Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skradzione auto znajdziesz w sieci. Ale tylko w częściach.

EWA KOPCIK
Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
W Krakowie samochód ginie średnio co kilkanaście godzin. Nieco rzadziej niż rok temu, ale dla poszkodowanych to żadna pociecha. Maleją bowiem szanse na odnalezienie go w całości. Zazwyczaj już dwie-trzy godziny po kradzieży auto jest "krojone", czyli rozkładane na części i wystawiane na aukcję internetową.

Fot. Archiwum

PRZESTĘPCZOŚĆ. Internet stał się głównym rynkiem zbytu kradzionych samochodów. Rozebrane na kawałki w kilka godzin trafiają na aukcje internetowe. I choć aut ginie mniej, coraz trudniej je odzyskać.

 

Internet to dziś główny rynek zbytu złodziejskiego przemysłu samochodowego. Wróciły kradzieże "na części" - twierdzą policjanci.

- Złodzieje reagują na popyt. Zapotrzebowanie na używane, tańsze podzespoły jest duże, bo mnóstwo samochodów zostało sprowadzonych z zagranicy, a części do nich są drogie - mówi aspirant sztabowy Piotr Pleń, naczelnik Wydziału do Walki z Przestępczością Samochodową Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. - Kupujący części nie zastanawiają się nad tym, skąd one pochodzą, tylko biorą, gdzie jest taniej, bo kryzys. I tym samym dają zajęcie złodziejom - dodaje asp. szt. Piotr Pleń.

W ostatnim czasie mundurowi odkryli w podkrakowskich gospodarstwach trzy złodziejskie "dziuple", a w nich posortowane, opisane i spakowane do wysyłki błotniki, zderzaki, lampy, felgi, a nawet skórzane fotele.

- Nic się nie marnuje, na wszystko jest zbyt. Kiedyś po kradzieży złodziej odstawiał auto na kilka dni na parking albo do "dziupli", bo liczył na okup. Teraz wóz jest rozbierany jeszcze tego samego dnia - opowiadają policjanci.

Zazwyczaj giną samochody z wyższej półki. Za auto warte około 100 tys. zł złodziej dostaje ok. 5-8 tys. zł. "Wozak", który transportuje je do "dziupli", ma szansę zarobić ok. 500 zł. Tyle samo otrzymuje blacharz za demontaż, najwięcej zarabia paser organizujący zbyt.

W ciągu 11 miesięcy skradziono w Krakowie 413 pojazdów (rok temu - 430). Upodobania złodziei od lat się nie zmieniają. Nadal ich ulubionymi markami są volkswageny (golf, passat, sharana). Kolejne na złodziejskiej liście "hitów" są audi, seaty, hondy, toyoty i fiaty (seicento oraz panda). Te same modele cieszą się uznaniem złodziei też w innych województwach. Z raportu Komendy Głównej Policji wynika, że w tym roku najczęściej ginęły volkswageny golfy (846 do końca września). W sumie przez 9 miesięcy tego roku skradziono w Polsce prawie 11,4 tys. samochodów (o ponad 450 mniej niż w zeszłym roku), które w sumie były warte ponad 376 milionów zł.

Bywa, że złodzieje nie przebierają w środkach. Przed kilkoma miesiącami pod Łodzią złodziej mercedesa podczas ucieczki oddał kilka strzałów w kierunku ścigających go policjantów. Ci odpowiedzieli ogniem, na szczęście nikomu nic się nie stało.

Pod Warszawą popularne są kradzieże samochodów tzw. metodą na koło. Kilku złodziei jedzie obok upatrzonego auta i pokazuje kierowcy, że ma awarię koła. Gdy ten zatrzymuje się i wysiada z samochodu, jeden z przestępców wskakuje za kierownicę i odjeżdża.

Krakowscy złodzieje na razie nie przejęli tego patentu. Ale często korzystają z okazji, gdy np. kierowca, chcąc otworzyć garaż, wychodzi na chwilę z samochodu i zostawia w stacyjce kluczyki.

Niektórzy złodzieje samochodów z Krakowa działają na bezczelnego

Przed kilkoma miesiącami policja rozbiła szajkę, która seryjnie kradła samochody w Krakowie i na lawetach wywoziła je pod Tarnów. - Wypożyczali zazwyczaj dwie lawety. Jeździli po Krakowie, wybierali auto, włamywali się i od razu ładowali na lawetę. Często kradli w biały dzień. Początkowo - pojazdy, których stan wskazywał, że od dłuższego czasu są nieużywane lub uszkodzone. Później zaczęli wybierać auta w lepszym stanie i o większej wartości. Mają na koncie co najmniej 20 samochodów, wszystkie rozbierali na części - mówią policjanci.
 

Z tego fachu rzadko się wychodzi. Złodziejska czołówka w Krakowie od lat się nie zmienia. Chociaż za kradzież z włamaniem grozi do 10 lat więzienia, średni wyrok to 1,5 roku pozbawienia wolności. Po połowie kary, czyli po 7-8 miesiącach, skazany wychodzi. - Złodzieje samochodowi mają wkalkulowane, że co pewien czas kilka miesięcy będą "odpoczywać" w więzieniu. Po odsiadce wracają do tych samych przestępstw. Zmieniają się tylko konfiguracje i role. Starsi zazwyczaj zajmują się koordynacją i nadzorem. W kradzieżach wyręczają ich młodzi, którzy dopiero uczą się zawodu - opowiadają policjanci.

Wracają też z "emigracji" zasłużeni krakowscy złodzieje. Dwa, trzy lata temu wygodniej było im grasować w Niemczech, we Włoszech, w Hiszpanii czy Austrii. Teraz niektórzy doszli do wniosku, że łatwiej można to robić u nas i współpracować z kolegami, którzy pozostali na Zachodzie. Przykład? W październiku funkcjonariusze małopolskiego CBŚ rozbili gang, który przez ostatnie trzy lata ukradł w Szwajcarii i w Niemczech ok. 70 samochodów wartych 2 mln euro. Małopolanie kradli je wprost z salonów. Przychodzili w ciągu dnia, udawali klientów, orientowali się, gdzie są kluczyki, a po auta wracali w nocy. Potem przyjeżdżali nimi do Polski. Tu od razu samochody trafiały do rozbieralni i były sprzedawane "na części". Szefem gangu był 68-letni Sylwester A., osławiony "Gumiś", który w 1994 r. terroryzował Kraków podkładaniem bom.

W Krakowie tradycyjnie najwięcej aut ginie z parkingów, ale nie sklepowych, jak jeszcze kilka lat temu, lecz osiedlowych. Złodzieje mają najnowsze urządzenia elektroniczne do pokonywania fabrycznych zabezpieczeń. Ponieważ gangi są zazwyczaj monitorowane przez miejscową policję, organizują również wypady do ościennych województw. W ten sposób np. krakowskie grupy rabują na Śląsku, a Ślązacy u nas. Pojawiają się też w Krakowie tzw. wolni strzelcy. Był nim np. 30-letni Zbigniew W. z Lubelszczyzny, który "polował" na hondy. Zawsze przyjeżdżał pociągiem, wsiadał w przypadkowy autobus lub w tramwaj i przez okno wypatrywał pożądanego modelu. Gdy go zauważył, wysiadał na najbliższym przystanku i przystępował do "pracy". Szczęście opuściło go dopiero przed miesiącem, kiedy wracał kolejną skradzioną hondą do Lublina. Wpadł, bo zatrzymała go "drogówka" - do rutynowej kontroli.

EWA KOPCIK

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski