Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skrajnie niezręczna sytuacja. Spór nad grobem Kazimierza Smolenia

Piotr Subik
Na nagrobku wykonanym przez wdowę nie ma słowa o wojennych losach Kazimierza Smolenia
Na nagrobku wykonanym przez wdowę nie ma słowa o wojennych losach Kazimierza Smolenia
Przez 35 lat Kazimierz Smoleń był dyrektorem Muzeum Auschwitz-Birkenau. A wcześniej, przez pięć lat więźniem obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Teraz o sposób jego upamiętnienia po śmierci wdowa Anna Smoleń starła się z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa

Najpierw na grobie Kazimierza Smolenia nie było nic – nawet nazwiska zmarłego, tylko pęknięta płyta nagrobna pochowanej w nim wcześniej matki, Heleny. Potem pojawił się nagrobek, na którym Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM) napisała, że był więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych Auschwitz i Mauthausen. I organizatorem, a w latach 1955–1990 dyrektorem Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau (PMAB). To był sierpień br., krótko przed Świętem Wojska Polskiego.

Rada chciała dobrze, zrobiła się awantura. Bo wdowa po Kazimierzu Smoleniu, Anna, nakazała natychmiast rozebrać upamiętnienie… I postawiła nagrobek, na którym znalazło się tylko faksymile podpisu byłego dyrektora Muzeum Auschwitz-Birkenau. Tłumaczyła to ostatnią wolą Kazimierza Smolenia.

– My, pracownicy muzeum, znamy ten podpis – widzieliśmy go setki razy na dokumentach. Ale dla innych osób grób pozostanie anonimowy – zauważa ze smutkiem dr Adam Cyra, historyk, na co dzień pracownik Muzeum Auschwitz-Birkenau.

To on jako pierwszy zwrócił publicznie uwagę na anonimowość mogiły na cmentarzu przy parafii św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym. Odwiedził go w lipcu 2013 r., półtora roku po śmierci byłego więźnia i dyrektora… Długo nie mógł odnaleźć miejsca pochówku Kazimierza Smolenia.

Dr Adam Cyra poznał Kazimierza Smolenia w grudniu 1972 r., kiedy ten przyjmował go do pracy w muzeum.

– Był człowiekiem skromnym. Rzadko wracał do wspomnień z czasów pobytu w KL Auschwitz. Podczas dyskusji o przeszłości obozu odnosiło się wrażenie, że rozmawia się z historykiem, a nie byłym więźniem. Nigdy nie mówił: „Ja pamiętam lepiej…”, „To było tak i tak…”. Nie robił z siebie męczennika. Dla nas był autorytetem – wspomina dr Adam Cyra.

Każdy pracownik w dowolnej chwili mógł do niego przyjść. Pomagał, jak się dało – np. ściągając potrzebne leki z Niemiec. Był ludzki, chociaż potrafił się też mocno zdenerwować. Nieraz świeciło się u niego do dwunastej w nocy. Żył pracą. Mieszkał w dawnej komendanturze KL Auschwitz, jednak po przejściu na emeryturę – z trzecią żoną, Anną, sekretarką w muzeum – przenieśli się do nowego domu w centrum Oświęcimia.

W ostatnich latach życia Kazimierza Smolenia spotkać można było w skromnie urządzonym biurze wiceprzewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego, na końcu korytarza jednego z dawnych bloków więźniarskich – nr 23. Do byłego obozu przywoził go zaprzyjaźniony taksówkarz.

– Dyrektor Kazimierz Smoleń był absolutnie wyjątkową osobowością. Świadkiem historii, od którego wielu Niemców po raz pierwszy usłyszało o KL Auschwitz. A to, że na grobie nie był w żaden sposób upamiętniony, wołało o pomstę do nieba – mówi Leszek Szuster, dyrektor Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu.

Ale Leszek Szuster nie chce wnikać w istotę sporu o grób. A awanturę nazywa „skrajnie niezręczną sytuacją”. Zresztą, nie on jeden…

Pierwszy list w sprawie nagrobka w Chorzowie Starym ROPWiM wysłała do Anny Smoleń w listopadzie 2013 r. Pisano w nim, że Rada planuje wyremontować grób na własny koszt w 2014 r. Uważa to za zobowiązanie wobec wieloletniego dyrektora PMAB i członka ROPWiM. – Nie mogliśmy przejść obojętnie wobec faktu, że osoba tak zasłużona dla kultury polskiej, wieloletni współpracownik naszej instytucji, spoczywa w bezimiennym grobie – podkreśla Adam Siwek, naczelnik Wydziału Krajowego ROPWiM.

Drugie pismo wystosowano pół roku później, na początku maja tego roku – znalazł się w nim projekt nagrobka i ponowna prośba o wyrażenie zgody na jego ustawienie. Ale odpowiedzi nie było…

Brat wdowy po Kazimierzu Smoleniu, Paweł Zembaczyński, biznesmen z Oświęcimia, nie ukrywa, że odpowiedzi być nie mogło – bo Anna Smoleń przebywa za granicą. A jego nie próbowano odnaleźć… Twierdzi, że nikt nie znał tak dobrze jak on ostatniej woli zmarłego Kazimierza. Że rozmawiając, wypili niejedną butelkę czerwonego wina i niejedną butelkę whisky.
Że dla Kazka (tak nazywa szwagra) to, co stanie się z nim po śmierci, nie miało żadnego znaczenia. Nie miałby więc nawet nic przeciwko temu, żeby rozsypać jego prochy. A gdyby chciał mieć najpiękniejszy nagrobek na świecie, toby go miał. Dlatego szlag Pawła Zembaczyńskiego chce trafić, że ktoś mógł nie uszanować zdania zmarłego.

Tymi, którzy rzekomo nie uszanowali woli zmarłego, mają być, według Zembaczyńskiego, Rada, dr Adam Cyra i Przemysław Bibik. Ten ostatni to młody politolog i historyk, który pracę magisterską o Kazimierzu Smoleniu, napisaną na Uniwersytecie Śląskim, oparł m.in. na gruntownej kwerendzie dokumentów i przeprowadzonych z nim rozmowach.

Ta praca – obok nagrobka – to kolejny punkt sporny między historykami a rodziną byłego więźnia. Zembaczyński mówi, że Kazimierz Smoleń przed śmiercią zaczął pisać wspólnie z żoną biografię pod tytułem „Oliwki z Auschwitz”. I że dr Cyra obiecywał mu, że praca magisterska nie zostanie opublikowana. Historyk z PMAB mówi jednak zupełnie coś innego – że żadnej obietnicy nie było, a dyrektor Smoleń nawet chciał, by Przemysław Bibik dopisał kilka rozdziałów.

Z ostatniego spotkania z Kazimierzem Smoleniem w bloku nr 23, po tym jak Anna Smoleń wyraźnie sprzeciwiła się wydaniu pracy magisterskiej (notabene nagrodzonej przez IPN), i Cyra, i Bibik zapamiętali, że Kazimierz Smoleń rzekł na odchodne: „Mnie się już żyć nie chce”.

Zmarł dwa tygodnie później, 27 stycznia 2012 r. Symboliczna data. By ogłosić smutną nowinę, sekretarz Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej Marek Zając musiał przerwać uroczyste obchody 67. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz.

Kilka dni potem odbyła się msza święta pogrzebowa w kościele Wniebowzięcia NMP w Oświęcimiu, a wdowa Anna Smoleń urnę z prochami męża – już podczas kameralnej, rodzinnej uroczystości – złożyła w grobie w Chorzowie Starym. Obok matki Heleny, którą Kazimierz Smoleń darzył wielkim szacunkiem.

Pod koniec września br. Anna Smoleń wystosowała do ROPWiM pismo, w którym zażądała kategorycznego rozebrania pomnika, grożąc skierowaniem sprawy do prokuratury. Można było odnieść wrażenie, że chęć uczczenia Kazimierza Smolenia uznała za rzecz haniebną, a nawet szargającą jego pamięć.

Dlatego Rada raz jeszcze wyjaśniła swe intencje, twierdząc „że zasadniczym powodem zaangażowania się w nowe urządzenie miejsca spoczynku doczesnych szczątków śp. Kazimierza Smolenia były ludzkie odczucia spotęgowane obozową przeszłością wieloletniego dyrektora Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu”. Ale i to pismo Anna Smoleń pozostawiła bez odpowiedzi.

Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa nakazała więc skuć nagrobek, co stało się 6 października. I wyraża ubolewanie, że wokół miejsca pochówku powstało tak wiele nieporozumień.

– Niepotrzebna awantura ze szkodą dla pamięci o Kazimierzu Smoleniu – mówią teraz między sobą pracownicy ROPWiM.

Paweł Zembaczyński zapowiada, że to jeszcze nie koniec prac wdowy przy nagrobku Kazimierza Smolenia. Pojawią się na nim otwarta księga, gałązka oliwna, a w kamieniu – na tle pasiaka – wyryty zostanie jego numer obozowy. I tyle. Tak chce wdowa po Kazimierzu Smoleniu. Tak podobno chciał i on. Przecież powołuje się na jego ostatnią wolę…

Dr Adam Cyra nie ukrywa, że poruszyło go i zasmuciło zamieszanie wokół nagrobka byłego więźnia KL Auschwitz. Mówi wprost: – Pojadę na grób, pomodlę się, zapalę znicz, ale nie będę się już w nic angażował. Nie warto być oskarżanym o szarganie pamięci…

A Przemysław Bibik dodaje: – Z dwojga złego dobrze, że na nagrobku pojawiło się chociaż nazwisko dyrektora. To postać bez wątpienia ciekawa i warta zapamiętania. Być dyrektorem w miejscu, w którym napatrzyło się na tyle zła, to rzecz niesamowita…

***

Kazimierz Smoleń urodził się 19 kwietnia 1920 r. w Chorzowie Starym. Do obozu Auschwitz trafił 6 lipca 1940 r., w jednym z pierwszych transportów polskich więźniów, aresztowany za działalność konspiracyjną na terenie Chorzowa. Otrzymał numer 1327. Tego dnia z obozu uciekł pierwszy więzień, Polak Tadeusz Wiejowski. Niemcy zarządzili karny apel. Trwał prawie dobę. Kazimierz Smoleń doznał w „stójce” udaru słonecznego.

W KL Auschwitz pracował w różnych komandach więźniarskich, m.in. był pisarzem. Podczas ewakuacji obozu w styczniu 1945 roku, którą Niemcy przeprowadzili ze względu na zbliżającą się Armię Czerwoną, został włączony do jednej z kolumn Marszu Śmierci i przeniesiony do podobozów Mauthausen-Melk i Ebensee.

Po wojnie Kazimierz Smoleń skończył studia prawnicze na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i przez kilka lat pracował w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Występował jako świadek i rzeczoznawca w wielu procesach nazistowskich zbrodniarzy, m.in. w Norymberdze i we Frankfurcie nad Menem.

Źródło: PMAB

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski