Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ta ruda i energiczna dziewczyna nie urodziła się świętą. Jaka była?

Rozmawia Grażyna Starzak
Jedyne zachowane zdjęcie Faustyny przed wstąpieniem do zakonu. Miała 18-19 lat
Jedyne zachowane zdjęcie Faustyny przed wstąpieniem do zakonu. Miała 18-19 lat fot. archiwum
Faustyna należała do zakonnic tak zwanego drugiego chóru. Do tych bez posagu i wykształcenia, które musiały pracować bardzo ciężko fizycznie. To jednak ona została wybrana, wyróżniona - mówi Ewa Czaczkowska, autorka książek o krakowskiej świętej.

- „Kim jesteś, Faustyno? Ta biografia jest odpowiedzią” - napisał o jednej z Twoich książek kard. Franciszek Macharski. Powiedz krótko, choć to zapewne trudne, kim jest Twoja bohaterka?

- Krótko powiem tak: była zwyczajna i prosta w swej niezwykłości. Osobowość silna, o dużej wrażliwości, inteligentna, chociaż bez wykształcenia. Była mistyczką, jedną z największych w historii Kościoła, a jednocześnie osobą twardo stąpającą po ziemi. Nie urodziła się świętą, ale do świętości dojrzewała.

- Mamy już kilka biografii św. Faustyny. Co nowego można o niej jeszcze powiedzieć?

- Takie samo pytanie, z dużą dozą sceptycyzmu, zadał mi ktoś, gdy przystępowałam do pisania książki. Jako historyk, a także dziennikarz wiem, że żaden temat, losy żadnej osoby nigdy nie są opisane raz na zawsze i do końca. Z prostego powodu: w każdej chwili może odnaleźć się nowy dokument, nowy świadek, który coś wniesie w dotychczasowe ustalenia. I to jest fascynujące.

- Jakie nowe fakty udało Ci się ustalić?

- M.in. ten, że w 1924 r., jako 21-letnia dziewczyna, po przyjeździe z Łodzi do Warszawy, Helena Kowalska (Faustyna to imię zakonne) zamieszkała w budynku przy ul. Chmielnej 30. Zaczęła wówczas pracę u rodziny Lipszyców i szukała klasztoru, który by ją przyjął. Skorygowałam też zapis przebiegu pierwszych godzin pobytu Heleny w Warszawie, a także datę jej modlitwy na Jasnej Górze w 1933 r. Ustaliłam też, jak naprawdę wyglądała. Oddałam jedyne zdjęcie s. Faustyny przed wstąpieniem do zakonu do kryminologa. Budziło ono wątpliwości, gdyż zdjęcia z lat zakonnych były retuszowane, a choroba pod koniec życia bardzo zmieniła jej wygląd. Miałam wątpliwości, czy osoba na zdjęciu to rzeczywiście ona. Ekspertyza potwierdziła, że tak. A zatem wiemy, jak wyglądała, jako 18- czy 19-latka. Malarze i hagiografowie trochę ją „wystylizowali”. Helena - dziewczyna średniego wzrostu, o rudych włosach - była pełną energii, wesołą osobą, którą choroba i życie w zakonie „utemperowały”, ale do końca życia miała mocną osobowość.

- Jak wyglądało codzienne życie Faustyny w zakonie?

- Faustyna była zakonnicą tzw. drugiego chóru, do którego należały siostry bez posagu oraz bez wykształcenia i które pracowały fizycznie. Faustyna była kucharką, ogrodniczką, pracowała w sklepie piekarniczym, pod koniec życia, gdy była już słaba - siedziała na furcie. Bardzo ciężko pracowała. Gotowała nie tylko dla sióstr, ale także dla wychowanek zgromadzenia. W zakładach, które prowadziły siostry, bywało ich po kilkadziesiąt. W ciągu dnia na modlitwę nie miała wiele czasu. Początkowo było to powodem niezadowolenia i rozczarowania Faustyny. Chciała nawet wystąpić ze zgromadzenia. Na wyraźne polecenie Jezusa została w nim i nauczyła się modlić oraz jednoczyć z Bogiem w czasie pracy, w czasie wykonywania codziennych obowiązków.

- S. Faustyna miała i ma w Krakowie wielu orędowników. W tym gronie, prócz Karola Wojtyły, jest kard. Franciszek Macharski. Czy to prawda, że gdy zachorował na nowotwór, wyprosił zdrowie, modląc się przy relikwiach siostry Faustyny?

- I tak, i nie. To prawda, że wyzdrowiał, choć był śmiertelnie chory i w otoczeniu kardynała pewnie nieliczni wierzyli, że z tej choroby wyjdzie. To prawda, że modlił się do s. Faustyny i Jezusa Miłosiernego, bo kult ten był dla niego ważny od czasu drugiej wojny światowej, zaś s. Faustyna jest mu niezwykle bliska. Wie o tym, każdy, kto widział, jak klęczał przy jej relikwiach w Łagiewnikach albo słyszał jak mówi o niej. Nieprawdą jest natomiast, że modlił się o swoje uzdrowienie. On tak zaufał Bogu, że przyjmował wszystko, co mu Bóg przeznaczył. Uważał, że w przeciwnym wypadku byłby niewierny temu mottu, które przyjął za swoje biskupie zawołanie: „Jezu, ufam Tobie”. Ufał. Poddał się operacji, ale już nie chemioterapii. Ufał Bogu. Nie modlił się więc o swoje uzdrowienie. O zdrowie dla innych. Piszę o tym w reportażu „Święta i jej kardynał” w zbiorze reportaży „Cuda świętej Faustyny”.

- Jakie inne, cudowne uzdrowienia, za wstawiennictwem tej świętej, najbardziej utkwiły Ci w pamięci?

- Każda z cudownych historii, które opisałam we wspomnianym zbiorze reportaży, jest niezwykła. Gdy chodzi o uzdrowienie, to dla mnie najbardziej znacząca jest historia Luciana Boschetta, Włocha z Mediolanu, którego szukałam pół roku. Ale znalazłam! Opowiedział mi, jak w nocy z 20 na 21 kwietnia 2004 r. do szpitala, gdzie leżał na wpół sparaliżowany, przyszła s. Faustyna, której wtedy nie znał. Przyszła do niego, by go uzdrowić. To spotkanie i dalsza historia tej „znajomości” są doprawdy niezwykle. Bo one, te cudowne historie, które są znakiem-wstrząsem, mają zawsze dalszy ciąg. Niezwykła jest także historia Zuka Spancy, bogobojnego muzułmanina z Kosowa, który został wyniesiony na rękach z płonącego samochodu przez mężczyznę, którego postać rozpoznał trzy lata później na obrazie z podpisem „Jezu, ufam Tobie”. Zuk jest dziś katolikiem i pracuje jako kościelny w Sochaczewie. Takiej puenty człowiek sam by nie wymyślił.

- W czasie spotkania promującego jedną z Twoich książek powiedziałaś, że przyszli badacze życia i dzieła polskiej zakonnicy mogą dotrzeć jeszcze do nowych, nieznanych dokumentów. Co miałaś na myśli?

- Nic konkretnego. Jako historyk wiem po prostu, że nigdy nie można mieć pewności, że wszystko zostało już powiedziane, odkryte. Z mojego doświadczenia wynika, że zawsze może się znaleźć kolejne źródło, które albo wniesie coś zupełnie nowego, albo doda do wiedzy już nabytej jakieś szczegóły, które będą dopełnieniem tła. Tym bardziej gdy chodzi o historie odległe albo o archiwa, które są może do końca usystematyzowane czy dostępne. Jestem pewna, że nawet kilkadziesiąt lat po śmierci, gdy zmarli już niemal wszyscy, którzy znali siostrę Faustynę, można ustalić nieznane fakty z jej życia. Zostały przecież dokumenty, listy, wspomnienia. Myślę, że każda analiza Dzienniczka może jeszcze przynieść coś nowego, a niezwykle ciekawa historia rozwoju kultu miłosierdzia wciąż się toczy.

św. Faustyna:

(1905-1938). Należy do najbardziej znanych i lubianych świętych oraz największych mistyków w historii Kościoła. Kult Bożego Miłosierdzia, którego była orędowniczką, rozwijał się stopniowo, ale spontanicznie. Już w czasie II wojny światowej podawano sobie z rąk do rąk modlitewniki z Orędziem do Bożego Miłosierdzia. Pierwsze, nieliczne pielgrzymki do Łagiewnik, gdzie zmarła i została pochowana, organizowano po wojnie. Potem nastały czasy notyfikacji, zakazu nabożeństw do Bożego Miłosierdzia w formach przekazanych przez s. Faustynę. Notyfikacja trwała aż 19 lat i była zbawienna dla kultu, który szerzył się wbrew zakazom. Dziś Łagiewniki - stolicę kultu Bożego Miłosierdzia - odwiedza co roku od 1, 5 do 2 mln pielgrzymów. Najwięcej w Święto Miłosierdzia obchodzone w pierwszą niedzielę po Wielkanocy.

Ewa Czaczkowska

dziennikarka, historyk, autorka trzech biografii św. Faustyny, a także wielu innych książek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski