Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stefa

Redakcja
W mojej literackiej biografii Kossowska i jej "Wiadomości" odegrały, nie waham się napisać, dramatyczną rolę. Było to już po moim przyjeździe do Ameryki. Nie umiem, niestety, pisać do szuflady. W Kraju, zwłaszcza moje felietony teatralne do "Przeglądu Kulturalnego", ledwo nie obsechł atrament, pisałem wtedy ręcznie, szły od razu do druku. Nazajutrz już były na mieście. W Ameryce nie miałem dokąd pisać. "Kulturę" miałem dla siebie zamkniętą. Herling-Grudziński i Tyrmand w każdym, albo co najmniej w co drugim numerze oblewali mnie pomyjami za moje lata warszawskie. Było to, co nazywają charakter assasination. Gdzie mogłem odpowiedzieć? Herling postanowił zamknąć mi drogę do Radia Wolna Europa. Często tam ogłaszano jego teksty. Napisał do Nowaka, że zrywa współpracę, jeżeli będą dalej we "Free Europe" nadawane materiały Kotta.

Jan Kott

\\ missed drop char \\Wiadomości Literackie" to był i zostanie na zawsze Grydzewski. "Wiadomości" londyńskie to była i zostanie na zawsze Kossowska. Początkowo to był także Grydzewski. (Giedroyc w liście do Stempowskiego pisze o nim chyba dość ironicznie "poczciwy Grydzewski"). Po chorobie Grydzewskiego i po krótkim interwale objęła "Wiadomości" Stefania Kossowska i poprowadziła je do honorowego końca.
 Dla Jeziorańskiego kolega ze szkoły, jak dla innych kolega z wojska, był świętym. Ale teraz nie miało to znaczenia. Nowak dobrze wiedział, że nie tylko jestem na indeksie cenzury, ale moje nazwisko było skwapliwie wykreślane nawet z przypisów i wszystkich bibliografii. Miałem w Polsce przestać istnieć. Nowak na szantaż Grudzińskiego odpowiedział odmownie i stanowczo.
 Ale dalej nie miałem gdzie pisać. Mój Szekspir miał już kilkanaście przekładów na różne języki i nie miałbym trudności z ogłaszaniem nowych szkiców. Próbowałem pisać po angielsku, ale nawet przy dyktowaniu z pomocą "korepetytorów" wyniki nie były najszczęśliwsze.
 Do eseistyki po polsku przywróciły mnie "Wiadomości" z Kossowską. W tych dużych płachtach na lśniącym papierze ukazywały się kolejno moje szkice o japońskim teatrze, o zagadkach Szekspira, o Rewizorze _i kołatku w Mickiewiczowskich _Dziadach, o listach Kassandry Stempowskiego i jeszcze dobre pół tuzina innych. To był prawie cały tom mego Kamiennego potoku, _którego zresztą pierwsze wydanie ukazało się także "na emigracji", w londyńskim "Aneksie".
 Pisałem wtedy te szkice ręcznie i Kossowska żmudnie i cierpliwie odcyfrowywała je z pomocą zresztą nieocenionej sekretarki czy korektorki "Wiadomości". Nabrały w tym wielkiej wprawy, tak że już w wiele lat później Toruńczyk posłała Kossowskiej do "odczytania" jeden z pierwszych moich tekstów dla jej "Zeszytów Literackich".
 Ale Kossowska zrobiła dla tych moich szkiców więcej niż tylko ich odczytanie. Od Topolskiego uzyskiwała czasem rysunki albo odnajdywała je po różnych starych woluminach w British Museum. Nigdy już więcej nie miałem tak pięknie dobranych ilustracji do moich esejów.
 Redakcja "Wiadomości" mieściła się w dwóch małych pokojach na Great Russell Street. Właśnie niemal naprzeciwko British Museum. Tam przesiadywał codziennie przez wiele przedpołudniowych godzin Mieczysław Grydzewski, robiąc linijka po linijce drobiazgową korektę i stylistyczne poprawki zgodnie ze swoimi fobiami w usuwaniu choć z dawna osiadłych w polszczyźnie terminów, które były dla niego nalotem cudzoziemszczyzny.
 Do tej redakcji w dwóch zatłoczonych pokojach z jednym telefonem i, o ile pamiętam, z jedną starą maszyną do pisania jeździła codziennie Kossowska ze swego domu na Chesilton Road przez bez mała pół Londynu, oczywiście autobusem, bo na taksówkę nie było jej stać z maleńkiej, niemal symbolicznej pensyjki redaktorki "Wiadomości".
 Kossowska w tym swoim zatłoczonym pokoju nie tylko mnie dopuściła szeroko do "Wiadomości". Otworzyła je z czymś więcej niż dobrą wolą, ale jakby w świadomości zadośćuczynienia dla przybyszów z Polski po haniebnym Marcu.
 Romana Karsta znałem oczywiście z Warszawy, ale zbliżyliśmy się naprawdę dopiero w Stony Brooku. Właśnie w tym miejscu, zwanym Kamiennym Potokiem, bo chociaż obaj wykładaliśmy wtedy w SUNY, Roman był profesorem na germanistyce, ja na komparatystyce, czuliśmy się w tym "Kamiennym Potoku" dość osamotnieni. Mieszkał na rogu tej samej ulicy, tylko o paręset kroków dalej od nas. Przed wieczorem, kiedy z żoną wybieraliśmy się na przechadzkę, mówiliśmy - idziemy "w stronę Karsta" albo "w stronę Greków". Na wprost dworca była mała, bardzo tania restauracyjka, prowadzona przez dwóch Greków, braci. Jadłem tam mussakę, którą bardzo lubiłem. Roman przychodził tam często z ostatnim numerem "Wiadomości" i czytał przy lunchu.
 Kossowska bardzo go ceniła. W "Wiadomościach" pisał naprzód o Kafce, którego tłumaczył jeszcze w Polsce, i który był jego główną specjalnością. Potem rozciągające się na pare numerów eseje o Prouście i o Joyie. Za któryś dostał potem doroczną nagrodę "Wiadomości", chyba właśnie na wniosek Kossowskiej. Obliczał dokładnie za każdym razem ilość ręcznie pisanych stron i mnie także rozpytywał, ile stron codziennie napisałem. W Polsce był przez wiele lat w redakcji "Twórczości". "Twórczość" szybko o nim zapomniała i nigdy potem nie pojawiło się w niej jego nazwisko. Restauracyjka grecka się spaliła, Roman umarł niezadługo w tym "Kamiennym Potoku", po naszym odjeździe do Kalifornii.
 W "Wiadomościach" debiutowała albo może raczej należałoby powiedzieć dojrzała jako znakomita poetka Anna Frajlich. Z panią Stefanią do dziś jeszcze koresponduje albo telefonuje do Londynu i uważa ją za swoją wielką przyjaciółkę i swoją pierwszą "mecenaskę".
 Już nie wiem, czy to właśnie Frajlich pierwsza mi powiedziała, że "Wiadomości" są pismem rodzinnym. "Jeszcze Karsta", "więcej Łobodowskiego". Zaczynaliśmy zawsze z żoną lekturę "Wiadomości" od listów do czytelników. Z różnych stron, więcej - z różnych części świata. (...)
 "Kultura" Giedroycia była wydawanym w Maisons-Laffitte pod Paryżem miesięcznikiem przeznaczonym przede wszystkim dla Kraju. Odegrała i jeszcze nadal odgrywa, chociażby w Notatkach Redaktora, nie do przecenienia rolę w kształtowaniu w Polsce świadomości politycznej. "Wiadomości" były tygodnikiem dla emigracji, dawnej i wojennej. W życiu umysłowym nie ma albo albo, i "Wiadomości" Grydzewskiego i do końca Kossowskiej odegrały ogromną rolę w poczuciu łączności emigrantów. Były ich pismem.
 "Kultura" nastawiona była na teraźniejszość i przyszłość, "Wiadomości" na przeszłe. I wiele zrobiły dla ocalenia przeszłego. Kossowska utrzymała te tradycje, ale powoli zwracała "Wiadomości" ku teraźniejszości. Była świetną redaktorką, naprzód świetną kronikarką, a później, jak się okazało, zastanawiającą w swojej własnej stylistyce i świetności obserwacji pisarką. W jej znakomitym _Mieszkam w Londynie, _wydanym naprzód w 1964 i na szczęście wznowionym w trzydzieści lat później, jest obraz miasta, który już dzisiaj odchodzi powoli i nieubłaganie w niepamięć. I wywołanie polskiego Londynu na Kensingtonie i na Ealingu, który potem stał się niemal polską dzielnicą, i portrety przyjaciół, i czasem tylko znajomych, z których bardzo niewielu dotąd chodzi po ulicach Londynu.
 Talent literacki Kossowskiej i jej pamięć szczegółu, intonacji, sytuacji, wnętrza, rysów twarzy i kroju ubrania jest uderzająca. Zapis kronikarski staje się literaturą.
 Z późniejszych już po _Mieszkam w Londynie _tych portretów zapamiętałem o wizycie w ich domu Grydzewskiego; był punktualny co do minuty, czekając na jego przyjście stali w drzwiach zawsze z kwiatami albo pudłem czekoladek. Z tych ostatnich portretów, które wchodzą do nowej książki Kossowskiej, najświetniejszy, niemal arcydzieło gatunku, jest Giedroyc. Albo w innym stylu, dużo cieplejszym, obraz gasnącej, ale piszącej do końca swojego długiego życia Kozarynowej.
 Pierwszy raz odwiedziłem "Wiadomości" na Great Russell Street. Było to chyba po przeszło roku pisania dla Kossowskiej. Przez chwilę byliśmy oboje stremowani. Ale zaraz ucałowaliśmy się i zaczęliśmy sobie mówić po imieniu. Odtąd była dla mnie nie Kossowską nie panią Stefanią, ale już na zawsze Stefą. Tak się zaczęła nasza czuła przyjaźń. Można ją nazwać _amitie amoureuse.

 Sierpień 1998
Tekst z książki "Pani Stefa", Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1999.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski