Katarzyna Wierzba
Katarzyna Wierzba
Od stu lat penetrują najbardziej tajemnicze zakątki świata
Zdobywcy górskich szczytów i obu biegunów, odkrywcy najgłębszych kanionów i niedostępnych jaskiń, badacze morskich głębin i najstarszych kultur... Zrzeszeni w The Explorers Club na co dzień dzielą się wrażeniami z podróży i nowymi dokonaniami. Niebawem jeden z nich, pierwszy zdobywca Mount Everestu, sir Edmund Hillary wraz z żoną odwiedzi Polskę.
Przyjedzie w drugiej połowie czerwca, w stulecie powstania klubu, zaproszony przez Polską Organizację Turystyczną. Odwiedzi Warszawę, Kraków i Zakopane. I podzieli się wspomnieniami nie tylko ze zdobycia przed ponad półwieczem najwyższej góry świata...
- Szczególnie młodzieży chcemy przybliżać tych, którzy z życia i pracy badawczej uczynili wielką przygodę. Dużo radości sprawia rozpalanie młodej wyobraźni, rozbudzanie ciekawości i zaszczepianie marzeń o głębszym poznawaniu świata - mówi Monika Rogozińska, sekretarz Polskiego Oddziału The Explorers Club, która współorganizuje pobyt Hillaryego i czuwa nad przygotowaniem otwartych spotkań w Warszawie i w Krakowie. - Naukowiec często kojarzy się z zamkniętym w książkach, ponurym, mało sprawnym nudziarzem. Tak nie jest. Praca w bibliotekach jest bardzo ważną, ale nie jedyną częścią pracy terenowych badaczy - pani Monika wspomina profesora Mariusza Ziółkowskiego, który jest dżudoką z czarnym pasem, czy profesora Zdzisława Ryna, który w wieku 60 lat wzniósł się na paralotni w Andach, by sfotografować stanowiska archeologiczne.
\\\*
The Explorers Club powstał przed stu laty w Nowym Jorku, 28 maja 1904 roku. Z inicjatywy Henryego Collinsa Walsha, korespondenta wojennego, ale i uczestnika arktycznej wyprawy kierowanej przez F. A. Cooka na statku Miranda. To on zebrał pięćdziesięciu wybitnych badaczy i po uroczystym obiedzie zaproponował założenie klubu "dla rozwoju eksploracji, szerzenia wiedzy o niej, dla popierania badaczy przez budzenie zainteresowania i sympatii dla ich pracy, a szczególnie, by umożliwić im osobiste kontakty i połączyć ich dobrymi koleżeńskimi więzami". Klub zarejestrowano przeszło rok później, 25 października 1905 roku. I tę datę umieszczono na klubowym symbolu, przedstawiającym anonimowego podróżnika, przemierzającego lądy i oceany.
Początkowo działający jedynie w Stanach Zjednoczonych, jest dziś międzynarodową i wielodyscyplinarną organizacją. I choć większość z prawie trzech tysięcy członków mieszka w Ameryce, istnieje już 28 rozsianych po całym świecie oddziałów. Jego członkowie reprezentują wszystkie kontynenty i ponad sześćdziesiąt krajów. Od 11 lat również Polskę.
- To ekskluzywny i bardzo elitarny klub, a bycie jego członkiem pozwala na popularyzowanie własnych osiągnięć i dokonań - podkreśla Elżbieta Dzikowska. I tylko szkoda, że kiedy wraz z mężem Tony Halikiem odkryła ruiny ostatniej stolicy Inków Vilcabamby, nie byli jeszcze członkami klubu, bo wówczas z pewnością ich sukces obiegłby cały świat. - Przyjemnie też za kolegę mieć Hillaryego... - śmieje się pani Elżbieta. Z całą pewnością przyjemnie jest również znaleźć się wśród Roalda Amundsena i Roberta Pearyego - zdobywców obu biegunów, Jane Goodal - badaczki życia szympansów, i Diane Fossey - znawczyni zachowań goryli, Roberta Ballarda - znalazcy wraków "Titanica" i "Bismarka", Gilberta M. Grosvenora - prezesa "National Geographic" czy himalaisty Reinholda Messnera albo prezydenta Theodorea D. Roosevelta.
- Chciałabym, aby przyjechał też do nas Robert Ballard. To niesamowity człowiek: kipiący energią ryzykant i wizjoner, archeolog podwodny, odkrywca tajemnicy potopu nad Morzem Czarnym i wielu innych zagadek ukrytych w oceanach - mówi pani Monika, która parokrotnie już go spotkała.
Pierwszym Polakiem w klubie był Henryk Arctowski (1920 r.), uczestnik pionierskiej zimowej wyprawy na Antarktykę. Po nim byli: Antoni Jurasz - lekarz, Yaacov Adam - żeglarz, Kazimierz Kordylewski - astronom, Ryszard Wiktor Schramm - polarnik i alpinista, Stanisław Siedlecki - geolog i polarnik, Maciej Kuczyński - speleolog i polarnik, Zbigniew Święch - dziennikarz i pisarz, Jerzy Majcherczyk - kajakarz...
- Polacy mogą poszczycić się wieloma odkryciami. W najdalszych miejscach Ziemi, do których docierają, wspaniale się zachowują. Pozbawieni kolonialnych kompleksów szybko zaprzyjaźniają się z tubylcami, do których odnoszą się serdecznie, bezpośrednio i z szacunkiem. I dlatego mieszkańcy chętnie im pomagają. Na co dzień odważni, zdeterminowani, zahartowani w trudnościach doskonale sobie radzą w dramatycznych sytuacjach. Nie umieją jednak mówić o swoich sukcesach, bo wychowywano ich w przeświadczeniu, że chwalić się nie wypada - pani Monika organizuje prelekcje i spotkania, audycje radiowe, pisze artykuły, by przybliżać dokonania członków klubu, a także historię polskich odkryć.
\\\*
The Explorers Club tylko najważniejszym wyprawom przyznaje swoje flagi. Dziś są już 202 ponumerowane flagi. Każda ma swoją odrębną historię, bo ekspedycje, którym towarzyszyły, są rejestrowane i muszą być dokładnie opisane w "Księdze Flag". Pierwsza flaga różniła się od obecnej. Na czerwonym jedwabiu lśniła biała czteroramienna gwiazda i nazwa klubu. Po raz pierwszy niósł ją zoolog Theodoor de Booy, w 1918 roku w Wenezueli. Nowa flaga przybrała kształt prostokąta, podzielonego na trzy części. Po bokach wydzielono dwa trójkąty, pozostawiając pomiędzy nimi biały romb. Na nim umieszczono inicjały klubu i różę wiatrów, symbolizującą światowy zasięg zainteresowań podróżników. Lewy, czerwony trójkąt przypomina o odwadze, a prawy, niebieski, o wierności celom klubu i prawdzie. Nowa flaga po raz pierwszy towarzyszyła Clyde Fisherowi i Carvath Wellsowi w Laponii, podczas astronomicznej ekspedycji. Ta zaś z numerem 162 - pierwszej zimowej wyprawie na ośmiotysięcznik K2 z udziałem Krzysztofa Wielickiego i Moniki Rogozińskiej, która miała wówczas 42 lata i była to jej dziewiętnasta wysokogórska wyprawa. Wcześniej dotarła na Antarktykę, do amazońskiej dżungli, Botswany i Kambodży, a nawet nurkowała w morskich głębinach...
Niektóre bardziej zniszczone flagi odchodzą na zasłużoną emeryturę, jak ta, która okrążała Księżyc podczas pierwszej wyprawy Apollo 11. Dziś wisi w oszklonej gablocie w centrali klubu na Manhattanie. Podobnie flaga, z którą Robert Ballard odnalazł wrak "Titanica" czy ta, którą zabrał ze sobą Thor Heyerdahl.
\\\*
- Dawniej ustrój polityczny nie sprzyjał prezentowaniu dokonań polskich naukowców za granicą. Nie mieliśmy dostępu do światowych mediów. Byliśmy też rozproszeni - mówi pani Monika. Wszystko zmieniło się z powstaniem Polskiego Oddziału The Explorers Club. Z pomysłem jego założenia przyjechał do Polski, mieszkający na stałe w USA, Jerzy Majcherczyk, odkrywca najgłębszego kanionu Ziemi Rio Colca w Peru. - Wówczas w klubie było kilku Polaków, ale Jurek przekonywał, że tylko w grupie będziemy silniejsi, będzie nam łatwiej promować rodzime odkrycia - i tak w 1993 roku powstał Polski Oddział, a Majcherczyk stał się jego honorowym członkiem, bo wówczas był już w szeregach klubu w samej centrali na Manhattanie.
- Był to pierwszy oddział klubu w postkomunistycznej Europie, ewenementem było również jednoczesne wprowadzenie całej grupy członków - pan Jerzy, w środowisku nazywany Yurkiem, sam wprowadził dziewięć osób, kolejne trzy - Maciej Kuczyński i Ryszard Schramm.
Polski Oddział "The Explorers Club" ma dziś 23 członków zwykłych, jednego honorowego (tylko on nie płaci składek) i sześciu zmarłych. Polarników, speleologów, himalaistów, dziennikarzy, archeologów, żeglarzy... Z Warszawy, Gdańska, Krakowa, Katowic, Poznania i Kroczyc. W klubie nie ma podziału obowiązków, każdy robi to, w czym sprawdza się najlepiej. Wszyscy pracują jednak społecznie.
- Jesteśmy dość luźną organizacją, ale - choć dzielą nas kilometry i ciągłe podróże - bardzo zżytą i bliską sobie grupą. Przyjaźnimy się i wiemy, że możemy na sobie polegać, że zawsze możemy na siebie liczyć - panią Elżbietę Dzikowską zastaję, jak właśnie likwiduje w toruńskim Muzeum Podróżników im. Tony Halika wystawę z okazji 10-lecia Polskiego Oddziału The Explorers Club. A znalazło się na niej to, co najlepiej charakteryzuje polskich podróżników, co pomagało im przemierzać świat, co najbardziej zadziwiało, co wywoływało najmocniejsze wspomnienia. I tak były skafandry, w których Monika Rogozińska i Krzysztof Wielicki przetrwali mrozy i wiatry zimą w Karakorum; narty, w których Marek Kamiński w ciągu jednego roku dotarł do obu biegunów; olbrzymi krąg wieloryba odnaleziony przez Macieja Kuczyńskiego na Spitsbergenie; stara fajka wodna z Iranu i kaganek oliwny z Benares Elżbiety i Andrzeja Lisowskich, fantastyczne maski przywożone ze świata przez Olgierda Budrewicza i porosty z Arktyki badane przez Marię Agatę Olech...
\\\*
Niełatwo dostać się w szeregi członków, bo do klubu zapisać się nie można. Trzeba być zaproszonym przez dwóch jego członków. Kandydat przedstawia dokumenty, poświadczające dorobek, publikacje i dokonania. Najważniejszy jest jednak list wprowadzający. Piszący go wstawia się za swoim kandydatem, ręcząc za jego uczciwość. Pełna dokumentacja, jednogłośne zaakceptowana przez wszystkich wędruje do Nowego Jorku, do Rady Dyrektorów. I tu przed ostatecznym zatwierdzeniem, zostaje wywieszona - podobnie jak zapowiedzi przedślubne - na tablicy ogłoszeń. Na cały miesiąc, by każdy mógł przyjrzeć się nowo przyjmowanej osobie.
- Przyjmowanie nowych członków jest długą procedurą, bo decydujemy o tym na walnym zgromadzeniu. Te zaś odbywamy tylko dwa razy w roku, ponieważ bardzo trudno zgromadzić nas w jednym miejscu o jednym czasie - pani Monika kreśli harmonogram życia swoich kolegów: polarnicy, himalaiści czy archeolodzy zimą wyruszają na Antarktykę, najwyższe góry, do Afryki; wiosna, lato i jesień należy do alpinistów eksplorujących Andy, ale i do egiptologów; speleolodzy i dziennikarze cały rok podróżują. - Tylko raz udało nam się wszystkim spotkać: na uroczystej inauguracji Oddziału Polskiego w Zamku Królewskim w Warszawie.
\\\*
Ciekawi mnie jeszcze, po co wyzywać los, przekraczać własne ograniczenia, ponosić ryzyko? - Człowiek się rodzi z wewnętrznym pędem, ciekawością, imperatywem, który każe sięgać po nieznane, jechać na krańce kontynentów, zaglądać na dno oceanów, szukać życia na Marsie. Pytanie tylko, czy go w sobie wyzwoli czy też nigdy nie obudzi lub pozwoli zdusić? - zastanawia się pani Monika, a Marek Kamiński jeszcze dobitniej wyraża to w broszurze wydanej z okazji 10-lecia Polskiego Oddziału - "mamy za sobą wielkie wyprawy żeglarskie, rejsy Krzysztofa Kolumba, Vasco da Gamy i Magellana, przemierzanie dziewiczych dżungli, piaszczystych pustyń i lodowych przestrzeni. Mamy już nawet za sobą pierwsze kroki na Księżycu i w otwartej przestrzeni kosmicznej. Odkrywanie świata nigdy się nie kończy. Wciąż nie wiemy, skąd przybyliśmy i dokąd zmierzamy".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?