MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Świetność i upadek Kossakówki

Redakcja
Lata świetności: Wojciech Kossak przed dworkiem Fot. archiwum
Lata świetności: Wojciech Kossak przed dworkiem Fot. archiwum
Aleją Krasińskiego nieustannie płynie rzeka samochodów, a raczej dwie rzeki - ku prawobrzeżu Krakowa i w stronę Muzeum Narodowego. Na pobliskim przystanku autobusowym z piskiem, z posapywaniem hamują autobusy. Dookoła wysokie domiszcza, od strony Wisły zamknięte ciężką, brzydką bryłą domu towarowego "Jubilat". A za niszczejącym ogrodzeniem, w cieniu drzew - dom. Dworek. Willa. Budyneczek zapuszczony, smutny, przygnębiający. Kossakówka.

Lata świetności: Wojciech Kossak przed dworkiem Fot. archiwum

RODZINNE GNIAZDO KOSSAKÓW. Konie, szparagi i błoto. Juliusz i jego goście. Wielki Malczewski i mały Tondos. Niesforna Madzia i mistrz Ignacy Paderewski

Kiedyś było to szczere przedmieście malutkiego Krakowa. Z wielkiego ogrodu, z czasem okrojonego, można było podziwiać klasztor Norbertanek, kościół Najświętszego Salwatora, Wzgórze św. Bronisławy i kopiec Kościuszki. Z innej strony zakole Wisły z Wawelem i Skałką.

Dworek, zwany "Wygodą", położony na placu Latarnia, zbudowany został w połowie XIX wieku. W 1871 roku kupił go Juliusz Kossak - i zaczęło się. Po Juliuszu konie, ułanów i hoże dziewczęta malował Wojciech, po Wojciechu Jerzy. Dworek zmieniał się, zmieniało się jego otoczenie, córki Wojciecha zasłynęły jako pisarki - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec.  

Było rustykalnie - w ogrodzie rosły szparagi, za którymi Wojciech Kossak przepadał, w stajni konie przeżuwały owies, aby służąca mogła zameldować pani Wojciechowej: "Konie zajechały". Tak, najprawdziwsze żywe konie, o których we wspomnieniach pisała Magdalena Samozwaniec:

Do czasów pierwszej wojny trzymało się na Kossakówce konie. Były to dwie poczciwe klaczki o wyczesanych grzywach i lśniących zadach. Zaprzężone do karetki, z fasonem zajeżdżały przed ganek, zginały jak cyrkowe konie łby w uprzęży i rżały wesoło.

W ten sposób państwo Kossakowie udawali się do teatru. Inaczej nie można było. Nie tylko dlatego że nie wypadało, ale z powodu wszechobecnego błota:

Kasztanki klapotały po błocie, w którym tonął plac Latarnia. Cienie latarń tajemniczo przesuwały się po szybie karetki. (...) Strugi błota koloru pralinek ochlapywały boki karetki.

Maria Pawlikowska-Jasno-rzewska tak wspominała pierwszego z malarskiej dynastii Kossaków:

Dziadzio siedział w pracowni przed sztalugą,

brał pędzel do ust,

  namyślał się długo,

palił cygaro,

strząsał jedwabny popiół

  w popielniczkę starą.

Rozrabiał na palecie

  soki fijołkowe,

deszczówkę pomieszaną

  z zielenią wiosenną

i mleko migdałowe

  z sjenną.

Ślad ołówka wycierał

  kawałkami chleba,

a po kobalt przez okno

  sięgał aż do nieba.

Malował rozrzewnieniem

  i słońcem

siwki, grzywki, kopytka

  tańczące i lśniące,

oczy pełniejsze ognia

  od oczu Hiszpanek

i zady roztańczone

  jak bańki mydlane -

jak grupy grzybków

  barwne miasteczka i chaty,

i łąki i dziedziców

  jak sumy wąsatych.

A za fotelem dziadzi

  kiwając się stał

Mądry Żydek Immerglück

  albo Himmelblau -

Inni czyhali w drzwiach,

  a inni w ogrodzie

Aż słodko śpiący skończy

  swój sen o pogodzie.

Kto nie bywał w Kossakówce! Nieomal codziennie odwiedzał Juliusza na poły ociemniały Wincenty Pol, kiedyś powszechnie czytany i podziwiany, dzisiaj odchodzący w niepamięć. Juliusz ilustrował jego "Pieśń o ziemi naszej" i "Mohorta". Bywał u Kossaków Adam Asnyk, poeta, podobnie jak Pol i podobnie jak on zapominany. Przyjaźnił się z Juliuszem Kossakiem Stanisław Witkiewicz. Podmiejski dworek był miejscem chętnie odwiedzanym. Już po ostatniej wojnie Magdalena Samozwaniec, wnuczka pierwszego z Kossaków, nieco fantazjując,tak pisała o gościach Kossakówki:
Pod lipą, która dzisiaj ma przeszło sto lat, a wówczas była kilkuletnim drzewkiem zasadzonym ręką Babci Juliuszowej, siadywali malarze: Brodowski, który później wyemigrował do Turcji, sławny portrecista Rodakowski, Simmler, który czasem przyjeżdżał z Warszawy, może Siemiradzki, który przeważnie siedział w Italii, skąd korespondował z Juliuszem . (...) Pewnie siadywał też i Grottger, który przez jakiś czas był uczniem Juliusza.

Pod młodą lipą goście popijali wodę z domowym malinowym sokiem. Może czasami coś zacniejszego, ale nie za często - Kossakom się nie przelewało. Pani Juliuszowa skarżyła się na krakowską damulkę, która przyszła do jej kuchni, aby dowiedzieć się, co Kossakowie będą jedli na obiad. Może do uszu paniusi dotarła opowieść o pewnym gościu, który podczas kolacji złożonej z serdelków, bułek i herbaty szklanką wody wzniósł ironiczny toast: "A teraz wypijmy zdrowie gościnnej pani domu"...

W ostatnim roku XIX stulecia zmarł Juliusz Kossak. Pod lipą zjawili się nowi goście, którym znów pani Kossakowa, tym razem Wojciechowa, podawała wodę z domowym sokiem.

Na trzcinowych fotelikach siadywał często straszny dziwak i okropnie kochany człowiek, z czarną bródką i niesamowicie wypukłym czołem - Jacek Malczewski. (...)

Ach, ten Jacuś! Wojciech zaśmiewał się do łez z jego wszystkich dziwactw. Bo już nie mówiąc o tym, że wciąż malował siebie jako Chrystusa, raz "pod krawatem", raz w malarskim szafirowym kitlu, raz na drabinie, to znów na tle przedziwnie zamglonego pejzażyku, ale ostatnio kazał swojemu służącemu mówić do siebie "ty", a sam do niego zaczął mówić "jaśnie panie".

Kossakowie mieszkali na przedmieściu, Malczewski na wsi najprawdziwszej, no, może na Półwsiu, Zwierzynieckim, w willi "Pod Matką Boską" przy nadwiślańskiej ulicy Księcia Józefa.

Niemal równie często jak Malczewski odwiedzał Kossakówkę Stanisław Tondos, pejzażysta, który miał dwa kompleksy: był wyjątkowo niski i nie umiał malować ludzkich postaci. Przychodził więc do Wojciecha, aby ten domalowywał ludzi do jego miejskich pejzażyków. Kossak robił to od ręki, a modelkami często były jego córki. Jeszcze dzisiaj od czasu do czasu w antykwariatach, na pchlich targach można trafić na pocztówkę przedstawiającą dziewczynę prowadzącą przez krakowski Rynek rannego legionistę. Wydawcą był wspomniany już Immerglück, może jego syn, natomiast młoda samarytanka - to Magdalena Kossakówna, przyszła Samozwaniec.

Z drugim kompleksem Tondosa sprawa była trudniejsza. Jak wspominała Magdalena Samozwaniec:

... był to rodzaj, powiedzmy, dużego i kwadratowego karła, który głowę o charakterystycznych rysach zadzierał wysoko do góry, co tylko w jego wyobraźni dodawać mu miało brakującej ilości centymetrów. Był on stałym pośmiewiskiem młodocianych chuliganów, którzy biegli za nim na ulicy wołając: - Patrzcie! Patrzcie! taki mały, a już chodzi! - Gdy rozwścieczony gonił ich z krzykiem, groźnie wygrażając im laską - wołali: - Patrzcie, patrzcie! taki mały ,a już gada!
Bywał u Kossaków Feliks Jasieński "Mangha" - postać jak z awanturniczej powieści - w ciemnej pelerynie, miękkim czarnym kapeluszu, kolekcjoner, któremu Kraków zawdzięcza zbiór starochińskiej i japońskiej sztuki. Bywał Stefan Rogoziński, słynny podróżnik, badacz Afryki, który cały swój majątek wydawał na podróże, a więc rodzina zamknęła go w zakładzie dla umysłowo chorych. Znów coś z awanturniczej powieści: uwięziony podróżnik przerzuca przez mur zakładu list do swojej kuzynki, Wojciechowej Kossakowej. Ktoś poczciwy dostarczył przesyłkę na plac Latarnia i pani Maniusia późnym wieczorek kazała zaprząc kasztanki, ujęła lejce i ruszyła na ratunek Rogozińskiemu, który już czekał na murze...

Przynajmniej raz, w 1910 roku, po odsłonięciu pomnika Grunwaldzkiego wpadł do Kossa-kówki Ignacy Paderewski. Kiedy prezentowano mu córki Wojciecha, powiedział: "A to ta sama panienka, która wczoraj powiedziała coś głośno na moim koncercie". Rzeczywiście, kiedy w Starym Teatrze Paderewski grał etiudę a-mol Chopina, Madzia powiedziała głośno do siostry: "To bitwa pod Grochowem...". Mistrz na ułamek sekundy przerwał wtedy grę...

***

Po wojnie Kossakówka ocalała, choć były na nią zakusy. Przez pewien czas w willi działała księgarnia, w latach 70. krakowianie chętnie wpadali tu na kawę, do pełnej nastroju kawiarni. Od ostatniego remontu minęło półwiecze i rodzinne gniazdo Kossaków powoli zamienia się w ruinę. Niestety...

Andrzej Kozioł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski