Płakał ze wzruszenia, łzy ciekły mu po twarzy, ale wtedy Stanisław Wyspiański był szczęśliwy, bo mieszkańcy Węgrzc przygotowali dla niego wspaniałe dożynki. Ten jedyny raz w ostatnim roku życia poety, dramaturga, architekta, malarza - w jego posiadłości w Węgrzcach zorganizowano święto plonów.
Był już bardzo chory, w ostatniej fazie syfilisu. - Siedział na drewnianym krześle w stodole na klepisku, specjalne deseczki usztywniały mu ręce - Zbigniew Prażmowski, mieszkaniec Węgrzc wspomina opowieści rodzinne.
Janina Mrugasz, inna mieszkanka dodaje, że miejscowi stawali przed nim w strojach ludowych, składali wieńce ze zbóż i śpiewali przyśpiewki.
- Czuli się zaszczyceni, że Wyspiański osiedlił się w tej wiosce. Niektórzy wiedzieli, że to wielki artysta, który upiększał kościoły.
Wtedy pod koniec życia - bo Węgrzcach mieszkał nieco ponad rok - spełniły się jego marzenia opisane w dramacie "Wyzwolenie". Chciał, żeby przed nim zżęto łan, by dzwoniły sierpy żniwiarzy, szeptały świerszcze, szumiały dęby.
W tej posiadłości gospodarzyła żona Wyspiańskiego, Teodora Teofila z domu Pytko chłopka z Konar. Pracując w polu z późniejszym swoim mężem Wincentym Waśką czasem zapominała o chorym artyście.
O węgrzeckim okresie malarza i poety nie pozwoli zapomnieć Anna Gzyl, miejscowa bibliotekarka. W ramach projektu
"Wyspiański łączy pokolenia" zaczyna organizować spotkania, warsztaty i wycieczki śladami artysty. Zaprasza dzieci i dorosłych do korowodu, który w imieniny Stanisława podąża z kwiatami przed obelisk postawiony w 1969 roku w miejscu wyburzonego domu Wyspiańskich. Wszyscy wiedzą, że dom stał pod adresem Węgrzce 5. - Został wyburzony przed I wojną światową - mówi Prażmowski.
O tym jak wyglądał budynek i ok. 15 ha gospodarstwo wiadomo z opisów zgromadzonych w bibliotece. Przy domu był staw i studnia. Budynek wyróżniał się spośród drewnianych chat. Był otynkowany na biało, kryty blachą z dużymi oknami.
Największą izbę przeznaczono na pracownię artysty. Bibliotekarka pokazuje powstały tu ostatni autoportret malarza. Zniszczona twarz, zapadłe oczy, włosy w nieładzie - to człowiek wyniszczony chorobą. Wtedy malował i rysował przywiązując pędzle i ołówki do palców. Węgrzcanie pamiętają najmłodszego syna artysty Stanisława.
- Był ode mnie starszy, gdy tu mieszkał wychodził czasem na ulicę w spódnicy - uśmiecha się pan Zbigniew. Janina Mrugasz wspomina, że potem z Krakowa przyjeżdżał, odwiedzał sasiadów, m.in. jej ojca, a ona odprowadzała go do autobusu. Zaś jej dziadek Jan Madeja znał artystę.
- Przepisywał jego utwory, prawdopodobnie wiersze. Ciocia Maria Raźny opowiadała mi, że dziadek pięknie pisał, znał wielu ludzi w Krakowie. Być może tam nawiązał kontakt z ciotką Wyspiańskiego - Joanną Stankiewiczową, która starała się o wydanie dzieł poety, dramatopisarza - mówi pani Janina.
Wyspiański zmarł w 1907 r. w krakowskiej lecznicy przy ul. Siemiradzkiego. Dziadek pani Janiny uczestniczył w pogrzebie jako pracownik rogatek; ustalał myto dla wjeżdżających do miasta. Szarfę z tego pogrzebu długo przechowywał w domu jak pamiątkę rodzinną. Węgrzcanie nawet ci, którzy nie znali dzieł Wyspiańsiego - wiedzieli, że to wielki pan.
- Tu mało kto miał konia, a on miał kilka i karetę - mówi pani Janina. Podobnymi zaprzęgami zjeżdżali do niego: Lucjan Rydel, Stanisław Estreicher, Józef Mehoffer, Władysław Reymont. - Przemierzali drogę, którą my dziś chodzimy - mówi z dumą Anna Gzyl.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?