MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tu ginęli od strzałów w bramie cmentarnej

BARBARA CIRYT
Grzegorz Kulesza ze swoim tatą składają kwiaty przy tablicy upamiętniającej partyzantów Fot. Jarosław Boruczkowski
Grzegorz Kulesza ze swoim tatą składają kwiaty przy tablicy upamiętniającej partyzantów Fot. Jarosław Boruczkowski
Trwała wojna, a ludzie w konspiracji walczyli z okupantem. Często ginęli w obozach z wycieńczenia, od ran z głodu albo zimna. Pamięć o tych, którzy oddawali życie za wolność chcą wskrzesić i zachować dla dalszych pokoleń członkowie Stowarzyszenia Pro Memeoria - Dla Pamięci.

Grzegorz Kulesza ze swoim tatą składają kwiaty przy tablicy upamiętniającej partyzantów Fot. Jarosław Boruczkowski

WIĘCŁAWICE, PIELGRZYMOWICE. Lato w 1943 r. było tak upalne jak obecne. Powstawały grupy partyzanckie. To był najtragiczniejszy czas dla mieszkańców wielu podkrakowskich wiosek.

Obrali sierpień - jako miesiąc pamięci narodowej - do tego, by gromadzić mieszkańców i wskazywać, przypominać bohaterów tej ziemi, ludzi, którzy walczyli z hitlerowcami i organizowali konspiracyjne siatki ruchu oporu.

Prezes Stowarzyszenia Zygmunt Janas pokazuje tablicę, którą ufundowali mieszkańcy parafii św. Jakuba Apostoła w Więcławicach na skrzyżowaniu cmentarnych dróg. Widnieją tam trzy nazwiska: Maciej Musiał, Edward Kulesza, Stanisław Kura i napis: partyzanci z Pielgrzymowic rozstrzelani w bramie tego cmentarza przez hitlerowskich okupantów 4 czerwca 1943 r. Jest tam jeszcze motto, fragment Księgi Mądrości mówiący o męczennikach: "Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę".

- Żona jednego z rozstrzelanych była wówczas w ciąży. Ludzie potem długo opowiadali, że dziecko po urodzeniu miało znamię na czole, dokładnie w tym miejscu, gdzie ojciec dostał kulkę. Potem dziewczynka wyrosła z tego - opowiada wzruszony prezes Janas i zaznacza, że celem jego Stowarzyszenia jest kultywowanie pamięci. Jednym trzeba ją przypominać innym, młodym ludziom opowiadać historię, bo minęło od tamtych czasów 70 lat i nikt do tej pory nie kultywował pamięci o bohaterach naszej ziemi.

Jednym z mężczyzn wymienionych na tablicy jest dziadek Grzegorza Kuleszy, dlatego on zainteresował się historią i tutejszymi bohaterami. Lokalną historię poznał m.in. z książki Romana Domańskiego "Zarys Dziejów Ziemi Luborzyckiej" oraz internetowych wspomnień o Stanisławie Borzęckim działającym w ruchu oporu pod pseudonimem "Tatar". - Przez lata słyszeliśmy o bohaterskich walach i działaniach ludzi w Krakowie, Miechowie i wielu innych miejscach, a nikt nie starał się dociec, jaka była nasza historia. Okazuje się, że były tu mocne ośrodki ruchu oporu. Przeplatały się różne nurty i wizje ludzi walczących, ale wszystkie działania miały jeden mianownik - niepodległość Polski - mówi Grzegorz Kulesza.

Wspomina konspiracyjne siatki i dowódców kpt. Zygmunta Brzeskiego PS. "Szary" i Stanisława Borzęckiego PS. "Tatar". - Wiosną w tej okolicy 1943 roku na bazie Polskiej Wojskowej Organizacji Rewolucyjnej powstały trzy grupy partyzanckie Jezdna z tych grup działała na terenie Pielgrzymowic - mówi Kulesza. Opowiada o wielu ludziach, którzy walczyli, niszczyli niemieckie transporty, ale także czuwali nad bezpieczeństwem mieszkańców, starali się przeciwdziałać łapankom i wywozom na roboty do Rzeszy.

Pan Grzegorz wnioskuje, że pielgrzymowickich, więcławickich i trątnowickich powstańców zdradził jeden z żołnierzy "Tatara", który dostał się w ręce Niemców i na przesłuchaniach ujawnił gdzie przebywają. Już w maju hitlerowcy aresztowali miejscowego patriotę, członka tzw. "trójki gminnej", która pilnowała w wioskach ładu i porządku. To Zygmunt Kulesza PS. "Włos" (kuzyn rozstrzelanego Edwarda). Był katowany w Miechowie, potem w Krakowie na Montelupich, a potem w obozach koncentracyjnych. - Zmarł z wycieńczenia, ran, chorób, zimna i głodu w obozie z Flossenburgu. Jego symboliczny grób jest na więcławickim cmentarzu - mówi pan Grzegorz.
Opowiada też o napadzie na dom Bebaków w Więcłwaicach, gdzie chronili się kpt. Zygmunt Brzeski z żoną Marią i synkiem Marianem. Brzeski walczył z Niemcami, zabił jednego, ranił drugiego i ze względu na żołnierski honor strzelił sobie w skroń. Rodzina Bebaków została aresztowana i wywieziona do Miechowa, a następnie do Oświęcimia. Potem Niemcy zajeżdżali do kolejnych wiosek i mordowali ludzi w Nasiechowicach, Pojałowicach, Zagajach Zagorowskich, Dziewięciołach, Muniakowicach i Pielgrzymowicach.

- Hitlerowcy wyciągali z domów ludzi według przygotowanej listy i rozstrzeliwali bez przesłuchań pojedynczo lub grupami - mówi Grzegorz Kulesza. Wtedy zajechali też po należących do ruchu oporu: Macieja Musiała, Stanisława Kurę i Edwarda Kuleszę. - Dziadka i jego towarzyszy zabrali z domów i dowieźli do cmentarza w Więcławicach. Tu w bramie ich rozstrzelali. Zostali pochowani we wspólnym grobie - mówi pan Grzegorz. Podczas ostatnich uroczystości na cmentarzu wspomniał, że dziadek miał wówczas 34 lata i był młodszy niż on dziś. Zastanawiał się co czuł w chwili śmierci i obiecywał jemu i innym poległym, że mieszkańcy będą pielęgnować pamięć o nich.

Hitlerowcy pacyfikowali wioski: Marszowice, Wilków, Wolę Luborzycką, Luborzycę. Przyjeżdżali też po partyzantów indywidualnie np. po Tadeusza Sojkę. - Ten jednak zdążył uciec, a przy tym zmylił psy, które przywieźli oprawcy. Poszedł najpierw jedną drogą, ale wrócił po swoim śledzie i poszedł w drugą stronę. Psy zgubiły trop. A rozzłoszczeni hitlerowcy wrócili do jego domu, zabili mu matkę i sąsiadkę, która znalazła się tam przypadkowo - opowiada prezes Zygmunt Janas.

Wtedy też za pomoc partyzantom zginęli Maria i Wojciech Janeczkowie. Niedługo potem żandarmeria i granatowa policja namierzyła w jednym z domów w Skale "Tatara", czyli Stanisława Borzęckiego, wspomnianego już dowódcę grup oporu.

- Niemcy zastali go grającego ze znajomymi w karty. Kazali wyjść wszystkim. Gdy w domu został Borzęcki z żoną i jej przyjaciółką zaczął strzelać do oprawców. Ci zorientowali się, że nie wezmą go żywcem. Kazali podpalić dom. Potem wywlekli nieżyjącego Borzęckiego i jęczące z bólu kobiety, które dobili. Zwłoki odarli z odzieży, kazali nakryć słomą i zostawić przy drodze dla odstraszenia ludzi od dalszej współpracy z partyzantami - opowiada wnuk bohatera wojennego. Dodaje, że w okolicy gminy Michałowice, gdzie nie ma gęstych lasów ciężko było ukrywać się partyzantom, a jednak z tej działalności nie rezygnowali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski