MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ta debata może przejść do historii

Redakcja
Wszystko wskazuje na to, że Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski idą w łeb w łeb. Dlatego dzisiejsza debata telewizyjna może mieć istotny wpływ na końcowy wynik wyborów.

WYBORY 2010. Obydwaj kandydaci będą dzisiaj zabiegać o 2,5 mln osób niezdecydowanych

Tak zgodnie prognozują dwaj eksperci: dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, oraz dr Sergiusz Trzeciak, konsultant polityczny, wykładowca w Collegium Civitas.

Dr Trzeciak przewiduje, że dzisiejsza debata ma szansę zapisać się w dziejach politycznych Polski po 1989 r., podobnie jak dwie wcześniejsze, które miały wpływ na wynik wyborów. Debatę pomiędzy Aleksandrem Kwaśniewskim i Lechem Wałęsą przed II turą wyborów prezydenckich 15 lat temu Wałęsa wyraźnie przegrał, co - jak twierdzą eksperci - w sporej mierze przyczyniło się do jego przegranej różnicą około 600 tys. głosów (9,7 mln głosowało na Kwaśniewskiego 9,1 mln - na Wałęsę).

W 2007 r. natomiast Jarosław Kaczyński znacznie słabiej wypadł w telewizyjnym pojedynku z Donaldem Tuskiem. Fachowcy od marketingu politycznego zgodnie mówią, że PiS dużo stracił w wyborach parlamentarnych wskutek porażki swojego lidera. Sam Kaczyński przyznał zresztą, że wówczas poległ. Usprawiedliwiał się tym, że w czasie debaty był chory.

Debaty telewizyjne to starcie osobowości. Widzowie zwracają uwagę, jak politycy się zachowują, gestykulują, wyglądają, jak są ubrani.

Dr Jarosław Flis twierdzi, że debata będzie miała wpływ na cztery podstawowe grupy wyborców. - Po pierwsze, na tych, którzy nie są zorientowani w polityce, ale zamierzają iść do wyborów. Dla nich ważna będzie to, jak wypadną kandydaci; zwracać będą uwagę na osobowość Kaczyńskiego i Komorowskiego - mówi dr Flis.

Drugim rodzajem wyborców są osoby orientujące się w polityce, ale niezdecydowane kogo poprzeć. Trzecim - Polacy, którzy od dawna mają faworyta, a debatę traktować chcą jako potwierdzenie swojego wyboru; inaczej mówiąc, jest to tzw. twardy elektorat. - Ostatnią grupę stanowią media, które za pośrednictwem ekspertów i publicystów forują wyroki, wytykają błędy, podkreślają mocne strony kandydatów i tym sposobem wpływają na część Polaków - głosi dr Jarosław Flis.

Dla widzów najciekawsze są spotkania, podczas których dochodzi do "zwarcia" pomiędzy kandydatami, czyli istnieje możliwość zadawania sobie pytań i reagowania na odpowiedzi konkurenta. Wszystko wskazuje na to, że dzisiejsza rozmowa pomiędzy nimi będzie pozbawiona tego elementu, gdyż ograniczy się do zadawania pytań obu kandydatom przez dziennikarzy.

Dr Sergiusz Trzeciak uważa, że w niedzielnej debacie lepiej wypadł Komorowski, ponieważ był aktywniejszy. Zwraca przy tym uwagę, że marszałek Sejmu posunął się do zręcznego dla siebie zabiegu socjotechnicznego, jakim było wręczenie Jarosławowi Kaczyńskiemu kartki z depeszą PAP.

- Istota sprawy polegała na tym, że przez kilka dni kandydat PiS i jego sztab zostali zepchnięci do defensywy. Musieli bowiem tłumaczyć się ze spraw sprzed kilku lat, które w gruncie rzeczy ani ziębią, ani grzeją większość Polaków, ale sztabowcy kandydata PO uzyskali korzystny dla siebie efekt - mówi dr Trzeciak.
Nasz rozmówca, specjalista od marketingu politycznego z Collegium Civitas prognozuje, że z faktu, iż Komorowski po kartkę sięgnął w niedzielę, można domniemywać, że dzisiaj może "poczęstować" Kaczyńskiego czymś jeszcze mocniejszym. Analogicznie jest w przypadku prezesa PiS. Także on może przedstawić silne argumenty.

- Jednocześnie Jarosław Kaczyński ma ten problem, że musi dbać, by nie zaprzepaścić swojego nowego wizerunku, polityka umiaru, zgody. Może jednak sięgnąć po konkretne dane, fakty, które przemawiałyby przeciwko rywalowi - przewiduje dr Trzeciak.

Obaj fachowcy - dr Flis i dr Trzeciak - zwracają uwagę, że debata obu kandydatom służyć ma także do mobilizowania tzw. żelaznych elektoratów. Takich wyborców ma więcej Jarosław Kaczyński. W praktyce oznacza to, że dla Bronisława Komorowskiego niekorzystne są sondaże, które pokazywałyby jego dużą przewagę. Mogą one zdemobilizować jego potencjalnych wyborców, którzy czytając o wyraźnej przewadze "ich" kandydata, mogą 4 lipca, czyli w okresie letnio-wakacyjnym, nie iść do urn.

Jednak kluczowe znaczenie dzisiejszej debaty polegać ma na próbie przekonania wyborców niezdecydowanych, chwiejnych. Z analiz Pracowni Badań Wyborczych PAN wynika, że kilkanaście procent Polaków decyzję o głosowaniu na konkretnego kandydata czy partię podejmuje krótko przed głosowaniem, a kilka procent - w drodze do lokalu wyborczego lub w nim samym.

Teoretycznie - jeśli wierzyć badaniom - do dzisiaj kilkanaście procent Polaków nie wie, na kogo oddać głos. Przy założeniu, że byłoby to 15 proc., obaj kandydaci będą zabiegali o około 2,5-milionowy elektorat.

Dr Jarosław Flis twierdzi, że swego rodzaju przeciwnikiem Bronisława Komorowskiego jest to, że trudno mu utrzymać na wodzy negatywne emocje. Widać to było w czasie obu niedzielnych debat telewizyjnych. Komorowski - wbrew powszechnemu przekonaniu - okazał się znacznie bardziej porywczy niż Kaczyński. Kandydat PiS natomiast - w ocenie dr. Flisa - potrzebuje natomiast silnych emocji, bo wtedy wypada znacznie bardziej przekonująco. Bez nich, co dowiodły debaty, jest stonowany, jakby nie swój. W efekcie wypada w mediach znacznie słabiej.

WŁODZIMIERZ KNAP

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski