Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Upodobał sobie Harendę

Marek Lubaś-Harny
Choć Kasprowicz spędził w Zakopanem tylko ostatnie trzy lata życia, był tu osobą powszechnie znaną
Choć Kasprowicz spędził w Zakopanem tylko ostatnie trzy lata życia, był tu osobą powszechnie znaną Fot. muzeum tatrzańskie
Ludzie. 1 sierpnia minęło 90 lat od śmierci Jana Kasprowicza, wybitnego polskiego poety, ściśle związanego z Zakopanem

W Zakopanem nazwisko Jana Kasprowicza kojarzone jest automatycznie z Harendą i słynnym romansem z „Marusią”, młodszą od niego o 32 lata córką carskiego generała, zakończonym wbrew wszelkim przewidywaniom całkiem udanym małżeństwem. A przecież na Harendzie spędził poeta zaledwie trzy lata, szczęśliwe wprawdzie, ale już ostatnie. Zmarł tu bowiem 1 sierpnia 1926 roku.

Uważany jest przez wielu za jednego z „poetów tatrzańskich”, co też jest dalekie od faktów. Napisał wprawdzie niejeden wspaniały wiersz inspirowany Tatrami, jednak jego znaczenie wykracza daleko poza tę dziedzinę. Już za życia nazywany był „czwartym wieszczem”, jeśli w ogóle nie trzecim, ważniejszym od Zygmunta Krasińskiego.

A w ogóle to droga Jana Kasprowicza na Harendę była długa i kręta.

Miał być księdzem

Młodość miał, jak to się mówi, trudną. Wyszedł z wiejskiej, chłopskiej biedy. Był najstarszym z czternaściorga dzieci pary ciężko pracujących wyrobników z Kujaw. Przyznaje się do niego Inowrocław, do czego nie do końca ma prawo, Kasprowicz urodził się bowiem w Szymborzu, wiosce dopiero znacznie później przyłączonej do tego miasta. Jego ojciec nie umiał czytać, ani pisać.

Nic więc dziwnego, że wiadomości z wczesnych lat życia poety nie ma zbyt wiele. Jest natomiast legenda. Historyk literatury Piotr Chmielowski, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, w wydanej w roku 1904 biografii poety pisał:

„Nie znamy dotąd autentycznych szczegółów o dzieciństwie Kasprowicza. Wiemy tylko od Przybyszewskiego, że podobnie jak Mickiewicz doznał cudownego uleczenia: oto opodal od Inowrocławia widnieje i świeci się biały kościół na górze; to słynna góra, a w tym kościele cudowny obraz św. Walentego, do którego śmiertelnie chory mały Jan został zaofiarowany - łaska świętego uzdrowiła go.”

Stanisława Przybyszewskiego raczej nie można uznać za wybitny autorytet w sprawach wiary, ale może powtarzał to, co usłyszał od samego poety. Wiadomo, że pobożnością odznaczała się matka Jana Kasprowicza, a chłopiec ją w tym naśladował. Rodzice postanowili więc wykierować go na księdza i posłali do szkół.

Przez wiejską podstawówkę przebrnął bez kłopotów, ale już do gimnazjum w Inowrocławiu przyszło mu chodzić codziennie po parę kilometrów piechotą. Jednak nie to było przyczyną jego szkolnych kłopotów, ale fakt, że nie godził się potulnie z pruską polityką. Zaliczył kolejno gimnazja w Poznaniu, Opolu i Raciborzu, a wszędzie szybko podpadał pruskim władzom, jako że namiętnie uczestniczył w kółkach patriotycznych. Z tych też powodów maturę zdał dopiero w wieku 24 lat.

Talent poetycki obudził się w Kasprowiczu wcześnie, zwracając na niego uwagę życzliwych mecenasów. Dzięki ich wsparciu mógł podjąć w Lipsku, a potem we Wrocławiu studia, na których zaraził się przy okazji socjalizmem. Za „działalność socjalistyczną” przesiedział nawet pół roku w pruskim więzieniu. Trzeba tylko pamiętać, że w tamtej epoce słowo „socjalizm” miało nieco inne znaczenie niż w czasach nam bliższych.

Te fatalne kobiety

Niezbyt udane były także doświadczenia młodego Kasprowicza z kobietami. Nie należy jednak sądzić, że nie był dla nich atrakcyjny. Po latach tak opisała go córka Anna:

„Był pociągającej powierzchowności, średniego wzrostu, proporcjonalnej budowy. Wspaniała głowa, o mocno sklepionym czole, z wybitnymi, charakterystycznymi wypukłościami nad czołem. Oczy te, szarozielone, o wzroku przenikliwym, buntowniczym, rzucające groźne błyski, umiały być dobrotliwe i roziskrzone humorem.”

Jeszcze jako student, 1 grudnia 1886 roku, zawarł pierwszy ślub ze starszą od siebie o osiem lat Teodozją Szymańską. Niewiele o niej wiadomo. Jedne źródła podają, że była to „córka księgarza z ulicy Farnej” w Inowrocławiu, inne określają ją jako „dość majętną córkę kujawskiego ogrodnika”. Nie bardzo też jest jasne, dlaczego się z nią ożenił. Może uznał, że 26 lat to najwyższy czas na założenie rodziny. Narzeczonej musiało się śpieszyć jeszcze bardziej. Zdaje się, że zaangażowana uczuciowo była przede wszystkim ona i liczyła na małżeńskie szczęście u boku młodego poety, któremu mogła zapewnić życiową stabilizację.

Kasprowiczowi jednak najwyraźniej nie chodziło jeszcze o stabilizację. Po ślubie wcale nie zrezygnował ze spiskowania i właśnie wtedy trafił do więzienia. W pierwszym małżeństwie wytrwał niewiele ponad rok. Kilka miesięcy po rozwodzie porzucona żona popełniła samobójstwo.

Jeśli ponosił za to jakąś winę, to los zemścił się na nim w kolejnym małżeństwie, z Jadwigą Gąsowską. Z początku wydawało się, że życie poety płynie już spokojnym nurtem. Mieszkał teraz we Lwowie, gdzie miał stałą pracę redaktora w „Kurierze Lwowskim”. Nie było to może bogactwo, ale też nie bieda, do jakiej przywykł w młodości. Był we Lwowie ponadto bardzo szanowany jako „nowa gwiazda na horyzoncie literatury polskiej”. A kiedy w dodatku pojawiła się piękna i zakochana kobieta, szczęście wydawało się pełne. Nic nie zapowiadało przyszłych nieszczęść. Na razie Gąsowska pisała do Kasprowicza: „To Ty jesteś słonkiem - co mnie do życia obudziło”.

Idylla trwała tylko kilka lat. Na świecie były już dwie córki Kasprowiczów, kiedy w ostatnim roku XIX wieku pojawił się w ich domu Stanisław Przybyszewski, dekadent i skandalista, przez jednych określany jako „genialny Polak”, a przez Gabrielę Zapolską nazwany „zaślinionym pijakiem”. Do Lwowa sprowadził go sam Kasprowicz, bo chciał pomóc borykającemu się z kłopotami finansowymi koledze po piórze. Pożyczył mu pieniądze i załatwił odczyt o Chopinie. Przybyszewski tak to opisał: „Wielki to był tryumf. (...) Takiego przyjęcia nigdy jeszcze nie miałem. Mieszkałem u Jasia Kasprowicza, który, nawiasem mówiąc, zrobił się abstynentem. Żona jego jest najsłodszym stworzeniem, jakie pomyśleć można, i bardzo subtelna, bardzo filigranowa, bardzo piękna. Oboje kochają mnie bezgranicznie”.

Jadwiga Kasprowiczowa nie zawahała się dla Przybyszewskiego porzucić męża i córek. Pozostała też z autorem „Dzieci Szatana” aż do jego śmierci, co według niektórych samo w sobie było wystarczającą karą za to, co zrobiła mężowi. Tymczasem Kasprowicz, choć długo nie mógł wrócić do równowagi, wychowywał córki z pomocą teściów. Nagroda przyszła w roku 1911, kiedy poznał Marię z Buninów.

Baca Kasprowicz

Dopiero na starość mógł sobie pozwolić na kupno domu na Harendzie. Jednak z Podhalem i Tatrami w taki czy inny sposób związał ponad pół życia. Sporo chodził po Tatrach (m.in. z Walerym Eljaszem-Radzikowskim), był na Rysach czy Krywaniu. Wędrówki te znalazły odbicie w licznych lirykach o tematyce tatrzańskiej.

Tutaj również często dochodził do głosu jego temperament działacza. W roku 1918 wspólnie ze Stefanem Żeromskim należał do współtwórców Naczelnego Komitetu Zakopiańskiego, a później Rzeczypospolitej Zakopiańskiej. Działalność ta zresztą polegała głównie na przesiadywaniu w kawiarniach, jeśli wierzyć słowom Andrzeja Struga, który szydził:

„Na podwieczorkach pełno pięknych dam i austriackich oficerów na urlopach. Flirty odchodzą morowe w biały dzień. A znowu przed obiadem gromadzą się na werandzie politycy. Szelepią gazeciskami, gadają, szepcą, zmawiają się, prorokują, intrygują…”

Społeczne poglądy Kasprowicza, wyrażane także w poezjach, dziś zapewne nie do końca zachowały aktualność, zwłaszcza przebijająca z niektórych utworów wiara w to, że ubóstwo uszlachetnia, a tylko ludzie prości żyją zgodnie z naturą i blisko Pana Boga. Z pewnym zdziwieniem naiwności autora czyta się dzisiaj także dramat sceniczny „Bunt Napierskiego”, w którym z tego agenta Szwedów i Chmielnickiego autor czyni… drugiego Janosika.

Jednak w swoich czasach Kasprowicz był niekwestionowanym mistrzem polskiej poezji. Np. Antoni Lange nazywał go „pochodnią w mroku” i pisał w roku 1924:

„To duch niepodległy a wielmożny, który z niewiadomej planety zestąpił na naszą ziemię - i wrósł korzeniami swej jaźni w jeden jej zakątek, wnosząc w nią wszystkie promienie, jakie z nim razem tu spłynęły z nieznanego krańca nieskończoności; to też powiedział nam on o Bogu i człowieku prawdy nieznane (…) przemawiał drogocenną mową bogów, jako jeden z jej arcymistrzów…”

Pod koniec życia stał się w Zakopanem rodzajem instytucji, a w każdym razie osobą powszechnie znaną i chyba lubianą, sądząc ze słów Kornela Makuszyńskiego: „Baca Kasprowicz u progu stoi, ręce rozkłada i uśmiechem się z każdym przełamie jak chlebem”.

Makuszyński miał oczywiście na myśli ostatnie lata poety na Harendzie z Marusią przy boku. Ale to już historia dobrze na Podhalu znana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski