MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Sztuka" na pęczki

Redakcja
Fot. Ingimage
Fot. Ingimage
Zarabiały na twórczości Nowosielskiego, Starowieyskiego, Makowskiego, Kislinga. Kopiowały ich prace na pęczki. Działały w myśl zasady mały zysk, ale duży przerób.

Fot. Ingimage

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Pani Maria przed kilkoma miesiącami trafiła na jednym z portali na ofertę sprzedaży dzieł Mojżesza Kislinga. Sprzedawca zapewniał, że to oryginały i posiadają profesjonalną wycenę ekspertów. Najpierw skusiła się na zakup jednego obrazu - za 1600 zł, ale później dokupiła jeszcze kilkanaście grafik, sygnowanych m.in. nazwiskiem Jerzego Nowosielskiego. Wszystkie okazały się falsyfikatami.

Tak zaczęło się śledztwo, które doprowadziło do odkrycia pod Proszowicami świetnie zorganizowanego biznesu. Prowadziły go dwie młode kobiety, oficjalnie bezrobotne.

Stanowiły zgrany duet. Katarzyna Ż. potrafiła malować. Magdalena K.-C. miała smykałkę do handlu. Pierwsza z nich, opiekując się dzieckiem, całe dnie spędzała przy sztalugach i farbach. Była stałą bywalczynią targów staroci, gdzie kupowała stary papier, który umożliwiał profesjonalną stylizację rysunków. Mimo że nie skończyła żadnej artystycznej uczelni, z powodzeniem opanowała sztukę kopiowania obrazów i grafik. Podrabiała też sygnatury.

Pierwsza wpadła Magdalena K.-C. Namierzono ją bez większego trudu, ustalając IP komputera, z którego logowała się na portalu. Później policjanci dotarli do jej koleżanki, domorosłej malarki.

- W jej domowym atelier znaleźliśmy 200 grafik odwzorowanych z różnych autorów. Niektóre były tak precyzyjne, że trudno było odróżnić je od oryginałów - mówią policjanci.

Według śledczych na koncie internetowym założonym przez Magdalenę K.-C. przeprowadzono co najmniej 350 transakcji. Dotyczyły sprzedaży obrazów i grafik różnych autorów, m.in. Jerzego Nowosielskiego, Antoniego Starowieyskiego, Jerzego Panka, Wacława Wąsowicza, Aleksandra Winnickiego oraz Mojżesza Kislinga. Wszystkie były wystawiane z opisem sugerującym, że to oryginalne dzieła artystów.

Obie panie przed miesiącem usłyszały zarzuty dotyczące oszustwa, posługiwania się podrobionymi wycenami i ekspertyzami, a także wytwarzania i wprowadzania na rynek fałszywych dóbr kultury. Będą odpowiadać za to z wolnej stopy.

Co ciekawe, nie była to pierwsza wpadka Magdaleny K-C. Niemal identyczne zarzuty usłyszała przed trzema laty. Śledztwo wówczas zainicjował syn malarki Stefanii Dretler Flin, który przez przypadek trafił na aukcję internetową, na której licytowano "dzieło" jego nieżyjącej matki. Nie miał wątpliwości, że obraz został nieudolnie sfałszowany. Zaczął więc bacznie obserwować kolejne aukcje użytkownika o nicku "Magdalena KC" i szybko trafił na kilka innych obrazów, wystawianych do sprzedaży, wątpliwego pochodzenia. Zawiadomił policję, a ta odkryła, że Magdalena K.-C. sprzedała na aukcji co najmniej kilkadziesiąt takich podróbek. W 2008 r. wartość prawdziwych prac Stefanii Dretler Flin oscylowała w granicach 2 tys. zł. Nic więc dziwnego, że na internetowej aukcji rzekome "oryginały" sprzedawane po 30-40 zł, szły jak woda.

W ofercie pani Magdy były również grafiki i rysunki Jana Szczurka, skradzione z mieszkania artysty podczas włamania. Nierzadko były one podpisywane nazwiskiem innych autorów (np. Wyczółkowskiego i Gostomskiego) i również sprzedawane jako oryginały. Bez trudu znajdowały nabywców, także poza granicami Polski.
W tamtej sprawie policji udało się zabezpieczyć w sumie 73 prace. M.in. 58 obrazów rzekomo namalowanych przez Stefanię Dretler Flin (odzyskano je od nabywców). Biegli nie mieli wątpliwości, że to falsyfikaty namalowane ręką tego samego fałszerza. Jego samego nie udało się jednak wtedy ustalić. Zarzuty postawiono więc jedynie Magdalenie K.-C. Jak widać, nie powstrzymało jej to przed kolejnymi oszustwami.

- W takich sprawach pokrzywdzonymi przez fałszerzy są nie tylko ci, którzy kupili falsyfikaty, ale przede wszystkim kolekcjonerzy, którzy posiadają oryginalne prace. Naruszone zostaje też dobre imię artysty poprzez skojarzenie jego nazwiska z seryjną produkcją bezwartościowych i żenujących prac - twierdzą policjanci.

Faktem jest, że falsyfikatów na rynku przybywa. Sprawa z podkrakowskich Proszowic jest jednak pierwszą w Polsce, w której policji udało się dotrzeć do fałszerza. Przez ostatnie 20 lat wykrywalność tych przestępstw była niemal zerowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski