Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz: ROWEREM PRZEZ KRAKÓW
Ruszyłam z impetem i z nadzieją, że architekci nowego gmachu nie zapomnieli, by w piękną bryłę, przy wejściu wkomponować dobry stojak na rowery. Gdy jechałam betonową drogą, podskakując na łączeniach płyt zauważyłam, że już w trawie, przed chodnikiem przy wejściu zostały zamontowane czarne, stalowe odwrócone "U", czyli najlepszy z możliwych rowerowych parkingów. Gdy dotarłam do wejścia głównego ujrzałam kolejny rowerowy parking i to całkiem niezły, mimo że stojak nie został jeszcze przykręcony do podłoża, jedynie postawiony na równym i gładkim betonie.
Przypięłam rower i ruszyłam do nowego wnętrza. Przywitała mnie piękna surowa przestrzeń, gdzie betonowa podłoga łączy się z szklanymi ścianami. Architektura nowego gmachu rzeczywiście jest imponująca, robi wrażenie. Zwłaszcza wnętrze może się podobać. Szklane ściany nie są zaporą, a prezentowane wewnątrz samoloty można oglądać niemal na tle przyrody.
Muzeum jest multimedialne i interaktywne, o czym "trąbiły" media od momentu jego otwarcia. Postanowiłam sprawdzić jak działa sprzęt. I już na początek przywitała mnie kartka "symulator lotów nieczynny". Żal, bo to chyba największa muzealna atrakcja nie tylko dla dzieci i młodzieży. Pozostały za to czynne trzy maszyny pokazujące jak działa siła nośna powietrza. Zresztą o tej sile można obejrzeć na specjalnych ekranach animowane filmy z komentarzem, co pozwoli zrozumieć dlaczego tony żelastwa mogą unosić się w powietrzu. Szkoda jedynie, że komentarz został nagrany tak cicho, że gdy sąsiednie maszyny są uruchomione nie słychać ani jednego słowa. Na próżno przykładać ucho do monitora.
W nowym gmachu muzeum można obejrzeć jeszcze m.in. kilka samolotów powieszonych pod sufitem na tak cienkich stalowych linkach, że aż budzi to niepokój, mundury lotników, kombinezony a także wystawę plakatów o tematyce lotniczej.
Kiedy przez szklaną ścianę zobaczyłam, że rower stoli nadal bezpiecznie przypięty, a na stojaku rowerowym zrobił się duży tłok, postanowiłam wyjść z budynku i przejść się po terenie muzeum. Bardzo miły był to spacer, od hangaru do hangaru, a także od samolotu do samolotu.
Oglądając zgromadzone eksponaty opanował mnie jednak smutek. Większość z prezentowanych samolotów wymaga gruntownego remontu; tak jak to się robi na świecie. Uszkodzone elementy powinny być zastąpione nowymi, a całość pięknie wymalowana itd. Wiadomo, że takie remonty kosztują ogromne pieniądze. Ale trzeba mieć nadzieję, że urzędnicy docenią krakowski zbiór i zdadzą sobie sprawę, że wielka pasja, z jaką działają pracownicy muzeum niestety nie wystarczy. Aby wszystkie eksponaty wyglądały jak stojący w głównym hangarze spitfire potrzebne są jeszcze pieniądze i to duże.
Z muzeum wróciłam przez park jadąc szybko, by zdążyć przed zmrokiem. Chłód jesiennego dnia dawał się już we znaki. Przejechałam ul. Fiołkową, której dziurawa nawierzchnia zawsze mnie wprawia w osłupienie, skręciłam w prawo ścieżką rowerową w ul. Meissnera i pognałam na Olszę.
Szerokiej Drogi!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?