MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trójkąt, cymbałki, fortepian

Redakcja
Gdyby redaktorowi Romanowi Pawłowskiemu nie kazano w dzieciństwie wkuwać biografii Fryderyka Chopina, gdyby na lekcjach nie uczono stukania pałką w trójkąt na sznurku oraz nie zmuszano do nucenia przed rozchichotanymi koleżankami i rysującymi na pięcioliniach gołe baby koleżkami pieśni Stanisława Moniuszki, gdyby go po prostu inaczej muzyki uczono - byłby dziś nie redaktorem od kultury, jeno pianistycznym wirtuozem, najświetniejszym na globie interpretatorem chopinowskich arcydzieł. Amen.

Paweł Głowacki: DOSTAWKA

Z grubsza do takiego wniosku człowiek dochodzi, gdy w poniedziałkowej "Wyborczej" przestudiuje stronę 17.

Na górze - esej Pawłowskiego. Poniżej - jego wywiad z Richardem Berkeleyem, śpiewakiem, kompozytorem i dziennikarzem muzycznym. Wyżej westchnąłem: gdyby go inaczej muzyki uczono... Na przykład - dzieł Chopina. Inaczej? To znaczy jak? Ogromne litery na szczycie strony 17 mówią wszystko: "Rapujmy Chopina". Znów zapytam: czyli co róbmy? Nowatorski koncept pedagogiczny pana redaktora i pana śpiewaka jest prosty oszałamiająco. Otóż: zabijajmy pasywność! Pytany o Rok Chopina - Berkeley karci Polskę. "Zdecydowana większość imprez to koncerty i wystawy, które polegają na biernym odbiorze". Co prawda, to prawda. Tak się jakoś u nas fatalnie utarło, że na koncertach filharmonicznych słuchacze nic nie robią, tylko siedzą i słuchają. Miernoty bierności! A przecież mógłby jakiś słuchacz ruszyć dupę skamieniałą, na scenę wtargnąć, dać w mordę pierwszemu skrzypkowi i zjadłszy stradivariusa - wiolonczelistkę do pochopności skutecznie nakłonić na wiolonczeli, nie spuszczając oka z rytmicznie kicającej batuty, dajmy na to - Jerzego Maksymiuka! Dobrze kombinuję? Właściwie zaktywizowałem naszą bierną kontemplację Koncertu fortepianowego f-moll op. 21 Fryderyka Chopina?

Niestety - jest gorzej. Inaczej, niż obrazek powyższy, idea uaktywnienia miłości rapującej młodzieży do Chopina przy pomocy Chopina zarżniętego rapem - nie jest wesoła nawet śladowo. Miażdżenie geniuszy, w imię krzewienia kultury obracanie ich w banał po to tylko, by głuszec nauczył się słuchać, ślepiec - patrzeć, zaś analfabeta - czytać, zawsze pachnie bardzo kłopotliwie.

Pierwsze zdanie "Stu lat samotności" Gabriela Garcii Marqueza brzmi: "Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendia miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go z sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód." I co teraz? Tępym nożem na kawałki porżnąć tę doskonałość, by pierwszoklasiści dukali: "Ala ma kota, Aureliano widzi lód?". Czy tak? Pociąć "Mona Lisę" Leonarda - głowa osobno, tułów osobno, osobno ręce - skserować strzępy, dzieciom rozdać i na tablicy drukowanymi napisać: "Z elementów ułóż śmiejącą się babę"? Co jeszcze? Jerzego Trelę w podstawówce na pełnym etacie zatrudnić jako pana od prawidłowego wymawiania słowa "zając"?

Wiem, wiem - tylko 3 procentom mych rodaków Chopin kojarzy się z czymś więcej niż z flaszką gorzały. Wiem i boleję nad tą kompromitacją. Ale też nie czuję się najlepiej, gdy pomyślę, że jakiś oszalały pedagog upiornie międli na przykład Sonatę h-moll op. 58 w celu nauczenia dzieciarni tej oto prawidłowej kolejności: do-re-mi-fa-sol-la-si-do, oraz by nie gubili rytmu w trakcie piania songu o kotku, co wlazł na płotek i mruga. Jeśli skok z 3 na 4 procent jest cywilizacyjnym skokiem za cenę Chopina brzmiącego jak dźgający łapami powietrze łysy małolat w adidasach i portkach, których krok na wysokości kolan każe się domyślać pisuaru, skrytego w portkach - to już lepiej niech rodacy zostaną przy chopinowskiej wódce. Owszem, będzie kac, ale za to nie będzie przykrej groteski.

Krótko mówiąc: widział kto kiedy kardynała, który w celu nawrócenia zbłąkanych - w klubie "Różowy Flaming" co noc na rurce tańczy i pląsającej na rurce obok owieczce szepcze VI przykazanie? No właśnie. Idzie zwyczajnie o to, by kiełznać czające się w człowieku demony pedagogiki histerycznej. Oraz by pamiętać o starej jak świat kolejności. Trójkąt, cymbałki, fortepian. Nie odwrotnie. Zresztą - to Bóg uszy rozdaje. W sumie więc obojętne, czy na początku nauki jest trójkąt, czy Chopin. Bo ci, którzy słyszą - i tak słyszą. Ci zaś, którzy nie słyszą - nie słyszą i tak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski