Andrzej Kozioł: MINĄŁ TYDZIEŃ
Afera - a może raczej aferka - w Nowym Sączu też ma coś wspólnego ze śmiercią. Od stu lat miejscowa szkoła nosiła imię Urszulki Kochanowskiej, dziewczynki która przeszła do historii literatury, ponieważ umarła. Ojciec, jeden z najznakomitszych polskich poetów, poświęcił jej treny i w ten sposób uczynił ją nieśmiertelną. Ktoś wymyślił, że należy zmienić patrona szkoły - Urszulkę ma zastąpić ks. Twardowski. Dlaczego? Nie wiadomo. Najgorsze jest to, że nowemu patronowi nic nie można zarzucić - był dobrym, mądrym człowiekiem i świetnym poetą. Nie mamy więc do czynienia z sytuacją, w której gorsze wypiera lepsze. Nie mamy też do czynienia ze skandalem, jakim było odebranie szkole imienia Brzechwy - bo był Żydem. Nie, Urszulka zasługuje na szkołę, zasługuje na nią też ksiądz Twardowski. Jest jednak coś ważniejszego i od córki poety, i od poety duchownego - tradycja. Jeżeli coś przetrwało sto lat, zasługuje na jeszcze dłuższe trwanie. I jeżeli tego nie rozumieją nowosądeccy nauczyciele - a może radni, nie wiem, kto wymyślił tę bzdurę - to nie powinni być ani pedagogami, ani radnymi.
We Włoszech umarła - lub, jak chcą inni, została zabita - dziewczyna, która od siedemnastu lat pozostawała w śpiączce. Zagrały emocje, w parlamencie trwały gorące dyskusje, na ulicach manifestacje. Rząd usiłował w pośpiechu przeforsować ustawę, która uniemożliwiałaby odłączanie takich ludzi od aparatury podtrzymującej życie.
Dla obu stron sporu sprawa jest jasna. Jedna zakłada świętość ludzkiego życia i tylko Bogu pozwala je odebrać. Druga powiada, że w beznadziejnych sytuacjach nie należy przedłużać ludzkiej wegetacji, nie wolno przysparzać cierpień choremu i jego rodzinie.
Jak zawsze, racje rozłożone są po obu stronach, dlatego nie będę ich ważył na felietonowej wadze. Wiem jedno - gdybym ja znalazł się w sytuacji nieszczęsnej Włoszki, chciałbym jak najszybciej odejść.
A teraz już z innej beczki, bez śmiertelnej powagi. Incydent na pokładzie niemieckiego samolotu z udziałem Jana Rokity nie należał wprawdzie do śmiesznych, ale trudno go też traktować bardzo poważnie. Wszyscy przesadzili - stewardesa, kapitan, policja, która - jak to często z policją bywa - zachowała się zdecydowanie po chamsku. Przesadził też były poseł, wpadając w paniczny lęk. Gdzieś zniknął nonszalancki, pewien siebie, sprawny intelektualnie dawny Rokita. Pojawił się inny, słaby, śmiertelnie przestraszony, błagający o pomoc. Śmieszne? Nie raczej smutne, a Rokita godzien współczucia. Może dobrze, że skończył z polityką. Polityk, któremu się współczuje nabiera ludzkich cech, ale traci głosy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?