Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Usypiają ptactwo, żeby wirus się nie rozniósł

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne archiwum polskapress
Od dwóch i pół tygodnia w powiecie trwa walka z ptasią grypą (H5N8). W części gospodarstw w Krzywaczce, Głogoczowie i Bęczarce drób musi być zagazowany. To budzi protesty części mieszkańców.

W promieniu pół kilometra od ogniska zakażenia to już się dokonało. Ok. 350 sztuk drobiu zostało zagazowanych i zutylizowanych. Teraz trwa perlustracja gospodarstw położonych dalej, bo do 3 km wokół ogniska. Tam, gdzie już pojawiali się inspektorzy i policzyli ptactwo prawdopodobnie dziś zacznie się usypianie zwierząt i dezynfekcja gospodarstw.

Cały czas w strefie zapowietrzonej (3 km od ogniska zakażenia) obowiązuje bioasekuracja, czyli trzymanie drobiu w zamknięciu.

Procedura wprowadzona przez służby weterynaryjne, która polega na zagazowaniu nawet zdrowego ptactwa, nie wszędzie spotyka się ze zrozumieniem. Mimo że odbywa się to za odszkodowaniem, hodowcy się przeciw temu buntują.

- Dla hodowcy to jest tragedia. Każdemu szkoda kur, zwłaszcza jak ktoś ma kilkadziesiąt sztuk - mówi Jan Kantor, sołtys Głogoczowa. - Wykarmienie kur nie jest przecież tanie.

W końcu minionego tygodnia zwołał zebranie wiejskie, na które zaprosił powiatowego lekarza weterynarii, Przyszło ponad 60 osób, w większości niezadowolonych z tego, co ich czeka. - Dopóki w Głogoczowie nie pojawili się inspektorzy, ludzie myśleli, że nas to nie dotyczy. Ale potem zaczęła się mała wojna - mówi sołtys.

- Opór mieszkańców jest nie tylko u nas, ale postępujemy według przepisów prawa - tłumaczy Krzysztof Giza, powiatowy lekarz weterynarii w Myślenicach. Uzasadnia, że taki rygor jest konieczny i wskazuje na województwo lubuskie, gdzie wirus rozpanoszył się i stwierdzono już kilkanaście ognisk (ponad połowę wszystkich w kraju).

- Będziemy starać się maksymalnie zrekompensować straty, ale trzeba też pamiętać o tym, że to pieniądze publiczne i nie możemy wypłacać dziesięciokrotności wartości kur - mówi lekarz.

Według opracowanej już wyceny za „ogólnoużytkową kurę nioskę” jej właściciel ma dostać 35 zł odszkodowania. Jak słyszymy w PIW w Myślenicach, ta stawka ma być jednakowa dla wszystkich, żeby nie wzbudzać niepotrzebnych kłótni (odpowiednio wyżej wycenione mają być sztuki ozdobne rasowe).

Część hodowców decyduje się zabijać drób na własny użytek. Jak mówi Krzyszof Giza, nic nie stoi temu na przeszkodzie, tyle, że pozbawiają się w ten sposób możliwości uzyskania odszkodowania. - Te kury są zdrowe, więc ludzie mogą je zabić na własny użytek. My je wybijamy tylko po to, żeby uniemożliwić wirusowi rozprzestrzenianie się - mówi i dodaje, że każdy hodowca powinien natychmiast zgłaszać służbom upadki w swoim stadzie.

W promieniu 3 km od ogniska zakażenia znajduje się ferma hodowlana kur niosek. Jest ich tam ponad 30 tys. sztuk. Jak mówi Krzysztof Giza, znajduje się ona pod wzmożonym nadzorem. Te szczególne środki ostrożności to wzmożona bioasekuracja,dezynfekcja jaj przy wyjściu, monitorowanie upadków (zgonów) kur i badanie pobranych od nich wymazów, mają pomóc w oszczędzeniu fermy i tysięcy sztuk drobiu przez zagazowaniem. Jak tłumaczy lekarz, ma to uzasadnienie ekonomiczne, bowiem odszkodowanie za taką liczbę ptactwa szłoby w setki tysięcy złotych.

Ognisko wirusa ptasiej grypy w Krzywaczce jest szóstym w Małopolsce. W całej Polsce jest ich ponad 30.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski