Gdy tylko na horyzoncie pojawiła się lukratywna oferta z Wielkopolski, splunął za siebie i ruszył w drogę. Wcześniej, wciąż jeszcze będąc pracownikiem Unii, wywinął numer z przyrychtowaniem ostrowskiego toru na przyjazd - wówczas II-ligowych - gości z Krakowa. Jak się okazało, całkiem skutecznie, co było znakomitym preludium do zadzierzgnięcia z miejscowymi działaczami silniejszych więzów. Które właśnie uległy poluzowaniu.
Przed tygodniem trener obnoszący się z logo Grupy Azoty wlał w siebie tyle alkoholu, że sprowadzony na stadion policyjny alkomat wykazał ponad promil. Ci, którzy piją twierdzą, że do uzyskania takiego wyniku trzeba się przyłożyć - potrzebne jest pewnie z pięć „setek”, a przecież konsumpcja odbywała się tuż po meczu, w dużym pośpiechu, z dala od ciekawskich oczu, zapewne dlatego, by z nikim nie trzeba się było flaszką dzielić.
Wyniesiony na orbitę Cieślak mamrotał w pijackim widzie o przywiezionym przez trenera Nikolajsa Kokinsa bimbrze, co mogło nam zwiastować wesoły sezon 2016. Pozostaje żałować, że - mimo awansu wywalczonego przez Lokomotiv na torze - łotewska drużyna nie zostanie wpuszczona do polskiej ekstraligi, bo na księżycówce z Dyneburga chętnie pojeździłaby cała elita.
Osierocone przez Cieślaka „Jaskółki” postawiły na zupełnie inne paliwo i dzisiaj tego nie żałują. Debiutujący w roli trenerów Paweł Baran i Mirek Cierniak dokonali tej samej sztuki, co rok wcześniej szacowny selekcjoner z kilkudziesięcioletnim stażem. Skazywani na walkę o utrzymanie tarnowscy żużlowcy sięgnęli po brązowy medal, nie po raz pierwszy udowadniając, że funkcja coacha w żużlu ma znaczenie bardzo ograniczone.
Sprowadza się głównie do ustalenia składu i tworzenia atmosfery w grupie. To wprawdzie sport indywidualny, ale w trakcie meczu ligowego dobra atmosfera się przydaje. Na przykład wtedy, gdy zaistnieje pilna potrzeba pożyczenia od kolegi motocykla albo pozyskania tajemnej wiedzy dotyczącej przełożeń zębatki. W Tarnowie, zważywszy na charakter Janusza Kołodzieja, nie było o to wcale tak łatwo. Z liderem drużyny obchodzono się jak z jajkiem, ale było warto.
A Cieślak? Wróble ćwierkają, że jest już po słowie z Falubazem Zielona Góra. W sobotę zaś, jakby nigdy nic, brylował w dresie reprezentanta Polski w toruńskim parku maszyn podczas turnieju Grand Prix. Gdy skąpo ubrane dziewczyny wniosły na podium butle szampana, tylko oblizał się ze smakiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?