Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukąszeni czy upodleni

WŁODZIMIERZ KNAP
Julian Tuwim zadziwił dawnych przyjaciół gorliwością w opiewaniu komunistycznego raju na ziemi FOT. ARCHIWUM
Julian Tuwim zadziwił dawnych przyjaciół gorliwością w opiewaniu komunistycznego raju na ziemi FOT. ARCHIWUM
Większość pisarzy czas stalinizmu przeżyła, wychwalając dyktaturę lub przynajmniej nie buntując się wobec niej. To fakt. Trudniej odpowiedzieć na pytanie o przyczyny tego stanu rzeczy. Oczywiste jest jedynie to, że czasy były ciężkie, życie ludzkie znaczyło niewiele. Godność jeszcze mniej.

Julian Tuwim zadziwił dawnych przyjaciół gorliwością w opiewaniu komunistycznego raju na ziemi FOT. ARCHIWUM

1953 * Umierają Konstanty Ildefons Gałczyński i Julian Tuwim * Obaj wielcy poeci przed wojną szydzili z komunizmu * Po jej zakończeniu służyli nowemu reżimowi * Niezłomnych było wtedy niewielu

Wybory, jakimi kierowało się wielu pisarzy, są od dawna przedmiotem kontrowersji. Debatę zaczął Czesław Miłosz. Na początku lat 50. podkreślał znaczenie czynnika ideologicznego, wskazując na tzw. ukąszenie heglowskie, czyli uwiedzenie ideologią komunistyczną. Odpowiadał mu Gustaw Herling-Grudziński, który przekonywał, że jego tezy są wydumane.

"Po wojnie - pisał - szalały wśród intelektualistów strach, głupota i znieprawienie, bez śladów heglowskiego ukąszenia". Choć były wyjątki. Do nieugiętych należeli m.in.: Hanna Malewska, Zbigniew Herbert, Miron Białoszewski, Jan Parandowski.

Do grupy pisarzy, o których można powiedzieć, że "swoje wiedzieli, lecz o własne dbali" w okresie stalinowskim zaliczyć można m.in.: Marię Dąbrowską, Zofię Nałkowską, Antoniego Słonimskiego, Władysława Broniewskiego. Lista autentycznie zniewolonych pisarzy, przynajmniej do połowy lat 50., byłaby długa. Ale niemal wszyscy z nich w końcu otrzeźwieli. Suche liczby mówią najwięcej.

Na początku lat 50. prawie 60 proc. literatów należało do PZPR, gdy w tym czasie w partii było 4 proc. wszystkich Polaków. Ciekawe jest, że większość partyjnych literatów wystąpiła z PZPR między rokiem 1957 a 1968.

Genialni poeci w służbie imperium zła

Łączy ich to, że byli wielkimi poetami, jednymi z największych w dziejach polskiej literatury. Gdyby pisali po angielsku, niemiecku czy francusku, uczono by o nich od Atlantyku po Pacyfik. Obaj zaznali za życia sławy, hołdów, uznania, o jakich dziś na próżno mogą marzyć ich następcy. Obaj też doznają pośmiertnej goryczy zapomnienia. Dziś o obu niemal głucho, mimo że rok 2013 został przez Sejm nazwany Rokiem Tuwima.

Wrócili do Polski w 1946 r. Obaj również służyli władzy komunistycznej, choć każdy w inny sposób. "Ketmanem", czyli kimś, kto w rozumieniu islamu biegły jest w sztuce oszukiwania, przywdziewania maski, wyprowadzania przeciwnika w pole, gdy znajduje się w sytuacji zagrożenia, można od biedy nazwać Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, lecz z pewnością nie Juliana Tuwima. Ten pierwszy reżimowi wprowadzonemu do Polski na sowieckich bagnetach służył, bo widział w tym interes własny jako poety. Czy czuł się osobiście zagrożony? Kto to wie.

Drugiego w międzywojniu mierził komunizm, przerażał chamstwem, barbarzyństwem, nadętą frazeologią, pustką myślową - jak wspominał Marian Hemar. W czasie wojny zrobił zwrot i opowiedział się za Stalinem. Od początku pobytu w USA, czyli 1941 r., ściśle i aktywnie współpracował z polonijnymi środowiskami komunistycznymi. Zrywał przyjaźnie i związki. Sam też bywał odrzucany z powodu "ślepej miłości do bolszewików, katów i morderców narodu polskiego" - jak napisał do niego Jan Lechoń w maju 1942 r.

Ten gest powtórzył za nim Kazimierz Wierzyński. "Leszek (Lechoń) i Kazio (Wierzyński) zerwali ze mną. Wydają pismo gloryfikujące durnia Bora (gen. Tadeusza Bora Komorowskiego) i zbója Andersa (gen. Władysława Andersa)" - pisał Tuwim do Leopolda Staffa. We wrześniu 1942 r. Tuwim rozmawiał telefonicznie zaledwie kilka minut z Lechoniem, bo od razu pokłócili się, porównując Niemcy Hitlera z Rosją Stalina.
Autor "Kwiatów polskich" przekonywał, że generalissimus na tle wodza III Rzeszy jest prawdziwym humanistą. Lechoń nie wytrzymał i rzucił słuchawkę. Zanim do tego doszło, Tuwim powiedział "nie" współpracy z "Wiadomościami Polskimi" w geście sprzeciwu wobec krytyki układu zawartego przez rząd Władysława Sikorskiego ze Związkiem Sowieckim. Po wkroczeniu w lipcu 1944 r. do Polski Armii Czerwonej wysłał z USA list do pisarzy radzieckich "w związku z wyzwoleniem Polski". Trudno zatem się dziwić, że gdy wrócił do kraju w 1946 r., to był przez nowe władze witany jak bohater.

Otrzymał duże mieszkanie w Warszawie przy Wiejskiej, potem willę w Aninie. Władza dała mu też samochód z kierowcą, sekretarkę, kucharkę, a potem i pielęgniarkę. Jerzy Borejsza, twórca wydawnictwa "Czytelnik", najważniejszy komunistyczny dygnitarz odpowiedzialny za politykę kulturalną, obiecał mu, że gazety drukować będą wszystko, co napisze. Na jego teksty otwarte miały być także teatry. Miał zatem żyć jak przed wojną.

A kiedy umarł, ciało jego wystawione było w Domu Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Chowano go z wielką urzędową pompą. O mowie pożegnalnej premiera Cyrankiewicza Lechoń napisał: "Prawie czysta poezja jak na dzisiejszą propagandę". Za życia, po wojnie, Tuwim dyktaturze odwdzięczał się pisaniem peanów na cześć Stalina, Bieruta i "wspaniałej rzeczywistości". Lecz po 1989 r., gdy usuwano z listy patronów polskich ulic i placów nazwiska twórców uwikłanych w komunizm, nie podniesiono na niego ręki. I chyba nie dlatego, że byli bardziej pod tym względem zasłużeni.

Tuwim to prawdziwy mistrz mowy polskiej. Na tym polu iluż mogłoby mu sprostać? Chcąc oceniać powojenną postawę zarówno jego, jak i Gałczyńskiego czy też innych wybitnych pisarzy, np. wieloletniego prezesa Związku Literatów Polskich Jarosława Iwaszkiewicza, Władysława Broniewskiego, Czesława Miłosza, warto pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że waga ma dwie szale. Po drugie - czy samemu zrobiło się więcej na rzecz Polski.

Oczywiście, Tuwim dość szybko przejrzał na oczy, a przynajmniej zrozumiał, że Polska nie jest tym krajem, o jakim marzył na emigracji, a Związkowi Sowieckiemu daleko do krainy szczęśliwości. Zanim jednak do tego doszło, robił rzeczy dla wielu niepojęte. Podczas spotkania pisarzy polskich z Alek-siejem Surkowem, sekretarzem generalnym Związku Pisarzy ZSRR, pisarzem marnym, autorem peanów na cześć Stalina i komunizmu, wstał i... oddajmy głos Aleksandrowi Watowi, uczestnikowi tamtego spędu literatów: "Nagle, z pierwszego rzędu zrywa się wielki poeta polski, podbiega do grafomana czekisty i w ekstazie klaszcze mu przed samym nosem". Łatwo się domyślić, że chodzi o Tuwima. Wat go tłumaczył. Przekonywał, że ten akt nie wynikał ze służalczości autora "Sokratesa tańczącego", a z faktu, iż "był ekstatykiem, musiał kogoś wielbić, żył tylko chwilami uniesień i tylko dzięki tym chwilom".
Wierząc Watowi, to pokłony składane słowem przez Tuwima Związkowi Sowieckiemu, Polsce Ludowej, Stalinowi, Leninowi czy Bierutowi były wynikiem naturalnej jego skłonności do przesady, wylewności i życia w ułudzie. Ale czyż hołdów najbardziej zbrodniczemu ustrojowi w dziejach świata i ludziom stojącym na jego czele nie składali ci, którzych dziś wynosimy pod niebiosa, by wymienić tylko Wisławę Szymborską, Czesława Miłosza czy Jarosława Marka Rymkiewicza, twórców bez wątpienia wybitnych. Maria Dąbrowska w "Dzienniku" zanotowała, że podczas zjazdu zjednoczeniowego, na którym PPR wchłonęła PPS, Tuwim w wystąpieniu wyjątkowo gorliwie potępiał "wyzyskiwaczy, imperialistów, dolarowych sabotażystów".

Dąbrowska wtedy siedziała na kongresie za Tuwimem. I tak go opisała: "Wyglądał jak stary lichwiarz z obrazu, nie pamiętam już którego mistrza, również krzyczał i klaskał i wstawał, a oprócz tego co chwila wyrzucał w prawo i lewo pięść". Na urodziny Stalina czy Bieruta pisał wiernopoddańcze artykuły i wiersze. Anna Kamieńska, znana kiedyś pisarka i tłumaczka, po wizycie u Tuwima nie mogła się nadziwić, jak tak wybitny poeta może wygłaszać o komunizmie takie banały oraz jak może tak boleć nad swoim "biednym" życiem. W kraju i na emigracji pełno było takich, którzy nie mogli zrozumieć, jak takiej miary poeta mógł się zaprzedać.

Tuwim nie potrafił powiedzieć "nie" władzy nawet wtedy, gdy już nie mógł mieć złudzeń. Ale stać go było, by u Bieruta prosić o łaskę dla ludzi skazanych na śmierć. I ją wyjednywał u nieskorego do litości satrapy. O tej postawie Tuwima Wat pisał: "Nikt, kto sam nie przeżył stalinizmu, nie ma moralnego prawa Tuwima ani moralnie potępiać, ani usprawiedliwiać".

O ile autor "Lokomotywy" wracał z emigracji do "swojej" Polski, bo choć w okresie II Rzeczypospolitej należał do pupilków sanacji, a Piłsudskiego hołubił, to od początku lat 40. deklarował poparcie dla komunizmu, o tyle powrót Gałczyńskiego był dla wielu zaskoczeniem. Do kraju przyjeżdżał człowiek, który przed wojną pisał do pism endeckich, w tym także artykuły antysemickie. Reżim umiał jednak wybaczać, zwłaszcza gdy widział w tym interes, a ludzie, którym okazywał łaskę, potrafili się zrewanżować.

Tym, który pouczył Gałczyńskiego, jak ułożyć sobie życie pod rządami komunistów, był Tuwim. W listopadzie 1947 r. opublikował w "Przekroju" "List otwarty do K.I. Gałczyńskiego". Był to tekst zwrócony w istocie do syna marnotrawnego. Pretekstem był wiersz "Pochwalone niech będą ptaki" - hymn na cześć urody świata. "Muszę go surowo potępić" - napisał Tuwim. Zaczął jednak od pochwał. Nie krył podziwu dla piękna niektórych strof, np. "Pochwalone myśli poranne/ i kobieta, co jak błyskawica zachwyca/ Pochwalone: grzesznik i święty".

Skrytykował jednak Gałczyńskiego za brak konkretów, za postawę franciszkańską, za nieangażowanie się po stronie rewolucji, proletariatu, za brak potępienia wrogich sił. Nazwał Gałczyńskiego Prawdziwym Poetą, ale zaapelował, że jego obowiązkiem jest pisanie dla prostych ludzi, dla milionów. Starszy poeta wzywał młodszego, by słowem walczył "aż do zwycięstwa", do triumfu komunizmu.
Patrząc na dalszą drogę pisarską Gałczyńskiego, widać, że zrozumiał ostrzeżenie Tuwima, chciał wyciągnąć z niego lekcję, choć egzamin zdał co najwyżej na trzy z plusem, bo nie zawsze udawało mu się zdusić w sobie Prawdziwego Poetę. W konsekwencji przyszedł czas, gdy za pisanie Poezji w okresie socrealizmu został surowo potępiony przez kolegów po fachu, lecz talentem obdarzonych znacznie skromniejszym. Oni dość skutecznie dbali o to, by wiersze Gałczyńskiego nie trafiały na łamy, a "pierwsze odznaczenie brzęknęło dyskretnie dopiero o wieko trumny" - jak przyznał Wojciech Żukrowski. Ale choć na zew partii odpowiedziało mnóstwo literatów, to jednak, na co zwrócił uwagę Artur Sandauer, kiedyś bardzo znany krytyk literacki, tylko jemu jednemu, "gdy wszyscy dookoła gdakali lub milczeli, wychodziły arcydzieła", a zwłaszcza poemat "Wit Stwosz".

Jakże dramatyczna jest "spowiedź" Gałczyńskiego, atakowanego zarówno za przedwojenne i powojenne teksty. Jest to tragiczny w swojej wymowie list, bez adresata, bez daty, odnaleziony w archiwum Jerzego W. Borejszy, historyka XIX w. Poeta pisał, najpewniej na przełomie lat 40. i 50.: "Czego chcecie ode mnie? Komu nagle przestało podobać się to, że po powrocie z niewoli zacząłem śpiewać Polskę Ludową? Wieczny reżimowiec? Ja byłem antysemitą. Nie zamazuję niczego. W sanacyjnej nocy łatwo było się zabłąkać. Mnie nikt nie podał wtedy ręki. Mnie nikt nie wytłumaczył, że burżuazja jest jedna i jednakowo obrzydliwa. Żal wam, że śpiewam i ten śpiew słychać, a waszego nie?" W tym swoistym wyznaniu wiary pisał też, że w czasie wojny socjalizmu uczył się od chłopa i robotnika.

Dodajmy, że w czasach stalinowskich relacje Gałczyńskiego z Tuwimem były na ogół bardzo dobre. Dedykowali sobie wiersze i kolejne publikowane tomy. Autor "Kroniki olsztyńskiej" pisał: "Drogi Julianie,/ którego dzieciństwo/ było moim dzieciństwem/ poetyckim - Nauczycielu,/ Przyjacielu". Choć prywatnie i złośliwie rymował: "Kostek Gałczyński? Gałczyński Kostek, jak mierzyć, to mi nie sięgnie do kostek", Tuwim zawsze jednak pomagał młodszemu o 11 lat koledze, gdy ten był w kłopotach, bo miał znacznie lepsze relacje z władzami. Tak było np., gdy wstrzymywany był druk tomu "Zaczarowana dorożka", a Gałczyński popadł w niełaskę.

Gałczyński nie miał temperamentu politycznego, ale też łatwo było mu się podporządkować, napisać tekst na zamówienie. Tak było i przed wojną, i po niej. W marcu 1946 r. Gałczyńscy zamieszkali w Krakowie w słynnym Domu Literatów przy ul. Krupniczej 22. Poeta wycofał się z publikowania w "Tygodniku Powszechnym", związał się z "Przekrojem", wyrażał aprobatę dla nowej Polski. Traktował ją jako odtrutkę na fatalizm historyczny i drwił z jej przeciwników. Gorszono się tą jego postawą. "Gałczyński przyjął styl Bachusa demokracji, łączący hulaszczość z powagą. Wena zwyżkowała, zwłaszcza satyryczna"- pisał Tadeusz Drewnowski, krytyk literacki. Szczególnie "Zielona gęś" zrobiła niezrównaną karierę. Przypomnijmy, że gęś w kulturze Odrodzenia oznaczała błazna.
WŁODZIMIERZ KNAP, dziennikarz

KSIĄŻKI

Mariusz Urbanek "Tuwim. Wylękniony bluźnierca".

"Większą przyjemność od trzymania w ręku tej książki mogłoby mi sprawić tylko jej napisanie". Tak powiedział Josif Brodski o pracy Robera Calasso "Zaślubiny Kadmosa z Harmonią". Myślę, że Brodski, wielki rosyjski poeta i eseista, mógłby, gdyby żył, te same słowa powtórzyć po lekturze książki Urbanka o Tuwimie. Świetna, lekko napisana, lecz pełna informacji i porządnej analizy. Wydawnictwo Iskry.

Anna Arno "Niebezpieczny poeta. Konstanty Ildefons Gałczyński".

Książka ma różne recenzje. Jedni chwalą ją za drobiazgowe prześledzenie życia Gałczyńskiego, za nieunikanie spraw dla genialnego poety trudnych, niechlubnych, jak alkoholizm, niewierność małżeńska, służalczość wobec władz, antysemityzm. Inni czują niedosyt, przekonując, że autorka zanadto wybieliła autora "Zaczarowanej dorożki" i "Wita Stwosza". Wniosek jest prosty, trzeba samemu ją przeczytać, by przekonać się, kto ma rację. Wydawnictwo Znak.

Barbara Fijałkowska "Polityka i twórcy (1948-1959)".

Książka, napisana na początku lat 80., poświęcona jest działalności PZPR w środowiskach twórczych. Do dziś nie ma jednak pełniejszej całościowej pracy dotyczącej tej problematyki. PWN.

Andrzej Franaszek "Miłosz. Biografia".

Materiały do tej książki autor zbierał ponad 10 lat, odwiedzając chyba wszystkie miejsca związane z Czesławem Miłoszem. Powstało dzieło niezwykle rzetelne, w ciekawy sposób opisujące nie tylko zawiłości dróg życiowych naszego noblisty, ale też interpretujące jego twórczość. A wszystko to ukazane na tle naszej trudnej XX-wiecznej historii. Franaszek nie pomija najtrudniejszych zagadnień, stara się jednak przedstawić je jak najbardziej obiektywnie. Znak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski