FLESZ - Koronawirus przyspiesza rewolucję w bankach
Las, upalne popołudnie tuż przed burzą. Powietrze ciężkie od wilgoci niczym w tropikalnym lesie. Pot nie paruje i tym samym mechanizmach chłodzenia ciała przestaje działać. I wtedy wyroiły się meszki. Mały, maleńki rzekłbym owad. Za to liczny. Dwa milimetry długości i ocean kąśliwości. To najkrótszy opis stworka, jaki przeszedł mi do głowy.
Wakacje w pełni i o spotkanie z muszką łatwo. Podobnie jak większość krwiopijców kręci się w okolicy rzek i strumieni. Kąsają wyłącznie samice, zaś panowie to spokojni jarosze. Wpuszczony ze śliną enzym powoduje paskudne swędzenie. Czasami roją się tak liczne, iż do złudzenia przypominają tuman mgły. Atakują nawet w samo południe i co tu kryć nie ma na nie mocnych.
Chemiczne odstraszacze działają krótko i na dobrze posmarowanej skórze. Zajadła meszka bez wahania wlezie pod ubranie i zrobi swoje. Najedzona wyemituje wabiące koleżanki feromon zapachowy. Kolejne fale insektów trafią bezbłędnie do celu.
Eksperci od survivalu polecają specjalne kombinezony. Coś w rodzaju gęstej moskitiery spowijającej ciało od głowy do kolan. Obroni przed meszkami i równie skutecznie odbierze radość z urlopu. Mój prywatny sposób na meszki? Powalczę chwilę. Tak dla zasady. Potem biorę nogi za pas. I takoż uczyniłem. Sromotnie uciekłem z lasu. Jednak wrócę do mądrości Starożytnych: nec Hercules contra plures!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?