18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Towarzyskie pranie brudów

Redakcja
Aleksandra Radwańska od prawie dwóch lat prowadzi przy ulicy Wrzesińskiej "Frania Cafe", pralnię i kawiarnię w jednym Fot. Piotr Subik
Aleksandra Radwańska od prawie dwóch lat prowadzi przy ulicy Wrzesińskiej "Frania Cafe", pralnię i kawiarnię w jednym Fot. Piotr Subik
Ledwie do "Pralni PePe" wejdą dwie młode kobiety, a już Ewa Partyka, chcąc sprawdzić, czy były tu wcześniej i same się obsłużą, pyta wprost: - Panie umieją się puścić? Jednak uruchomić pralkę w pralni publicznej, bo o to Ewie chodziło, potrafi w Krakowie coraz więcej osób.

Aleksandra Radwańska od prawie dwóch lat prowadzi przy ulicy Wrzesińskiej "Frania Cafe", pralnię i kawiarnię w jednym Fot. Piotr Subik

To tu, blisko Starego Miasta i Kazimierza, powstały pierwsze w Polsce pralnie samoobsługowe (no, może prawie samoobsługowe), w których nie tylko można wyprać samemu rzeczy, ale również napić się kawy, a przy okazji pogadać. Tak jak w zagranicznych filmach.
1.
Ewa Partyka, studentka Uniwersytetu Ekonomicznego, do Krakowa przyjechała ze Śląska. Pierwsze pralnie widziała jednak nie na filmie, ale w Paryżu, podczas studiów z literatury na Sorbonie. - Tam są na każdej ulicy, nieważne, czy to "biała", "żółta", czy "czarna" dzielnica. I wszystkie do siebie podobne: zwykłe, lekko zapuszczone, brudne, bez wyrazu. Do tego pełne emigrantów, którzy tworzą ich klimat: Murzynów z Mali, Chińczyków, a głównie Arabów, Algierczyków przede wszystkim. Ale też rodowitych paryżanek, babć, które - choć mają pralkę w domu - są przekonane, że w pralni publicznej wypierze im się lepiej - mówi Ewa.
Michał Pawlicki, jej narzeczony, w Paryżu nie był, jednak podczas studiów mieszkał w mieszkaniu bez udogodnień. I wie, co to znaczy, nie mieć możliwości. - Ubrania trzeba było targać do domu, tam i z powrotem, do Będzina. Dobrze, że miałem samochód, więc raz na dwa tygodnie mogłem sobie pozwolić na wyjazd - opowiada.
Samochodu nie miała jednak Aleksandra Radwańska. Podczas studiów, także na Uniwersytecie Ekonomicznym, większość prania woziła busem do Jaworzna, do rodziców. Męczące to było, ale w wynajmowanym mieszkaniu stała tylko stara frania. A ponieważ Aleksandra zawsze chciała mieć własny biznes, i to najlepiej taki, jakiego jeszcze nie było, oryginalny, postanowiła założyć pralnię bez obsługi, za to z kawiarnią.
Na podobny pomysł, niezależnie od Oli, wpadli Ewa i Michał. Tyle że w ich przypadku kawa i herbata wyszły niejako przy okazji.
Żadnych badań rynku nie było, wystarczyło popytać znajomych. Albo mówili, że to superpomysł, albo że w Polsce nie ma on sensu, bo się nie przyjmie. Że jeśli w akademikach na jedną pralkę przypada kilkuset studentów, to nawet nie ma się co zastanawiać: interes musi wypalić.
- Skoro przyjęły się we wszystkich rozwiniętych krajach Europy i świata, to pralnie samoobsługowe muszą się spodobać także Polakom. Chociaż trudno powiedzieć, czy teraz, czy dopiero za dziesięć lat - tłumaczy Michał Pawlicki.
Krakowskie spodobały się niemal od razu. Teraz każdy, kto tu przyjdzie, mówi, że już dawno myślał o stworzeniu czegoś podobnego.
2.
Tam, gdzie mieści się "Pralnia PePe": na parterze kamienicy przy ul. Dietla był kiedyś sklep z meblami kuchennymi; tam, gdzie "Frania Cafe": w przyziemiu - przy ul. Wrzesińskiej, w bok od Plant Dietlowskich, zapomniana kwiaciarnia. Teraz z praniem przychodzą tu różni ludzie. Nie ma reguły. Pół na pół: studenci i dorośli. Najmłodsi licealiści, najstarsze - mieszkanki okolicy, których wiek trudno nawet odgadnąć. Single i żonaci. Ci, którym pralka nie mieści się w mieszkaniu albo właśnie padła i czekają na naprawę. Tacy, których na pralkę nie stać, albo przeciwnie: stać ich, lecz nie chcą tracić czasu na pranie. Przychodzą panowie, którzy chwalą się zegarkami za duże pieniądze albo tacy, co rano biegną na siłownię i squasha, a potem muszą wyprać ciuchy, by wieczorem zdążyć na basen. I mnóstwo pań bez obrączek, w różnym wieku, także lekkich obyczajów. Skąd wiadomo? Bo skoro ktoś jest sam, a przynosi dwadzieścia ręczników, nie używa ich tylko do wycierania siebie.
- Bardzo dużo można dowiedzieć się o ludziach składając ich pranie - śmieje się Michał. - Zwłaszcza gdy z ręcznika wypada prezerwatywa...
No i turyści też się zdarzają, nawet sporo. Praktycznie zewsząd: i Francuzi, i Anglicy, i Hiszpanie, i Australijczycy, jeden nawet z Nigru. Czarnoskórzy, żółtoskórzy, każdej nacji. W "Pralni Pepe" była też grupa informatyków z Malezji: osiem tygodni mieszkali w "Radissonie", i codziennie przynosili brudne rzeczy. Sporo pracowników firm korporacyjnych też przychodzi, na przykład Włochów. I starsze, fajne panie; ostro zajarane tym, co się tu dzieje; głodne innego świata.
Był facet, który truł o faszystach i żonie. Była wycieczka z Hongkongu, dwadzieścia osób; mówili wszyscy naraz i tylko po swojemu.
I studenci z Ameryki, na wymianie - którzy wciąż dziwią się, że takie małe te pralnie. Wynajmują naraz cztery pralki, bo mają trzy razy więcej ciuchów niż ich polscy rówieśnicy.
- Nasi w pralkach bardziej upychają, potrafią do jednej władować zawartość plecaka, niesamowitą ilość rzeczy. Przez oszczędność, oczywiście - śmieje się Aleksandra.
3.
Wszystko trwa od pół godziny do półtorej, w zależności od programu prania: czy białe, czy czarne, czy sztuczne, czy bawełniane. Stopień zabrudzenia zależy od człowieka. Niektóre rzeczy Michał i Ewa musieli wkładać do pralek w gumowych rękawicach, na przykład gdy przyjechała ekipa z budowy...)
Trzeba wsypać proszek, nalać płyn do płukania, włączyć pralkę i... czekać.
Przychodzą więc, siedzą, gadają, albo przeglądają neta, i piorą. - Głównie rzeczy osobiste, codziennego użytku. Spodnie, ręczniki, pościel, bieliznę - wylicza Aleksandra Radwańska.
Kiedyś gość przyniósł koszulę od Oscara de la Renta. - To bardzo droga koszula, a on ją u nas zostawił do prania - opowiada z pasją Ewa. - Aż mnie ciarki przeszły: musiała kosztować tysiące złotych!
Na początku - jak zaobserwował Michał - niektórzy wstydzili się. Może nie przy samym praniu, ale na pewno przy składaniu bielizny i kulkowaniu skarpet. Nie lubili być obserwowani w tak niezręcznej, ich zdaniem, sytuacji. - Z czasem zaczęli to traktować jako całkiem normalną rzecz. Choć wciąż niektórzy wrzucają mokre rzeczy do torby i uciekają, żeby nikt nie zobaczył, że tu byli - mówi Michał.
Często czegoś zapominają: wszyscy, bez wyjątku. Najczęściej pojedynczych skarpetek: trudno znaleźć je przyklejone we wnętrzu pralki. W "Pralni PePe" na właścicieli czeka ich prawie pół tysiąca. Podobnie było we "Frania Cafe". - Skarpetki leżą, leżą, leżą i nikt nie przychodzi; ostatnio, po półtora roku, wszystkie wyrzuciliśmy - opowiada Aleksandra.
Zostają też: spodnie, swetry, karty SIM do komórek, staniczki z miseczką C, koszulki "Kocham Polskę", bokserki w paski, spodnie, dużo kolczyków itd.
Kiedyś Ewa znalazła w praniu pierścionek, ale zaręczynowy, od Michała.
Nie dziwi się niczemu, bo przez zapomnienie ludzie piorą, co popadnie. Zwykle pieniądze: drobne wpadają pod szybkę, widać je potem przez całe pranie. Pewna dama we "Frania Cafe" wyprała czerwoną szminkę i lakier do paznokci. A pan przy ul. Dietla - kluczyki do samochodu. Potem, o dziwo, pilot przy nich działał, podobnie jak działa większość wyjętych z pralek zapalniczek.
4.
Takich pralni - towarzyskich - wcześniej u nas nie było, więc początki do łatwych nie należały. Czasem przychodzili tylko ludzie z sąsiedztwa, a czasem całymi dniami czekało się na klienta. Michał i Ewa w pierwszy dzień zarobili... siedem złotych. To było jesienią 2007 roku. "Frania Cafe" istniała już wtedy od wiosny.
W obu pralniach można usiąść, poczytać, podyskutować na wszystkie tematy - i tak skrócić sobie czas czekania. Są stoliki, kanapy, dostęp do internetu, gazety; książkę można przynieść samemu. Herbaty i kawy pod dostatkiem, co najmniej kilka rodzajów.
Ewa i Michał chcieli tak zapełnić tylko wolne pomieszczenie. Ale Aleksandra z mężem wszystko dokładnie zaplanowali: kawiarnia miała być właśnie w stylu lat 60. A frania, ta w nazwie, to przecież symbol dobrej pralki z tamtych czasów.
Twórcy "Pralni PePe" chcieliby, że było tu tak, jak w amerykańskich filmach: ludzie poznają się przy praniu i zakochują. Przychodzą rano - w dresach i nieumalowani, albo wieczorem - na kacu. Że mogą się do kogoś odezwać, nawiązać kontakt, wejść w interakcję, a nie siedzieć samemu.
Z tego samego powodu we "Frania Cafe" ustawiono za mało stolików. Ludzie z musu przysiadają się do siebie, i tak zaczynają rozmowę.
Jednak nie chodzi tylko o prowokowanie znajomości.
Ewa i Michał tłumaczą: - Chodzi nam o stworzenie wygodnego nawyku prania nie w mieszkaniu. Ono ma być miejscem, gdzie się odpoczywa, a nie pierze, suszy, prasuje. Jednak u nas wynoszenie brudów poza dom ciągle jest wstydliwą sprawą. W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje to od siedemdziesięciu lat. Do pralni przychodzą wszyscy: biedni, bogaci, śmierdzący, czyści.
Aleksandra z "Frania Cafe": - Jestem pewna, że ludzie, którzy mają pralki, nie przerzucą się na pralnie samoobsługowe. Mówią, że to jest fajne, ale gdyby mieli swój sprzęt, wcale by tu nie przychodzili.
Ideał pralni według Ewy i Michała jest taki: znajomi umawiają się w niej, zostawiają rzeczy do prania i mogą wyskoczyć na kawę na Kazimierz. A pierze się samo. I suszy, bo są tu też suszarki: potem wystarczy przejechać ręką i już ubrania jak prasowane. - Prócz koszul. Na te nie ma mocnych - mówi Aleksandra.
Niedawno w akademikach AWF w Czyżynach Michał i Ewa otworzyli drugą pralnię, wszystko odbywa się pod okiem kamer i nie ma żadnego personelu. Ewa przekonuje: - To że pralnia będzie w pełni samoobsługowa - bez kawy, herbaty - w niczym nie ujmie jej towarzyskości. Bo jeśli ludziom nie będzie miał kto pomóc przy zakładaniu prania, siłą rzeczy będą musieli się do siebie odzywać. A o to nam przecież chodzi.
Piotr Subik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski