Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tlenek węgla: cichy zabójca, który przychodzi we śnie

Paweł Szeliga
Agnieszka Czernek 2 listopada paliła znicze na grobach bliskich. W miniony piątek miała świętować z rodziną 23. urodziny. - Prezentem będzie dla niej grób - mówi zrozpaczony ojciec studentki
Agnieszka Czernek 2 listopada paliła znicze na grobach bliskich. W miniony piątek miała świętować z rodziną 23. urodziny. - Prezentem będzie dla niej grób - mówi zrozpaczony ojciec studentki Zdjęcie z facebooka Agnieszki Czernek
Nowy Sącz. 2 listopada czad zabił 14-letnią gimnazjalistkę. W miniony wtorek zabrał życie 23-letniej studentce. Dziewczyny prawdopodobnie nie czuły, że umierają. Uśpił je podstępny gaz bez woni i koloru. Największe zagrożenie stanowią piecyki gazowe z otwartą komorą spalania.

Gdy w niedzielę 23-letnia sądeczanka Agnieszka Czernek zapalała znicze na grobach swoich bliskich zapewne nie myślała, że tak szybko do nich dołączy. We wtorek w kamienicy na krakowskim Podgórzu, gdzie wynajmowała stancję, zabił ją tlenek węgla. Jej o rok starszego chłopaka w ostatniej chwili udało się uratować.

Ojciec Agnieszki Sławomir Czernek nie może otrząsnąć się z szoku. W miniony piątek jego ukochana córeczka miała świętować 23. urodziny. Umówili się, że młoda, pełna życiowej energii studentka rachunkowości UJ przyjedzie do domu, żeby spędzić ten dzień z rodziną.

- Zastanawiałem się, co jej kupić w prezencie, teraz prezentem będzie grób - mówi zrozpaczony ojciec, próbując powstrzymać łzy cisnące się do oczu. Już w niedzielę, w chwili gdy wyjeżdżała do Krakowa, za nią tęsknił. Teraz została mu tylko tęsknota, której nie przerwie nadzieja rychłego spotkania.

Kiedy 23-letnia Agnieszka wyjeżdżała do Krakowa, nie żyła już 14-letnia gimnazjalistka z ul. Klasztornej w Nowym Sączu. Leżącą w łazience siostrę desperacko próbował ratować jej o rok starszy brat. Tlenek węgla okazał się silniejszy. Gdy odbierał jej życie pod oknami bloku, w którym mieszkała, przechodziły tłumy sądeczan, niosących kwiaty i znicze na pobliski cmentarz.

Bezwzględny zabójca
Tlenek węgla co roku zbiera śmiertelne żniwo. Szczególnie tragiczny był 2012 rok, gdy tylko na Sądecczyźnie zatruło się nim 57 osób. Dwie zmarły, a ich śmierć odbiła się głośnym echem w Nowym Sączu.

W październiku w łazience popularnego pubu "Zdarta Płyta" znaleziono ciała 29-letniego barmana Michała i jego 20-letniej przyjaciółki Anety. W pomieszczeniu był piecyk gazowy, a kratka wentylacyjna została zasłonięta. Jak później ustalili biegli, w piecyku nie zadziałał czujnik tlenku węgla. Młodzi ludzie mieli wyjątkowego pecha, bo tej nocy wiał mocny wiatr, który spowodował tzw. cofkę, wpychając czad do komina.

- Cofka przyczyniła się też prawdopodobnie do śmierci 23-letniej studentki na Podgórzu - uważa dr Piotr Hydzik, kierujący Oddziałem Toksykologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. - Wiał halny, a wtedy często dochodzi do takich zjawisk.

Na oddział dr. Hydzika co roku trafia od 200 do 400 osób zatrutych tlenkiem węgla. To ci, którzy nie zmarli na miejscu, bo ktoś szybko wezwał pomoc. Większość udaje się uratować stosując nasiloną tlenoterapię. Inni nie wybudzają się ze śpiączki, bo czad tak mocno zahamował transport tlenu z płuc do tkanek, że nieodwracalnie uszkodził najważniejsze organy ciała.

Człowiek zasypia i umiera
Tlenek węgla jest tak bardzo niebezpieczny, ponieważ człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, że odbiera mu życie.

Odczuwa tylko lekki ból głowy i narastające ogólne zmęczenie. Pojawiają się zaburzenia orientacji i zdolności oceny zagrożenia. Ofiara staje się bierna, nie próbuje uciekać, zapada w sen, z którego najczęściej się nie budzi.

Tak było wiosną tego roku w Szczawie (powiat limanowski). Gdy zaniepokojona dłuższą nieobecnością rodzina zapukała do drzwi domu 87-letniego Jana i jego 77-letniej żony Marii, małżonkowie już nie żyli. Wyglądali jakby spali. On leżał w łóżku, tuż przy nim w fotelu siedziała żona.

St. bryg. Paweł Motyka, zastępca komendanta PSP w Nowym Sączu mówi, że największe zagrożenie stanowią piecyki gazowe z otwartą komorą spalania. Do tego procesu potrzebny jest tlen pobierany z otoczenia. Gdy zaczyna go brakować, spalanie jest zaburzone i pojawia się zabójczy czad. - Jeśli do tego dołożymy przysłonięte kratki wentylacyjne, szczelnie zamknięte okna, pod którymi dodatkowo upychane są ręczniki, żeby ciepło nie uciekało, z czym często się spotykamy, to tragedia gotowa - dodaje Paweł Motyka.

Jak więc uniknąć zagrożenia? Strażacy sugerują kupno piecyków z zewnętrzną komorą spalania, dbanie o regularne przeglądy kominiarskie i sprawną wentylację.

Gdy poczujemy się źle warto przewietrzyć mieszkanie, by szybko pozbyć się tlenku węgla. To działa nawet przy dużym stężeniu tego gazu. Dlatego często, gdy strażacy przyjeżdżają do mieszkania, w którym doszło do zatrucia czadem, ich przyrządy nie wykazują przekroczenia norm. To dlatego, że wcześniej drzwi czy okna otworzyli ratownicy i tlenek szybko wyleciał na zewnątrz.

Strażacy podkreślają, że życie może uratować czujnik tlenku węgla, który można kupić w internecie czy sklepie elektrycznym. Kosztuje około 100 zł. Zamontowany przy piecu zacznie głośno piszczeć, gdy wykryje nawet nieznaczne przekroczenie normy stężenia tlenku węgla. Przekonała się o tym wielokrotnie Grażyna Słomka-Powałka, prowadząca z mężem rodzinny dom dziecka przy ul. Tarnowskiej 107 w Nowym Sączu. Przed rokiem placówka dostała czujnik w ramach akcji edukacyjnej "NIE dla czadu".

- Jest tak wrażliwy na tlenek węgla, że zaczyna wyć nawet wtedy, gdy podczas smażenia przypalę naleśniki - wyjaśnia Grażyna Słomka-Powałka i dodaje: - Dlatego jestem spokojna o ósemkę dzieci, które wychowujemy w naszym domu. Ten dźwięk jest w stanie obudzić największego śpiocha, dlatego kładziemy się do łóżek bez obawy, że nocą zabije nas czad.

Rozsądek przy remoncie
Mistrz kominiarski Tomasz Szołdrowski z Nowego Sącza podczas kontroli przewodów kominowych i wentylacyjnych często spotyka się z bezmyślnością, która może doprowadzić do tragedii.

- Nagminne jest nadmierne uszczelnianie mieszkań i zatykanie kratek wentylacyjnych - mówi kominiarz. - Zdarza się, że niebezpieczeństwo bardziej lub mniej świadomie sprowadzają ekipy remontujące mieszkania. Nagle okazuje się, że kratka wentylacyjna znika albo jest zasłonięta meblami, a w kuchni pochłaniacz podpięty jest do niewłaściwego komina. Lokator płaci robotnikom za wykonaną pracę i nie zdaje sobie sprawy, że w wyniku ich działania może stać się śmiertelną ofiarą tlenku węgla.

(SZEL)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski