Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczeniackie marzenie Dina: biegać na czterech łapach [WIDEO]

Marzena Rogozik
Marzena Rogozik
Klaudia Chojnacka ze szczeniakiem Dino
Klaudia Chojnacka ze szczeniakiem Dino archiwum prywatne
Ludzie i zwierzęta. Niepełnosprawny Dino ma niesamowite szczęście, bo trafił w dobre ręce. Opiekująca się nim Klaudia Chojnacka rzuciła wszystko by rehabilitować psiaka z uszkodzonym rdzeniem kręgowym. Choć lekarze wydali na niego wyrok, ona nie odpuszcza, nie chce skazać go na wózek.

Jest gwiazdą osiedla, zna go tu chyba każdy, a starsi i dzieci zatrzymują się i głaskają go. Mówią: „biedny piesek”. Niektóre dają mu przysmaki i przyglądają się z zaciekawieniem.

Autor: Marzena Rogozik

By wzbudzać takie zainteresowanie trzeba być albo uroczym, albo innym od wszystkich. Dino, niespełna ośmiomiesięczny szczeniak, ma komplet cech. Oprócz tego, że jest słodki, jest też niepełnosprawny. Świat zwiedza na dwóch łapach, bo dwie tylne musi ciągnąć za sobą, gdyż ma ubytek w rdzeniu kręgowym.

Z krakowskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt ponad dwa miesiące temu zabrała go Klaudia Chojnacka. Ze zdjęcia na fanpage schroniska patrzył na nią zabiedzony, smutny szczeniak. Zdecydowała, że da mu tymczasowy dom, zanim dojdzie do siebie i wyzdrowieje. Zresztą nie był to jej pierwszy raz. W domu ma już dwa psy, w tym jednego wziętego ze schroniska.

Szczeniaka przyniosła do domu po kryjomu, a rodziców postawiła przed faktem dokonanym. - Kiedy weszłam do domu babcia Klaudii już w drzwiach poprosiła: „tylko nie krzyczcie na nią” - wspomina Małgorzata Chojnacka, mama Klaudii. Choć przyznaje, że niepełnosprawny psiak bywa uciążliwy, a w domu panuje nieład, nie da się go nie kochać.

Gdy Klaudia odbierała Dina ze schroniska był pobudzony, sfrustrowany, gryzł i szarpał się. - Pomyślałam wtedy „dobrze, że jesteś tak niegrzeczny, będzie mi łatwiej cię oddać, kiedy już zaczniesz chodzić” - wspomina. Ale małą piranią był tylko przez jeden dzień. - Potem stał się kochanym „Plastusiem” i wiedziałam, że nie będzie łatwo się rozstać… - mówi Klaudia.

Dino, gdy trafił do jej domu na tylnych nóżkach prawie nie miał mięśni. Kościste kończyny włóczył za sobą, był wychudzony, a w pachwinie miał niezagojoną, sporą ranę. W nóżkach nie miał już w ogóle czucia głębokiego i bardzo osłabione powierzchowne. Miał problemy nawet z utrzymaniem potrzeb biologicznych. W schronisku Klaudia usłyszała jednak, że mimo iż Dino nie chodzi na czterech łapkach jest duża szansa na wyzdrowienie. Liczyła, że psiak szybko stanie na nogi.

- Pomyślałam, że jest szczeniaczkiem, więc szybko się zrehabilituje, a że jest również słodki i uroczy łatwo znajdę mu dom - tłumaczy Klaudia Chojnacka. Wkrótce okazało się jednak, że wcale nie jest tak różowo jak myślała.

Eutanazja, albo wózek

Klaudia postanowiła dokładnie zbadać szczeniaka, by postawić diagnozę i szybko ustalić jak go leczyć. Chodziła od weterynarza do weterynarza, ale optymistycznych wizji nie było… Mówili wprost: albo eutanazja albo wózek. - Miałam nie robić sobie nadziei - wspomina Klaudia.

Ale ona jej nie traciła. Szukała kolejnych specjalistów. Przeczytała gdzieś, że czucie głębokie, którego nie ma Dino może wrócić nawet rok po wypadku. Rezonans wykazał, że rdzeń co prawda nie jest przerwany, ale ma spory ubytek, a weterynarze nie są w stanie sprawdzić, które nerwy są uszkodzone.

Klaudia nie poddawała się do momentu wizyty we Wrocławiu. - Wiedziałam, że robią tam najlepszy rezonans. I chciałam raz jeszcze upewnić się, że diagnoza jest słuszna - opowiada. Jednak tam usłyszała wyrok: pies nie będzie chodził. - Płakałam przez godzinę, razem ze mną płakał Dino, który wybudzał się z narkozy, mój chłopak nie wiedział kogo ma przytulać - wspomina. - Byłam załamana, nie docierało do mnie, że nie ma szans - mówi. Przecież tak bardzo wierzyła, że będzie dobrze.

Ochłonęła jednak i wróciła do rehabilitacji Dina. Próbowała wszystkiego. Z rehabilitacją zetknęła się zresztą nie pierwszy raz. Jej 12-letni Pixel miał operację i musiała dbać, żeby nie miał zaniku mięśni. Miała więc w tym wprawę. Masowała go, ćwiczyła łapki, podrażniała je I dostarczała mu coraz więcej bodźców. W końcu zaczął reagować, nasiliło się czucie powierzchowne. To był dla niej pierwszy impuls i dowód na to, że trzeba walczyć dalej. - Czucie powierzchowne jest bardzo silne, więc jest szansa na chodzenie rdzeniowe, takie odruchowe - tłumaczy Klaudia.

Na ćwiczeniu w domu się nie skończyło. Dino chodził na bieżni wodnej, pływał w kapoku I chodzi na szelkach. Miał akupunkturę wykonywaną przez fizjoterapeutkę. Klaudia kupiła mu także elektrostymulator, którym stymuluje mu łapki, psiak ma też wózek na dwóch kółeczkach, który zastępuje mu tylne łapki. Wykorzystuje go jednak tylko na dłuższych spacerach, by nie obcierał sobie nóżek, na które i tak zakłada mu opatrunki.

Wkrótce dostanie uprząż z gorsetem stabilizującym, żeby ćwiczyć chodzenie na spacerach.

Dzielny pies - bohater

Przez ostatnie dwa miesiące swojego życia przeszedł więcej niż niejeden dorosły pies. Dziesiątki narkoz, zabiegów i operacji. Wszystkie ćwiczenia i rehabilitację Dino znosi jednak bardzo dzielnie.

- Jest wyrozumiałym pacjentem - śmieje się Klaudia. Nigdy się nad nim nie użala, a on nie rozczula się nad sobą. Nie ma poczucia, że jest gorszy, wybrakowany, że jest inny od reszty psów. Biega i szaleje jak normalny pies.

Potrafi walczyć o swoje, i choć nie jest szybszy od innych psów zwycięża je strategią, albo podstępem. Uwielbia bawić się z drugim psem Klaudii - Coffeeną. Ona często daje mu fory wiedząc, że jest słabszy, opiekuje się nim i wszystkiego uczy.

Dino swoje kalectwo rekompensuje inteligencją. - Mając niesprawne tylne łapki, nie może się np. podrapać, ale wtedy przychodzi do mnie i nadstawia mi pod rękę swędzące miejsce - opowiada Klaudia.

Mimo diagnoz lekarzy Klaudia widzi jak ogromne robi postępy, podgryza sobie łapki co sugeruje, że jednak je czuje. Powoli staje na nóżkach. Potrafi już ustać przez chwilę i zrobić nawet 10 kroków. - Najbardziej cieszy mnie gdy jest w stanie pomachać ogonkiem, udaje mu się to rzadko, ale to dla mnie najpiękniejsza chwila - zdradza Klaudia.

Wcześniej chodził szpagatem, a łapki rozjeżdżały się na obie strony. - Ciągnąc się po pokoju zagarniał łapkami zabawki jak odkurzacz, albo mop - śmieje się Klaudia Chojnacka. - Teraz gdy widzę efekty rehabilitacji, nie wybaczyłabym sobie gdybym mu odpuściła - mówi Klaudia. Przyznaje, że walczy nie tylko o to by chodził (obiecała sobie, że samodzielnie stanie na łapkach już na wiosnę), ale przede wszystkim o to, by nie pogłębiał swoich wad. Ma mocno przeciążone przednie łapki, na których nosi cały ciężar ciała i skrzywiony kręgosłup.

Póki oboje wierzą i mają siłę Dino nie zostanie skazany na wózek. - Jeśli pokazałby mi, że nie ma siły, protestowałby, nie chciał ćwiczyć może bym nie miała serca go męczyć, ale on ma zapał i chęć do ćwiczeń. To nie jest typ psa, który sobie odpuści, podda się - twierdzi Klaudia.

Szczeniak, gdy nie może sobie z czymś samodzielnie poradzić nie czeka, aż ktoś go podniesie, ale próbuje na setki sposobów wdrapać się na łóżko czy schody.

Trudne początki...

Do schroniska Dino trafił gdy miał trzy miesiące, do Klaudii niespełna dwa miesiące później. Nie miał łatwej przeszłości. Jego poprzedni właściciele wzięli go ze schroniska i jak twierdzili uległ wypadkowi. Nie wiadomo jak było naprawdę: jedna wersja mówi o tym, że stoczył się z palet, druga, że wypadł z drugiego piętra bloku.

Najpierw jego właściciele go rehabilitowali, bo dostawali na to środki z Towarzystawa Opieki nad Zwierzętami, ale wkrótce przyszli do schroniska i powiedzieli, że najlepiej będzie go uśpić, bo nie mają ani pieniędzy ani ochoty dalej się z nim męczyć.

Za to Klaudia miała ochotę, choć także bała się czy podoła temu finansowo. Dlatego na portalu społecznościowym założyła bazerek, na którym ludzie mogli coś oddać na aukcję, a pieniądze ze sprzedaży były przeznaczane na leczenie Dina, które do tej pory pochłonęło 2,5 tys. zł.

- Gdyby nie ci wszyscy ludzie, którzy okazali nam serce byłoby ciężko - mówi. Przyznaje, że było jej niezręcznie przyjmować pomoc. Jednak nie miała wyjścia. Jest fotografem i musiała swoją pracę częściowo porzucić, odmówić wykonania części zleceń by poświęcić większość czasu Dinowi.

Szczeniak wywrócił jej życie do góry nogami i zmienił ją. - Wcześniej ciężko było u mnie z sumiennością - przyznaje Klaudia. - Ale w przypadku Dina nie mogę sobie odpuszczać, musimy codziennie ćwiczyć. Chyba dzięki niemu, a wcześniej Coffenie wydoroślałam. Może to pierwsze kroki do macierzyństwa? - śmieje się.

Klaudia już teraz wie, że Dina nie odda. Zrobi wszystko by wyzdrowiał, ale nawet jeśli się nie uda, nie zwróci go do schroniska. Nadzieję pokłada też w leczeniu komórkami macierzystymi, które dają nadzieję na wyzdrowienie. A oprócz tego myśli o kolejnych możliwościach leczenia. - Chciałabym spotkać takiego weterynarza, który by się nie poddał, nie wydałby wyroku i nie mógłby zasnąć myśląc, jak pomóc Dinowi - przyznaje Klaudia. Psi Dr House pilnie poszukiwany...

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski