Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uśmiechnij się cienko

Paweł Głowacki
Anna Dymna i Krzysztof Orzechowski czytają ks. Twardowskiego
Anna Dymna i Krzysztof Orzechowski czytają ks. Twardowskiego fot. Wacław Klag
Salon poezji. Było jak na początku, jak 20 stycznia 2002 roku, trzynaście lat temu. Było prawie tak samo. Miejsce nie- zmienione - foyer na pierwszym piętrze Teatru Słowackiego.

Niedziela jak wtedy, i jak wtedy - masa ludzi. I ten sam scenariusz, przez Annę Dymną ułożony z wierszy ks. Jana Twardowskiego. I też Dymna czytała, tylko że wtedy recytował z nią Mariusz Wojciechowski, a ostatniej niedzieli, na 493. Salonie Poezji - Krzysztof Orzechowski.

Wiersze ks. Twardowskiego, tak samo zdumiewające w swojej adoracji cichych znikomości, jak choćby „ćmy maleńkiej”, którą on zawsze unosi ze sobą „spod serca największego dzwonu”. Albo tej kulki słonej wody: „Na szczęście mam jeszcze łzę/ ukrytą furtkę”. Albo po prostu zwyczajnego, dyskretnego tonu mówienia, tego oto prawie szeptu o sprawach wcale nie małych. „Co to się dzieje, księżyc płaski jak dolar”, „Miłość i rozpacz (...) na ławce w parku nie trzeba więcej/ dwie cięte rany czas nasz i serce”, „Aniele Boży Stróżu mój/ mówmy pacierz/ bo miłość nie żyje”, „Dziki króliku chrząszczu mały/ co świecisz jak czerwony brokat (...) ratujcie mnie przed abstrakcjami”. Te i cała reszta cichych znikomości, detali najprostszych i najpierwszych, cała nieogarniona menażeria... Czarno-biała czajka na niebie wiosennym.

Ślimak ozłocony lekko, całkiem jak sufit foyer. Dąb surowy i niewinny. Drozd niezgodny, na gałęzi, niezgodny, a nawet chyba na coś lub na kogoś obrażony. Polny kamień, przemęczony na skraju ścieżki. Zapach szałwi dobrodziejki. Wszystkie, co do jednego, liście wiązu, krzywe jak niegenialnych ludzi dramat, czyli dramat wielogłowy, codzienny, od świtu do nocy. Coś jeszcze? Tak. Wystarczy wyjrzeć przez okno, ale spokojnie, spokojnie, bez pośpiechu, i zobaczyć naprawdę wyraźnie.

Dymna i Orzechowski wiersze ks. Twardowskiego czytali tak, jakby właśnie tak wyglądali przez okno, opierając łokcie na wyścielonym kocem parapecie, przyklejając nosy bądź czoła do szkła. Dymna ma rację, gdy powiada, że tych drobin wierszowanych nie sposób przeczytać - cudując, wydziwiając, siląc się na głębię najbardziej głębinną. To znaczy - przygniatając je kolosalnym instrumentarium aktorskim, tą gigantyczną operą twarzy i gardła. Jedyne, co można, co warto zrobić, to spróbować z tymi wierszami bawić się w grę najprostszą, w warcaby najbanalniejszych uczuć, jak z dzieckiem, ale poważnie, ze świadomością, że jeden gest niedelikatny - bardzo może zaboleć.

Bawili się więc tak przez godzinę. Czytali nam wiersze tak, jakbyśmy dopiero uczyli się mówić. To jest serce, to jest ciepło, spróbuj nie ranić, szanuj łzę, cicho siedź, cicho bądź, Ala ma kota, słuchaj starych zaklęć ludzkości i wracaj do nich z uporem, Kot Ali lubi mleko, śmierć jest nieuchronna, uśmiechnij się cienko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski