Aż 43 proc. posiłków przygotowywanych w szkolnych stołówkach budzi zastrzeżenia krakowskiego sanepidu – to wyniki ostatniej kontroli przeprowadzonej przez tę instytucję.
Inspektorzy stwierdzili, że obiadom serwowanym w tych szkołach brakuje podstawowych składników odżywczych. 10 proc. kontrolowanych stołówek nie zapewniało dzieciom wystarczającej dziennej porcji witamin w postaci surówek i świeżych owoców.
– Obecnie nie ma przepisów określających szczegółowe ilości białka, węglowodanów czy kalorii spożywanych przez dzieci – wyjaśnia Lucyna Ciępka, kierownik oddziału higieny żywności w krakowskim sanepidzie. Istnieją jednak zalecenia odnośnie żywienia, do których szkoły powinny się stosować. Jednak za nieprzestrzeganie reguł nic im nie grozi. W grudniu tego roku przepisy mają ulec zmianie. Wtedy stołówki będą musiały informować uczniów, jakie wartości kaloryczne zawiera każdy posiłek. Na tej podstawie sanepid będzie wydawać decyzje o zmianie jadłospisu w stołówce.
Teraz krakowskie stołówki nie zawsze dbają o jakość produktów, które wykorzystują do przyrządzania posiłków. Często wynika to z chęci zaoszczędzenia. Z danych zebranych przez sanepid wynika także, że pracownicy stołówek nie dokładają starań, aby posiłek w czasie przygotowywania nie tracił wartości odżywczych. – Kucharze powinni pamiętać, że podczas gotowania niektóre witaminy ulegają zniszczeniu. Powinni także dokładnie czytać etykiety produktów – wyjaśnia Lucyna Ciępka.
Pracownicy sanepidu alarmują, że maleje liczba specjalistów, którzy pomagają stołówkom układać jadłospisy. Nie potwierdza tego Tadeusz Matusz, wiceprezydent Krakowa ds. edukacji. – Duże firmy cateringowe bardzo często współpracują z dietetykami. Jeżeli będzie ich coraz więcej, jakość posiłków się poprawi. Wiem, że spada liczba korzystających ze stołówek, ale nie docierają do mnie żadne skargi – dodaje.
Takie skargi dotarły do sanepidu. – Dzieci często mówią, że obiady są niesmaczne, a dieta słabo urozmaicona. Często jest to pretekst, aby udać się do sklepiku po chipsy – mówi Lucyna Ciępka.
Pocieszające jest to, że rośnie liczba zdrowych i smacznych przekąsek w szkolnych sklepikach. Właściciele wprowadzają tam nowe zasady często pod presją rodziców i nauczycieli. Problem jednak w tym, że dzieci wolą śmieciowe jedzenie. – Zamawiamy bakalie, suszone owoce, a później jemy je sami, bo dzieci i tak wybierają chipsy. Jeżeli nie będzie ich w sklepiku, kupią paczkę po drodze do szkoły – narzeka jeden z właścicieli sklepików.
– W szkole, gdzie pracuję, jest 600 uczniów, a ja mogę sprzedać tylko sześć zdrowych kanapek dziennie – dodaje inna sklepikarka. Przyznaje także, że dziecko nie chce kupić kanapki za 3,5 zł, kiedy może wybrać słodki napój i batonik w tej samej cenie.
Dietetycy ostrzegają, że częste spożywanie wysoko przetworzonych przekąsek może poważnie zaszkodzić młodym ludziom. – Chipsy i inne słone przekąski zawierają duże ilości glutaminianu sodu, który jest bardzo szkodliwy i uzależnia. Powoduje, że sięgamy po kolejną porcję produktu – mówi Lucyna Ciępka.
Sklepikarze twierdzą, że przygotowywanie wartościowych posiłków utrudniają zbyt ostre przepisy.
– Chciałbym robić zdrowe kanapki, np. z jajkiem i z mięsem, ale wtedy sklepik musiałby posiadać dwa dodatkowe pomieszczenia, a szkoła nie zapewni takich warunków – zwraca uwagę jeden z właścicieli.
Napisz do autora:
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?