MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ułańszczyzna, polszczyzna...

Redakcja
Akurat 11 listopada, zapatrzony w telewizyjny program o Marszałku Piłsudskim, a ściślej, w reportaż o remontowanym i przysposabianym na muzeum - Milusinie, jego willi w Sulejówku, westchnąłem...

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Ach, cóż byśmy bez Marszałka? Bez ułana, i dziewczyny tej przy nim? Bez legendy i decorum z tamtych czasów? Cóż byśmy mogli, kim bylibyśmy, w takim zwłaszcza narodowym dniu listopadowym? Jakby nam wyglądał obraz tamtych czasów bez obrazów Kossaka? - Co to obowiązkowo wisiał w miejskich pokojach, w dawnych dworach, zdarzało się nawet i w wiejskich chałupach? (Przecież z innego rodzaju odcieniem dumy i patyny wisi też dzisiaj?). Jakie motywy zastąpiłyby rozmaryn, pęki białych róż i choćby to zawołanie - Jak to na wojence ładnie? Co śpiewalibyśmy w zamian, z takim przekonaniem, jak nie Pierwszą Brygadę?

Legenda Młodej Polski zawładnęła wyobraźnią naszych dziadów. Legenda XX-lecia jakże atrakcyjny fundament i decorum i dziś jeszcze stanowi. Nawet konstytuuje tożsamość najnowszych pokoleń. Dopiero do obywatelskości świadomie dołączających. Bo też ma owa Legenda konkretną propozycję. Przy wszystkich uproszczeniach, spłyceniach, przy nieuniknionym - jak każda epoka, kiczu - oleodruku, posiada swoją jędrność, autentyczność. Akurat ta, niezapożyczoną. Odrębność wyrosłą ze swojego - tu i teraz. Swojego Marszałka - Komendanta i kasztankę, Gdynię i Adrię, i Kossaka, i swoich poetów, i piosenki, że aż hej! Oczywiście skrót to maksymalny. Ale kontynuując, trzeba rzec - szczęśliwie urodzajny był to czas. Przede wszystkim - byli nadzwyczajnej rangi ludzie! Zdarzył się zdyscyplinowany, świadomy wysiłek zbiorowy. Niebo przez krótki czas okazało łaskawość? I zebrała się ta Legenda Dwudziestolecia, pokoleniom dalszym jakże przydatna, pięknie dekorująca. Przez sam środek jadą oczywiście oni. Ułani, ułani, malowane dzieci...

Jadą poprzez trakt narodowej pamięci i poprzez szlak wspólnotowej wyobraźni. Suną obrazy i słychać te śpiewki... I tak chcemy. Chcemy, żeby tak było i żeby oni tak jechali. Podobnie jak pragniemy, aby trwały w nas obrazy zapamiętane z czasów wzrastania naszego. Chcemy więc, aby i pośród zbiorowych symbolicznych Ścian Polskiego Domu przewijały się bliskie, drogie nam symbole, monumenty. I bibeloty też. Bo one - treść i dekoracja tego Domu - integrują, wiążą nas. Są istotnym budulcem identyfikacji.

Tak pląsała sobie świątecznie listopadowa myśl moja domowo-narodowa, podczas gdy reszta rozdwojonej na ten czas jaźni śledziła postępujący remont i aranżację willi Marszałka w Sulejówku... Świetnie, że jest, że ocalała. A teraz się remontuje i urządza. Bo ile takich adresów - faktycznych, ale i mitycznych - jeszcze mamy? Zacząłem szukać innych jeszcze, kulturowo znaczących polskich domów. Zastukała do mojej głowy z tego czasu - Kuncewiczówka z Kazimierza nad Wisłą. Pomyślałem dalej - Kossakówka... I wstyd, i przygnębienie. Który już raz przychodzi mi pisać o tym skandalu? Tak, o tym skandalu narodowo kulturowym. W centrum Krakowa, w zdewastowanym ogrodzie, jeszcze stoi upadająca ruina. A przecież to adres-legenda. Dom, miejsce życia, pracy i spotkań ludzi, którzy stanowią pierwszą reprezentację kultury polskiej. Którzy wspierali duchowość i budowali dekorację dla pokoleń. W tzw. mieście kultury i elit artystyczno-intelektualnych bezczynnie patrzy się na tę zagładę? Nie wierzę, że nie ma sposobu - włączając aspekty prawne, własnościowe i finansowe, uratowania Kossakówki? Nie wiem, czy to prawda, plotkę może powtarzam, ale słyszy się o koszcie ponoć 3 milionów zł, które zatopiła nowa fontanna na Rynku? Nie wypada dokładać leżącemu (zwłaszcza, że ta fontanna leży o suchym raczej gardle - większość czasu z wodą niewiele ma wspólnego). Bodaj właściwym teraz kłopotem jest znalezienie pretekstu - jak się tego pozbyć? Jak uwolnić przestrzeń Rynku od tej ozdoby? Czy kiedykolwiek w ostatnich latach - gdy pojawiło się w Krakowie tyle "psujstwa, chybienia i szpetoty" - jakakolwiek władza odpowiedziała choćby przysłowiowym włosem z głowy za tego rodzaju gospodarność i decyzje?

Zamyśliłem się, zachmurzyłem się...

Po tej lokalnej krakowskiej wycieczce wróciłem do reportażu z Sulejówka... Przez ekran pędzili malowani ułani, szwadrony Kossaka... Rozlegała się złota trąbka i zrobiło się jakoś tak rzewno-śpiewnie. Po domowemu. Nawet z tą gałązką rozmarynu... Z dworu od Beliny-Prażmowskiego. Ale to już na ekranie domowego mego wspominania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski