadził, bo w mieszkaniu księdza podrzucił górniczy materiał wybuchowy przywieziony ze Śląska, co miało świadczyć, że duchowny zajmuje się przygotowywaniem rewolucji. Grupa D działała w formie ewidentnie przestępczej, ewidentnie też miała nie być dostrzegalna wśród pozostałych struktur MSW. W związku z tym cechowała się z jednej strony bezkarnością, z drugiej - wpisanym w taki zestaw kompetencji brakiem odpowiedzialności kierownictwa. Tzn. obowiązywała zasada: jeżeli się wam nie uda, to nigdy was u nas nie było. Jako historyk mogę jedynie pogratulować panu Piotrowi, bo ta książka to rzeczywiście wyjątkowo sprawnie napisany reportaż, który świetnie się czyta. Gdybym ja napisał to językiem historyka, z przypisami, byłoby to potwornie nudne. Tutaj przypisy też są, ale dzięki reportażowej formie czytelnik odkrywa coraz ciekawsze segmenty opowieści. Powodem, dla którego za temat ten nie zabrał się historyk, tylko dziennikarz i publicysta, jest fakt, że nie każdemu historykowi jest dane mieć wgląd w dokumenty pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej, a nawet gdy jest mu dane, to nie każdy historyk może się do tego przyznawać.

Piotr Legutko: - Dzisiejszy czytelnik czytając tę książkę myśli sobie: - Aha, chodziło o to, by o tym dowiedzieli się ludzie, by napisały gazety, poinformowała telewizja. Tymczasem konstrukcja tej prowokacji była zupełnie inna. Chodziło o to, by wprowadzić do świadomości papieża myśl, że my wiemy, że on wie, że my wiemy...
Piotr Litka: - Ta prowokacja była zupełnie inna, niż np. to, co w 1983 r. wydarzyło się w Warszawie na Chłodnej. Tam przygotowana była ekipa telewizyjna, która miała filmować funkcjonariuszy wynoszących z mieszkania ks. Popiełuszki podejrzane rzeczy, w tym wspomniane środki wybuchowe. Natomiast tutaj mamy do czynienia z działaniami bardziej zakulisowymi. W podobny sposób władza wykorzystała informacje o rzekomej współpracy z hitlerowcami bp. Tokarczuka. Kiedy do tego sięgnięto? Wtedy, gdy było to potrzebne, a potrzebne okazało się podczas procesu toruńskiego morderców ks. Popiełuszki. Całkiem możliwe, że gdyby krakowska prowokacja się udała, to publikacje oparte o fałszywy pamiętnik Kinaszewskiej ukazałyby się w odpowiednim momencie np. w gazetach niemieckich czy włoskich. Sprawa mogła więc mieć swoje reperkusje międzynarodowe. Na szczęście do tego nie doszło.

Spisał i zredagował Paweł Stachnik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski