MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strategia na talerzu

Redakcja
Byłem na kolacji w rezydencji ambasadora brytyjskiego. Nie dlatego, niestety, że ekscelencja uznał mnie za wyjątkowo atrakcyjną i ważną osobistość. Cel był bardziej przyziemny. We współpracy z Royal Bank of Scotland ambasador zaprosił ludzi, którzy powinni zostać tego banku klientami. Dzięki temu zresztą menu było świetne. Whisky zaś nalewano taką, że niewiele zapamiętałem z argumentacji bankowców.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

W sprawie Scotcha ten adres jest zdecydowanie najlepszy w Warszawie. Na urodziny królowej wydają tam przyjęcie w ogrodzie. Jedzenie marne (bo za pieniądze podatników), ale orgia whisky. Bankiet sponsorują jej importerzy, wystawiają swoje towary z ulotkami i opisami. Wszyscy są zadowoleni.

Ciekaw jestem, co nam przeszkadza na obchodach naszego święta narodowego np. w Londynie zrobić festiwal polskich wódek, szynek, wędzonych schabów, kiełbasy lisieckiej i krakowskiej suchej. Przy pożegnaniu można wręczyć mały słoiczek miodu, pętko kabanosów, opakowanie sezamek, że o flaszce nie wspomnę. Zaręczam, że każdy weźmie, zje, wypije, opowie innym. Importerzy dostarczą to za darmo, jeszcze podziękują. Na przyjęcia przychodzą, jak to się w fachowym slangu określa, decision makers, opinion leaders, opinion makers oraz influencers. Inaczej mówiąc - ci, którzy sporo mogą i mają wpływ publiczny. W USA karierę robi wódka Chopin i Belvedere, bo dotarto z nią właśnie do takich osób.

Marzę, żeby w ambasadach i urzędach pojawili się ludzie o temperamencie biznesmenów. Żeby nie tylko pisali mdłe notatki, ale zajęli się interesami. To nie takie proste. Nie tylko dlatego, że w placówkach pracują bezbarwni urzędnicy. Gdyby któryś nawet zerwał się do lotu, wysłano by jakiegoś agenta Tomka, żeby rzucił go na glebę i przywiózł do kraju, oskarżonego o korupcję. Produkcja żywności jest dla nas odkrywkową kopalnią złota. Wigilii prawie nigdzie nie obchodzą, główną ucztą jest obiad w pierwszy dzień świąt. W USA i W. Brytanii króluje oczywiście indyk. Suchy, twardawy, z jakimś dziwnym nadzieniem. Dać im dymiącej białej kiełbasy, pachnącej jałowcem szynki, polędwicy sopockiej czy prawdziwego boczku, z którego nie kapie żadna ciecz, to oszaleją ze szczęścia. Prawdziwe jajka, ser koryciński, dżemy, miody. Cokolwiek wskazać palcem, będzie to tam kulinarnym wydarzeniem. Mamy dwa główne rynki dla naszego towaru strategicznego, żywności. Bogate kraje zachodniej Europy, USA, Japonia i Korea Południowa to miejsca, gdzie jedzą coraz więcej i coraz lepiej. Mogą i chcą dobrze zapłacić za to, co zdrowe, smaczne, modne. Najmodniejsza jest dzisiaj żywność ekologiczna, możliwie najbardziej zbliżona do natury i oddalona od chemii. Ta moda chyba szybko nie minie. Lekarze i dietetycy też dorzucają swoje. Może za wcześnie ogłaszać koniec śmieci na talerzu, ale coś drgnęło. Chcemy jeść smacznie, dobrze i zdrowo.

Nie wystarczy coś mieć i chcieć to sprzedać. Marketing, promocja są zawodami graniczącymi z obsesją. Mało miejsca na urzędowanie, wielki margines na pomysły, błyskotliwość i skuteczność. Diamenty byłyby brudnawymi kamykami, gdyby ktoś nie wpadł na pomysł ich oszlifowania, a kto inny nie wmówił światu, że są największymi przyjaciółmi kobiet. Dlaczego ikra dorsza jest wstydliwie dodawana do taniej pasty rybnej, a ikra bieługi kosztuje 20 tysięcy euro za kilo? Za kilogram hiszpańskich szynek trzeba zapłacić 400 euro, bo świnki są karmione żołędziami. Zawsze były, ale teraz to sprzedano. Eksportowy Chopin nosi dumny napis "Potato Vodka" (wódka z ziemniaków), sprzedają go w "duty free" na Okęciu po 120 złotych za litr. Pamiętam z niedawnych czasów, że wódkę z kartofli uważaliśmy za podrzędną. Ceniono tę ze zboża.

W święta je się i pije, a nie o tym dyskutuje, więc kończę. Mamy narodowy skarb, zacznijmy mądrze go eksploatować. Jednym z naszych narodowych haseł powinno być "Tasteful Poland" (smakowita Polska). Po angielsku znaczy ono jeszcze więcej i lepiej.

Inni już odkrywają tę kopalnię złota. Międzynarodowe grupy hipermarketów eksportują do swoich sieci coraz więcej żywności "Made in Poland". W tym roku za 3 miliardy złotych. To jest jeszcze głównie masówka, która na rynkach W. Brytanii, Francji czy Niemiec konkuruje smakiem, ale przede wszystkim niższą ceną. Na Wyspach Brytyjskich w sieci Tesco sprzedają 400 polskich produktów. Głównymi klientami są Polacy, ale "Polish taste" znajduje coraz większą klientelę międzynarodową.

Potężnym klientem na żywność staną się Chiny i Indie. Łącznie 2,5 miliarda ludzi, na razie biednych, ale zarabiających coraz lepiej. Tam potrzebna jest masówka: cukier, mleko w proszku, oleje. Wszystkiego mamy nadwyżki.

Co roku przed świętami piszą o polskim stole. Co roku jest coraz bogatszy. Dobry znak. Sami mamy co jeść, możemy karmić innych. Za coraz większe pieniądze.

Smacznego i Wesołych Świąt!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski