Na kamiennym ogrodzeniu zapuszczonego ogrodu kłębiły się ślimaki. Wstężyki, ślimaki ogrodowe i pewnie winniczki. Zbyt drobne, by nazwać je po imieniu. Nie większe niż dziesięciogroszowa moneta. Prześwitujące muszelki, delikatne, mięciuteńkie ciałka. Jak to mięczaki…
Całe towarzystwo kłębiło się radośnie i pełzało bynajmniej nie w ślimaczym tempie. Na kamieniu wielkości szkolnego zeszytu naliczyłem blisko dwadzieścia okazów. Cały murek mierzył ze dwadzieścia metrów. Tysiące zwierzaków! Ślimaczy raj! Największą radość sprawił mi widok świdrzyka.
Miniaturowy ślimak o wąskiej i długiej muszli, przypominającej kształtem włoskie lody w ekstremalnie długiej wersji. Tyle tylko, że wielkości połowy zapałki.
W okolicach Krakowa częsty, w Sądeckiem rzadko spotykany. Godzinę później ślimaki zniknęły niczym kamfora. Znalazłem je na spodzie liści pokrzyw. Zaczęło się wielkie żarcie...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?