tak mi się widzi
Przywołajmy na pamięć chociażby mecze z Hutnikiem Kraków, Stalą Rzeszów czy Górnikiem Wieliczka. Wszystkie rozegrane na własnym stadionie i wszystkie przegrane. W identycznym stosunku 0-1 i w identycznych nieomal okolicznościach. Przez 90 min gospodarze wówczas atakowali, stwarzali multum sytuacji bramkowych i żadnej z nich nie wykorzystywali. Rywale przeciwnie: skryci za podwójna gardą wyprowadzali wreszcie jedną skuteczną kontrę, która po błędzie obrony czy bramkarza miejscowych przynosiła im zwycięskiego gola. W sobotę sytuacja się odwróciła.
Powtórzmy raz jeszcze: Sandecja wygrała również (chociaż bynajmniej nie wyłącznie) dzięki szczęściu. Ale szczęściu temu wyszła naprzeciw. Podopieczni trenera Stanisława Filasa nie prezentowali nadzwyczajnej formy. Rzec nawet można, że stoczyli jedno ze swych słabszych spotkań. Razili brakiem pomysłu na rozmontowanie dość szczelnej defensywy rywala, licytowali się w niecelnych podaniach, a sytuacji sprzyjających strzelaniu goli wypracowali jak na lekarstwo. W ich poczynaniach nie zabrakło wszak czynnika podstawowego: wiary w możliwość realizacji celu. Nagrodę za tę niezłomność otrzymali w momencie, kiedy najwierniejsi nawet kibice zwątpili w możliwość przechylenia szali na korzyść ich ulubieńców.
Za tydzień oczekiwane z ogromnym zainteresowaniem derby okręgu nowosądeckiego. W Stróżach Sandecja zmierzy się z Kolejarzem. Która z tych drużyn potrafi w bardziej przekonywujący sposób wytłumaczyć szczęściu, że to jej właśnie warto przyjść z odsieczą?
DANIEL WEIMER
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?