Gdyby nie Kazimierz Regiec i Jacek Kurek to dorosły, pokaźnych rozmiarów pies (w typie husky) najpewniej skonałby w męczarniach uwięziony kilka metrów nad ziemią.
Obaj są myśliwymi z ponad 30-letnim stażem. Wybrali się wieczorem na polowanie na dziki, które w okolicach Wojnicza sieją spustoszenie w uprawach.
Gdy byli 400 metrów od ambony myśliwskiej obok Dunajca w Łukanowicach (drewniana platforma w formie wieży służąca do polowań, usytuowana 6 metrów nad ziemią) spostrzegli, że w środku coś się rusza.
- W pierwszym momencie pomyśleliśmy, że pewnie jacyś młodzi ludzie wybrali sobie to ustronne miejsce, aby pić alkohol - relacjonuje Jacek Kurek.
Kiedy podeszli bliżej, przecierali oczy ze zdziwienia. W środku siedział bowiem duży pies z wystawionymi przez okno przednimi łapami. Na widok zbliżających się mężczyzn zwierzę zaczęło przeraźliwie ujadać.
- To brzmiało tak, jakby wzywał nas na ratunek, żebyśmy mu pomogli - mówi Kazimierz Regiec.
Mężczyzna odważył się i wszedł po stromych stopniach drabiny do umieszczonej na szczycie budki łudząc się, że może wewnątrz skrył się właściciel czworonoga. W środku nie było jednak nikogo poza psem. Drzwi były zaryglowane od zewnątrz.
- Z takim przykładem bestialstwa wobec zwięrzęcia jeszcze się nie spotkałem - mówi z niedowierzaniem Jacek Kurek. - Wygląda na to, że ktoś celowo umieścił w ambonie tego biednego psiaka, aby skazać go na śmierć. Sam przecież nie wyszedłby tyle metrów nad ziemię po drabinie i nie zamknął się w środku.
Pies mógł być uwięziony w ambonie nawet od tygodnia. Jego wycie było słychać w Łukanowicach już kilka dni wcześniej. Nikt jednak nie wiedział, skąd pochodzi, gdyż konstrukcja stoi na uboczu wsi. W budce było mnóstwo sierści, a o tym, że zwierzę bardzo chciało wydostać się z zamknięcia, świadczą m.in. podrapane pazurami drzwi.
Myśliwi wezwali na pomoc strażaków, którzy przy pomocy lin pomogli psu w zejściu na ziemię. - Zwierzak był potulny, współpracował, widać było, że nam zaufał - mówi Kazimierz Regiec. - Był nauczony porządku. U góry nie było żadnych nieczystości. Za to, jak już znalazł się na dole, przez 20 minut non stop sikał.
Potem równie długo pił wodę. W pewnym momencie wdzięcznie pomerdał w naszą stronę ogonem i pobiegł w swoją stronę. Strażacy próbowali go wprawdzie złapać, aby odtransportować do azylu, ale bezskutecznie.
Wszystko wskazuje na to, że odnaleziony pies to jeden z pierwszych porzuconych u nas podczas tegorocznych wakacji czworonogów.
- W schronisku mamy w tym momencie 83 psy. Kilka z nich znaleźliśmy w ostatnich dniach. Ewidentnie ktoś je wywiózł z miasta i wyrzucił z auta, żeby nie martwić się o to, co z nimi zrobić na czas wakacyjnych wyjazdów - stwierdza Adrian Starzyk z tarnowskiego azylu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?