Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słuchanie cudzych głosów

Paweł Głowacki
Anna Polony i Andrzej Mrowiec
Anna Polony i Andrzej Mrowiec fot. Wacław Klag
Pół życia w ciemności” - mawiał Zygmunt Kałużyński o ogromnym czasie, strawionym na widowniach wszystkich kin świata. Anna Polony, Andrzej Mrowiec i Krzysztof Orzechowski - chórem i osobno mogliby rzec: „Pół życia z cudzymi głosami na scenie, blisko nich, tak blisko, że bliżej się nie da”.

Gdy się, jak oni, jest aktorem długo bardzo, gdy dziesiątki lat uprawia się tę szlachetną sztukę brzuchomówstwa doprowadzonego do skrajności, czyli kiedy regularnie jest się jakby zarazem sobą i lalką, która siedzi na ramieniu i pięknie udaje, że gada (tak, legendarny, cudownie szajbnięty baron, który dobrze znał smak podobnie niemożliwych sztuczek, na czele ze smakiem czarodziejskiego numeru wyciągania samego siebie z bagna za uszy, bije brawo w zachwycie!) - gdy jest się przez pół życia takim właśnie magikiem, ma się, musi się mieć, wielką czułość i dogłębne zrozumienie dla literackiego pastiszu, który jest przecież stylistycznym brzuchomówstwem. Na ostatnim Salonie Poezji Polony, Mrowiec i Orzechowski czytali poetyckie pastisze Franciszka Fenikowskiego i Witolda Turdzy.

Punkt wyjścia: znana pioseneczka o kotku, co wlazł na płotek i mruga. Zadanie Fenikowskiego i Turdzy: pokazać, jak by utwór ten brzmiał, gdyby wyszedł spod pióra tego lub innego poety dawnego. Kotek mrugający po renesansowemu, kotek na płotku barokowym, kotek romantycznie zadumany. Krasiński i Krasicki, Morsztyn i Rej, Kochanowski i Mickiewicz, Norwid i Słowacki, i Karpiński, i kto tam jeszcze. Jakby oni kotka tego mrugającego zobaczyli? Jakby go w wersach swoich sportretowali? Jakby go w swoim świecie niepowtarzalnym osadzili? Odpowiedzieć na piśmie - o to szło Fenikowskiemu i Turdzy. I wyszło - świetnie! I z czytania tych świecidełek - czytania rarytasów brzuchomówstwa poetyckiego przez mistrzów brzuchomówstwa scenicznego, czytania okraszonego muzycznymi igrcami Haliny Jarczyk (skrzypce) i Jacka Hołubowskiego (akordeon) - znakomita zabawa wyszła! Tak, ale i coś więcej.

Mały namysł. Czy w ogóle możliwe jest pisanie bez - że sparafrazuję tytuł tomu pastiszów poetyckich Kazimierza Wyki, które nie tak dawno gościły w Salonie - bez ciągłego podsłuchiwania intonacji starych opowiadaczy, co dziś są już duchami? Czy możliwy jest aktor, będący jedynie sobą, czyli elementem wielogłowej dziś w teatrze nadwiślańskim, przykrej pretensjonalności, głuchej na Szekspirów, Czechowów oraz innych Molierów? Choćby Polony. Kim by ona była, gdyby nie miała dla opowieści duchów słuchu absolutnego?

Pastisz. On nie jest parodią, obśmianiem, przedrzeźnianiem, tanim kabaretem, nie jest wyłącznie momentem niezobowiązującej zabawy. Nie chodzi w nim o toporne małpowanie cudzego tekstu, lecz o delikatne imitowanie intonacji. Jak uczy filozof - w pastiszu chodzi o „podłączenie” się do cudzej mowy, o przemawianie czyimś głosem. I dalej ten sam filozof - nie słów dotyczy pastisz, nie konkretnych układów konkretnych słów, lecz sposobu widzenia świata, sposobu, który przejawia się w takim, nie innym falowaniu języka.

Nie da się pisać, nie wsłuchując się w brzmienie cudzych opowieści. Proust, autor wybornych pastiszów Saint-Simona, Flauberta, Balzaka, urodził „Poszukiwanie” dopiero wtedy, gdy głosy te cudze, do cna przezeń wysłuchane, stały się ingrediencjami jego własnego stylu. Identycznie ze sceną. Polony, Orzechowski, Mrowiec - oni dobrze wiedzą, że teatru nie sposób robić bez wsłuchania się w cudze widzenie świata. Troje ich. Niewiele, lecz dobre i to.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski