Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z boku sceny wiersza

Paweł Głowacki
Tomasz Międzik (po lewej) i Sławomir Maciejewski
Tomasz Międzik (po lewej) i Sławomir Maciejewski fot. Wacław Klag
Salony. Słuchając, jak na ostatnim Salonie Poezji Bogdan Hołownia grał na fortepianie stare melodie, pomyślałem, czy sens tego oplatania niegdysiejszych nut jazzową pajęczyną nie jest w istocie porównywalny z cichym mruczeniem, które Glenn Gould dodawał nad klawiaturą do fug Jana Sebastiana Bacha.

Tu i tu powszechnie znane oczywistości nabierają przecież naraz dyskretnej nieoczy-wistości. Znana na wylot stareńka nuta brzmi po staremu, lecz jakby słychać ją od strony, której istnienia żeśmy się po niej nie spodziewali. Stareńka nuta pod palcami Hołowni albo stareńki obrazek – dziadek w odwiedzinach – pod piórem Tadeusza Różewicza.

Ostatni Salon, na którym Sławomir Maciejewski i Tomasz Międzik wiersze Różewicza czytali, nosił zdumiewający tytuł „Uśmiechy”. Zdumiewający, bo przecież ze szkolnych sztanc wiadomo, że Różewicz jest poetą ciemności raczej, braku złudzeń, że dzieła jego – wiersze, proza, dramaty – to w kwestii natury człowieka, stanu cywilizacji i przyszłości świata są kciuki permanentnie w dół zwrócone.

A tu proszę! Maciejewski sięgnął po Różewicza uroczy plankton poetycki, notowany dla wytchnienia, sięgnął po wierszyki o rzeczach powszechnie znanych na wylot, na czele z tym dziadkiem moim lub twoim, dziadkiem, co w odwiedziny przyszedł, by wnuka w kołysce zobaczyć – i Salon obrócił się w godzinę pastelowej czułości dla stu drobin codzienności, co się pod piórem Różewicza w sto nieoczywistych portretów ongiś zmieniły. Dziadek i reszta – wszystko się pokazało od strony, której istnienia żeśmy nie podejrzewali.

Czułość, często nicowana ironią, dowcipem, lecz czułość, nie czułostkowość pensjonarska. I nigdy nie rechot drwala, nachalny, kabaretowy i bolesny. „Nie jestem człowiekiem śmiechu” – wyznał autor „Kartoteki” – „jestem raczej człowiekiem uśmiechu i uśmiechów. Nigdy nie ryczałem ze śmiechu, nie umierałem ze śmiechu, nie pękałem ze śmiechu, choć czasem śmiałem się do łez”.

Jeśli już łza, to tylko poniekąd, nie w świetle, zawsze jedynie gdzieś z boku sceny wiersza, i zawsze tylko tak istniejący uśmiech. Całkiem jak jazzowa pajęczyna Hołowni, prawie niesłyszalnie krążąca wokół stareńkich melodyjek. A pomiędzy tymi dyskrecjami – Maciejewski i Międzik. Na pytanie, czy aktor może być inteligentny, jest odpowiedź: owszem, byle mu to nie przeszkadzało. Maciejewskiemu i Międzikowi to nie wadzi. Nie uwiera ich myślenie. Do dwóch dyskrecji dodali więc dyskrecję czytania, swoje kruche uśmiechy. Wyszło smakowicie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski