MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedaję fikcję < rozmowa > z ŁUKASZEM ORBITOWSKIM, pisarzem i publicystą, autorem powieści "Tracę ciepło"

Redakcja
ŁUKASZ ORBITOWSKI (ur. 1977)

Książki

to związany z Krakowem filozof
(absolwent UJ), publicysta, redaktor,
recenzent, współautor gry
komputerowej, a nawet kulturysta.
W różnych (w tym fantastycznych)
kręgach znany głównie jako pisarz.
Ostatnio wydał
realistyczno-mistyczną powieść
z Krakowem w tle "Tracę ciepło"
(WL) uhonorowaną nagrodą
Krakowskiej Książki Miesiąca.
Strona autora w Internecie:
www.orbitowski.pl.
** Fot. bartłomiej j. kwasek
- Choć w "Tracę ciepło" bardzo ważny jest wątek metafizyczny, to jednak kiedy się zaczyna czytać tę książkę, traktuje się ją bardziej jako przewodnik po Krakowie...
- Tę powieść pisałem, kiedy pracowałem na budowie w Stanach Zjednoczonych. W swoim małym pokoiku w Bostonie powracałem do miejsc, w których kiedyś żyłem. Te - zdeformowane czy to przez wady ludzkiej pamięci, czy też przez wymogi fabuły - wspomnienia troszeczkę ożywiały moją melancholijną samotność emigranta. Realizm funkcjonuje tu raczej jako kontrast wobec świata nadnaturalnego. Zauważ, że gdy opiszesz byle jakiego ducha, to czytelnik wzruszy ramionami. Inaczej już jest, gdy tego ducha wrzucasz w świat, który odbiorca książki zna. Wtedy ta upiorność i złowrogość robi się faktycznie upiorna i złowroga. To jest oczywiście konwencja, ale ja bardzo lubię się bawić konwencjami.
- Realistyczna warstwa tej książki dotyczy także czasu przełomu lat 80. i 90. oraz okresu późniejszego. Chodziło o podróż sentymentalną do krainy dzieciństwa?
- Bardzo podoba mi się stwierdzenie, które mówi, że mój bohater już nie jest dzieckiem, a jeszcze nie stał się dorosłym facetem. W 1990 roku kraj jest w bardzo podobnej sytuacji. Już wyszedł z szarości w kolor, przeszedł z Secamu na Pal, ale nie jest jeszcze tym państwem nowoczesnym, którym teraz się staje. To był dobry punkt zaczepienia. Poza tym skoro chciałem opisać historię, która rozgrywa się na przestrzeni 15 lat, miałem dwa wyjścia: albo zacząć współcześnie i przewidywać, co będzie za piętnaście lat (ale wyszłaby mi wtedy książka science fiction i dopiero byłoby namieszane), albo zrobić dwa kroki w tył. Ostatecznie użyłem wspomnień.
- A skąd wziąłeś te wszystkie historie? Na przykład postać portiera w szkole, Hadały?
- Historia Hadały jest po części archetypiczna dla tego segmentu społecznego. Legenda jest zupełnie fikcyjna... Tu w zasadzie powinienem chyba zrobić uwagę do współczesnej literatury polskiej, która w dużej mierze jest autobiograficzna. Jak wiemy, Shuty pracował w banku i zrobił potem o tym książkę; Kuczoka ponoć bili w dzieciństwie i potem przekuł to na prozę; Masłowska mieszkała na osiedlu... I tak dalej. Otóż ja jestem przywiązany do idei pisarza jako wymyślacza. Moją funkcją jest sprzedawanie ludziom fikcji, a nie prawdziwych historii. To nie znaczy, że pewne historie nie zdarzyły się faktycznie. Pierwsza scena pokazuje chłopców plujących przeżutym pożywieniem. Pamiętam, że coś takiego w mojej budzie było. Jest też scena, gdy psu rzuca się petardę i ona wybucha w pysku. Pamiętam, że rzucano psom petardy, ale żadnej on nie schwycił. U mnie wybucha... Więc czasem się coś dopisuje.
- Albo podsłuchuje, czego - jak dla mnie - dowód stanowi język Konrada, przyjaciela Kuby. Ten język jest, delikatnie mówiąc, daleki od intelektualnego żargonu...
- Nie jestem jajogłowcem, który całe życie siedział w książkach i ganiał tylko na filozofię na UJ. Znałem różnych ludzi i nie dobierałem sobie przyjaciół tylko z mgr przed nazwiskiem. Co prawda nie byłem organicznym członkiem jakiejś agresywnej społeczności. Nie pozwalał na to mój pomysł na życie. Spędziłem jednak trochę chwil w Equinoksie z facetami, którzy mieli bicepsy jak ja głowę. Tych przyjaźni, koleżeństwa, zażyłości się nie wyprę. One się literaturze bardzo przysłużyły.
- Język chłopaka z osiedla i inteligenckość pisarza to nie jedyna sprzeczność. Sam w napisanej przez siebie sylwetce prezentujesz Orbitowskiego jako "przedstawiciela nurtu poważno-jajcarskiego w literaturze". Co to właściwie znaczy?
- Piszę na poważnie, co znaczy, że nie umiem się bardziej obnażyć i być bardziej szczery. Co do jajcarstwa, to trzeba pamiętać, że jeśli autor nie umieści w książce czegoś, co jest zabawne, czytelnik zacznie tego szukać na własną rękę. Biorąc pod uwagę, że piszę raczej depresyjnie, wydawało mi się, że wrzucanie jakiś jaśniejszych elementów, jakiegoś żartu stanowiło rodzaj filtra, przez który troszeczkę mroku wyfrunie. Ludzie przecież nie są cały czas smutni...
- Owszem, chociaż - skoro przy tym temacie już jesteśmy - "Tracę ciepło" jest mocno przygnębiające.
- Bo człowiek, starzejąc się, przechodzi zmiany. Z jednej strony jest trochę mniej namiętny, a z drugiej - bardziej przepełniony troską. Wierzę w możliwość i sensowność walki, żeby to ciepło przeszło w inną formę, ale by jego temperatura nie osłabła. Wydaje mi się, że to jest możliwe - szczególnie, gdy patrzę na niektórych starszych ludzi, którzy są ze sobą od 40 lat i dalej się bardzo kochają. Poza tym - odnosząc się już ściśle do książki - ja nie wiem, czy zakończenie książki jest pesymistyczne. Nie chcę powiedzieć za dużo, ale bohater w jakiś sposób ocalił swoje ciepło. Jest więc tam sporo nadziei.
Rozmawiał: MARCIN WILK**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski