Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To Bóg napisał jego historię

Paweł Szeliga
Ks. Mateusz Dziedzic ani przez chwilę nie przestał myśleć o powrocie do swych czarnych braci - Cieszę się, że mogę znów poczuć siłę tego afrykańskiego młodego Kościoła - mówi
Ks. Mateusz Dziedzic ani przez chwilę nie przestał myśleć o powrocie do swych czarnych braci - Cieszę się, że mogę znów poczuć siłę tego afrykańskiego młodego Kościoła - mówi archiwum rodzinne
Wyskitna. Rok po uwolnieniu z rąk rebeliantów ksiądz Mateusz Dziedzic dobrowolnie wrócił na misje. Chociaż przeżył 44 dni w buszu pod lufami karabinów, to na Czarnym Lądzie znalazł szczęście.

Październik 2014 r. Baboua w Republice Środkowoafrykańskiej. Trzecia w nocy. Łomot do drzwi. Uzbrojeni rebelianci. Nabite karabiny i 35 kilometrów marszu przez busz w klapkach, bez wody i jedzenia. - Przyszli po białego człowieka, bo o porwanych przez nich wcześniej Kameruń-czyków i obywateli RSA nikt się nie upominał - wyjaśnia ks. Mateusz Dziedzic, misjonarz z Wyskitnej koło Grybowa.

Rebelianci domagali się uwolnienia swojego przywódcy generała Abdulaja Miskina, który siedział w kameruńskim więzieniu. Ksiądz miał być ich kartą przetargową. Trafił do obozu w buszu. Spędził tam 44 dni. Uwolniony w wyniku negocjacji prezydenta Konga Denisa Sassou-Nguesso stwierdził ze spokojem: - Pan Bóg wyprowadził mnie do lasu i zrobił mi sześciotygodniowe rekolekcje.

Gdy ks. Mateusz wrócił do kraju i odebrał urlop zdrowotny dowodził w rozmowie z nami, że scenariusza wydarzeń, które go spotkały nie napisała ludzka ręka. Akurat tej nocy, gdy go porwano nie było na misji stróża, którego rebelianci na pewno by zabili. Nie było też zasięgu w telefonie, więc ksiądz nie mógł wezwać na pomoc szefa żandarmerii, katolika, który zapewne też padłby od kul napastników. W buszu kapłana pilnował 25-letni rebeliant Abdel Asis, który drżał o zdrowie więźnia, a gdy Polak zachorował na malarię czuwał przy nim całą noc. Ksiądz Mateusz nazwał go swoim aniołem stróżem. Przekonywał, że to Bóg sprawił, że wyjeżdżając z RSA do Konga samolotem podstawionym przez prezydenta tego kraju, usiadł obok generała Miskina, sprawcy swojej katuszy.

- W buszu poznałem siłę modlitwy, a w tym samolocie radość płynącą z przebaczenia - mówił wzruszony ksiądz.

Jego rodzinie nie było łatwo pogodzić się z tym, że rok po tych traumatycznych wydarzeniach misjonarz chce wrócić do Afryki. Podkreślał, że został księdzem nie po to, by pełnić posługę tam, gdzie jest to łatwe, ale tam, gdzie go potrzebują.

- Długo z nim o tym rozmawialiśmy - przyznaje brat kapłana Łukasz Dziedzic. - Widzieliśmy, że choć jest z nami ciałem, to duchem wciąż był wśród tych, którzy tam zostali. To jest po prostu jego misja i szczęście.

Ks. Mateusz wrócił do Republiki Środkowoafrykańskiej, ale nie do parafii Baboua, skąd został porwany. Posługę pełni 100 km dalej, w stolicy diecezji Bouar.

- Wróciłem do tej samej diecezji, w której pracowałem przez ostatnie trzy lata, ale jestem w miejscu dużo bardziej bezpiecznym niż przed porwaniem - uspokaja polski misjonarz. I faktycznie tak jest, bo w bliskim sąsiedztwie stacjonuje garnizon żołnierzy ONZ. Jest mało prawdopodobne, by w takiej sytuacji rebelianci ryzykowali przeprowadzenie zbrojnej akcji.

- Powrót na misję był wyłącznie jego decyzją - podkreśla ks. Krzysztof Czermak, wikariusz biskupa tarnowskiego ds. misji. - Nikt go do tego nie zmuszał. Misjonarz doskonale zdaje sobie sprawę, do czego wraca. Wie, że rebelianci nadal ukrywają się tam w lasach.

Ks. Mateusz Dziedzic wyjaśnia, że wrócił do Afryki, by osobiście podziękować ludziom za to, że w czasie, gdy był w niewoli mocno modlili się o jego uwolnienie. Niektórzy z nich nawet pościli. Misjonarz chce też dotrzeć do współwięźniów, z którymi był w buszu. W niskim namiocie, klęcząc na karimacie, odprawiał dla nich msze święte. Modlili się wspólnie ludzie różnych wyznań. Obok siebie klęczeli katolicy i muzułmanie. I wszyscy wymodlili sobie wolność, bo ksiądz z Wyskitnej wymógł na generale Miskinie, by wydał rozkaz uwolnienia wszystkich zakładników. Mówił o tym w samolocie do Konga, przypominał w hotelu, gdzie obaj spali w pokojach położonych obok siebie. Rebelianta i kapłana dzieliła wówczas tylko cienka ściana. Generał dał się uprosić i kilka dni później czarni zakładnicy wrócili do swoich domów.

- Udało mi się już spotkać z kilkoma współwięźniami - wyznaje ks. Mateusz Dziedzic. - Bardzo mocno to przeżyłem. Moi czarni bracia też się wzruszyli. Cieszyli się, że mogliśmy się spotkać jako wolni ludzie.

Bliscy kapłana zdążyli się już przyzwyczaić do tego, że kontakt z nim jest utrudniony. Bywają dni, gdy w jego prowincji nie ma prądu. Nie dochodzą maile, nie działają telefony. Sam ksiądz przyznaje, że czasem dostęp do internetu jest tak słaby, że przez sieć nie przepychają się nawet kilkuzdaniowe wiadomości. On sam nie czuje się na Czarnym Lądzie samotny. Prócz czarnych braci ma też kapłanów z diecezji tarnowskiej. Najwięcej z nich, bo aż 10, przebywa właśnie w RSA. Cztery osoby świeckie pracują w prowadzonym przez diecezję szpitalu dla Pigmejów w Bagandou.

Z kolei w Czadzie i Kongu posługę pełni po trzech księży. O misjonarzach pamięta papież Franciszek, który 28 listopada przyleci z dwudniową pielgrzymką do Republiki Środkowoafrykańskiej. Spotka się także z polskimi kapłanami, w tym ks. Dziedzicem.

Misjonarz z Wyskitnej cieszy się, że może pomagać w pracy ks. Mirosławowi Gucwie, który miał swój udział w uwolnieniu go z rąk rebeliantów. To on, ryzykując życie, przyniósł dla więźnia chorego na malarię lekarstwa, a także wodę i przybory liturgiczne do odprawiania mszy.

- Tęskniłem za misjami - wyznaje ks. Mateusz. - Przez rebeliantów zostałem niejako wyrwany z tego niesamowitego afrykańskiego, młodego Kościoła. Dziękuję Bogu, że mogłem do niego wrócić.

Współpraca Paweł Chwał

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski