Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smutno, bo o śmierci

Redakcja
Śmierć poszalała. Talibowie zamordowali polskiego geologa, polski żołnierz zginął w wypadku samochodowym. To w dalekich, egzotycznych krajach. U nas odeszła prof. Maria Orwid, psychiatra, odszedł prof. Jan Błoński, polonista. Mieli ze sobą coś więcej wspólnego niż krakowskość. Orwid miała za sobą doświadczenia dla nas niepojęte, jakie może mieć tylko Żydówka, która przeżyła okupację. Błoński napisał znakomitą książkę o Zagładzie i polsko-żydowskich relacjach - "Biedni Polacy patrzą na getto".

Andrzej Kozioł: MINĄŁ TYDZIEŃ

Afera - a może raczej aferka - w Nowym Sączu też ma coś wspólnego ze śmiercią. Od stu lat miejscowa szkoła nosiła imię Urszulki Kochanowskiej, dziewczynki która przeszła do historii literatury, ponieważ umarła. Ojciec, jeden z najznakomitszych polskich poetów, poświęcił jej treny i w ten sposób uczynił ją nieśmiertelną. Ktoś wymyślił, że należy zmienić patrona szkoły - Urszulkę ma zastąpić ks. Twardowski. Dlaczego? Nie wiadomo. Najgorsze jest to, że nowemu patronowi nic nie można zarzucić - był dobrym, mądrym człowiekiem i świetnym poetą. Nie mamy więc do czynienia z sytuacją, w której gorsze wypiera lepsze. Nie mamy też do czynienia ze skandalem, jakim było odebranie szkole imienia Brzechwy - bo był Żydem. Nie, Urszulka zasługuje na szkołę, zasługuje na nią też ksiądz Twardowski. Jest jednak coś ważniejszego i od córki poety, i od poety duchownego - tradycja. Jeżeli coś przetrwało sto lat, zasługuje na jeszcze dłuższe trwanie. I jeżeli tego nie rozumieją nowosądeccy nauczyciele - a może radni, nie wiem, kto wymyślił tę bzdurę - to nie powinni być ani pedagogami, ani radnymi.
We Włoszech umarła - lub, jak chcą inni, została zabita - dziewczyna, która od siedemnastu lat pozostawała w śpiączce. Zagrały emocje, w parlamencie trwały gorące dyskusje, na ulicach manifestacje. Rząd usiłował w pośpiechu przeforsować ustawę, która uniemożliwiałaby odłączanie takich ludzi od aparatury podtrzymującej życie.
Dla obu stron sporu sprawa jest jasna. Jedna zakłada świętość ludzkiego życia i tylko Bogu pozwala je odebrać. Druga powiada, że w beznadziejnych sytuacjach nie należy przedłużać ludzkiej wegetacji, nie wolno przysparzać cierpień choremu i jego rodzinie.
Jak zawsze, racje rozłożone są po obu stronach, dlatego nie będę ich ważył na felietonowej wadze. Wiem jedno - gdybym ja znalazł się w sytuacji nieszczęsnej Włoszki, chciałbym jak najszybciej odejść.
A teraz już z innej beczki, bez śmiertelnej powagi. Incydent na pokładzie niemieckiego samolotu z udziałem Jana Rokity nie należał wprawdzie do śmiesznych, ale trudno go też traktować bardzo poważnie. Wszyscy przesadzili - stewardesa, kapitan, policja, która - jak to często z policją bywa - zachowała się zdecydowanie po chamsku. Przesadził też były poseł, wpadając w paniczny lęk. Gdzieś zniknął nonszalancki, pewien siebie, sprawny intelektualnie dawny Rokita. Pojawił się inny, słaby, śmiertelnie przestraszony, błagający o pomoc. Śmieszne? Nie raczej smutne, a Rokita godzien współczucia. Może dobrze, że skończył z polityką. Polityk, któremu się współczuje nabiera ludzkich cech, ale traci głosy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski