Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urodzony z niej morderca. W ciągu doby uśmierca przynajmniej trzy gryzonie. Bez mrugnięcia okiem

Grzegorz Tabasz
Ofiarę zabija jednym celnym uderzeniem zębów w kark
Ofiarę zabija jednym celnym uderzeniem zębów w kark
Nie dajcie się zwieść pozorom. Łasica, choć smukła, milusia i niewinna, zabijanie ma w naturze. Nie przepuści żabie ani jaszczurce.

Pewnie zostanę uznany za łgarza, ale trudno. Opowiem o niedawnym spotkaniu z łasicą. Miejski park, ciepłe popołudnie. Przysiadłem na ławce obok kapliczki. Zwierzak chyba szedł moim tropem, gdyż prawie natychmiast stanął tuż przed moimi stopami. Nie dalej niż metr. Z brzuchem przytulonym do płyt chodnika i wyprostowaną szyją. Długo patrzyliśmy na siebie. Małe, świdrujące oczka łasicy otaksowały mnie bez litości. O, gdybym był wielekroć mniejszy, to spotkanie miałoby zapewne bardziej dynamiczny przebieg.

Widziałem każdy szczegół. Wąsy na pyszczku, biały brzuszek i futerko na grzbiecie barwy mlecznej czekolady. Drobne uszy. Grubawy ogonek. Zmieściłaby się na mojej dłoni, zaś cylindryczne ciało było tak cienkie, iż zapewne bez problemu pokonałaby rurę od odkurzacza. Krótkimi susami okrążyła kapliczkę. Co rusz czujnie unosiła głowę, bacznie przepatrując otoczenie.

Kiedy zaczęła kluczyć pomiędzy wypalonymi zniczami, przypomniałem sobie o wabieniu. Trzeba wydawać piszczące dźwięki naśladujące wystraszone myszy. Może zdołałbym wygrzebać telefon z kieszeni i zrobić choćby jedno, dowodowe zdjęcie. To był błąd. Nie ta krtań. Nie ta tonacja, co trzeba. Spłoszona dała susa w pokrzywy i tyle ją widziałem. Mimo wszystko jestem przy nadziei. Łasica jest terytorialnym myśliwym, który w miarę regularnie patroluje te same ścieżki i rewiry. Następnym razem gotowy do strzału aparat położę na kolanach. I nikt nie zwątpi w spotkanie prawie że oswojonej łasicy.

Łasica zwana łaska, to urodzony morderca. Z przeciętną wagą dziesięciu dekagramów, ma szalenie niekorzystny stosunek powierzchni ciała do objętości. Dla utrzymania stałej temperatury potrzebuje znacznie więcej energii niż większe zwierzaki. Straty są przy tym tak duże, iż musi nieustannie myśleć o zdobywaniu pokarmu. Nie gromadzi ani grama tłuszczu, co zapewne pomaga utrzymać nienaganną sylwetkę, ale absolutnie nie chroni przed zimnem.

W ciągu doby zabija i zjada przynajmniej trzy gryzonie. Myszy, nornice, ryjówki. Niekiedy króliki, rzadziej ptaki. Nie przepuści żabom i jaszczurkom. W siarczyste mrozy apetyt ma jeszcze większy. Ciągle głodna, nie może pozwolić sobie na dłuższy wypoczynek. Jeśli już przymknie oczy, to na pewno śni o tłustych myszach. Teraz odrobina matematyki. Pojedyncza łasica w ciągu roku likwiduje około 1 000 gryzoni (słownie tysiąc). Przez trzy lata statystycznego życia trzy razy tyle. Trzy tysiące! Samica z młodymi jeszcze więcej. Zaś zimą, przy większych mrozach, menu obejmuje prawie w całości myszy i nornice w nadprogramowej liczbie. W ogrodzie czy na podwórku łasica to prawdziwy i nieoceniony skarb. Tym większy, iż chętnie mieszka w otoczeniu człowieka.

Strategia łowiecka jednego z najmniejszych drapieżników w rodzinie ssaków jest bardzo prosta. Przez całą dobę niestrudzenie patroluje własny, zazdrośnie strzeżony przed konkurencją rewir. To żaden egoizm. Gryzonie mają wielu fanów. Sowy, kuny i lisy. Także więksi od niej krewni, jak tchórze i gronostaje. Dwie łasice obok siebie będą głodować. Samotnik utrzyma się przy życiu. Z większymi od siebie wygrywa dzięki małym rozmiarom ciała i ruchliwości.

Zajrzy w każdy kąt. Stos kamieni, wypróchniałe pnie. Sprawdzi wszystkie zakamarki stodoły. Bez problemu przeciśnie się przez szczelinę grubości ołówka. Przebiegnie mysie nory i podziemne korytarze nornic. Wszystko to miejsca niedostępne dla gronostaja czy tchórza. Ofiarę zabija jednym celnym uderzeniem zębów w kark. Kiedyś opowiadano mrożące krew w żyłach historie o łasicach, które przegryzały gardła i spijały krew jednej ofierze po drugiej. Bujda na resorach.

Atak w kark kończy się zmiażdżeniem kręgosłupa i natychmiastowym unieruchomieniem zdobyczy. Dopiero potem łasica przystępuje do konsumpcji. Oczywiście, że spija wypływającą krew. Niby dlaczego ma marnotrawić bezcenne kalorie? Wrodzony sadyzm miał również przejawiać się w zabijaniu wszystkich ofiar w zasięgu wzroku. Tymczasem to tylko zapobiegliwość. Zwierzak gromadzi zapasy na czarną godzinę. Jeśli pogoda nie dopisze, wraca do ukrytych zwłok. Pewnie pomyślicie o odrażającej woni padliny dolatującej ze spiżarni. W naturze nie ma miejsca na sentymenty. Wszyscy drapieżcy są również zjadaczami zwłok. Orły, wilki, niedźwiedzie. Takie same kalorie, co z żywego obiektu. Ba, nawet lepsze. Padlina nie ucieka i nie stawia oporu. Smrodek jest rzeczą względną, czy może raczej funkcją pustego żołądka. Grymasy i pokarmowe zachcianki to czysto ludzki wymysł.

Jest jeszcze jedna, mroczna strona charakteru łaski. Jeśli wpadnie do zamkniętego gołębnika, zrobi krwawą jatkę. Będzie przegryzać jeden kark po drugim. Tak długo, aż wszystkie ptaki legną pokotem na ziemi. Na stosie skrwawionych ciał spocznie ledwo żywa łasica. Tak samo postąpi w klatce z królikami. Po prostu czysty sadyzm i okrucieństwo. To tylko instynkt. Instynkt, który nakazuje bezwzględne atakowanie i zabijanie każdego ruchomego obiektu. Na przykład w mysiej norze. Musi zabić, nim spłoszeni gospodarze zdołają ciec.

W zamkniętym pomieszczeniu spłoszone i przerażone ptaki biegają jak oszalałe, a łasica zgodnie z zapisanym programem łapie i morduje. Przegryza karki. Rozrywa gardziele. Tak długo, aż zapanuje martwa cisza. Prawdę mówiąc, takie masowe mordy zdarzają się wyjątkowo rzadko. Znam kurnik, gdzie na ciasnym stryszku mieszkała łasica, a na parterze kury i kurczęta. Ni jeden ptak nie dał gardła. Właściciel bardzo cenił małego drapieżnika, gdyż ten definitywnie zlikwidował mysią plagę. Obecność łasicy miała też wymierną cenę. Oszczędności na karmie, którą podkradały gryzonie. Mniejsze wydatki na bezskuteczne trutki i obowiązkową deratyzację. Idylla skończyła się po dwóch latach. Łasica przepadła bez śladu. Za wcześnie na naturalny zgon. Pewnie padła łupem większych od siebie. Myszy szybko wróciły, zaś rolnik marzy o następnej łasicy.

Krwiożercza łaska ma wielu wrogów. Nocami przegrywa w starciu z sowami. W dzień z myszołowami czy pustułkami. Jeśli nie ujdzie na czas, zginie w paszczy kuny lub tchórza. Pod koniec wakacji mój kulawy kocur inwalida z dumą przywlókł połowę upolowanej łasicy. Resztę pożarł ze smakiem. Jakim cudem schwytał zwinną łasicę, pozostanie jego słodką tajemnicą. I jak mu wytłumaczyć, że wróg naszego wroga, to nie jest żadna konkurencja, jeno bezcenny sojusznik?

***

Nasz najmniejszy drapieżnik. Tułów ma smukły, nadzwyczaj giętki. Kończyny są krótkie o owłosionych podeszwach. Ogon jest stosunkowo krótki, stanowi około 1/4 długości ciała z głową. Ubarwienie letnie sierści z wierzchu ciała jest brązoworude, na spodzie ciała - białe, odgraniczone od barwy grzbietu linią falistą (a nie równą). Cały ogon jest brązowy. Poniżej kątów ust znajdują się brązowe cętki i plamki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski