Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uwikłani w historię

Redakcja
Władysław A. Serczyk: Znad granicy

   Podobno, poza wyjątkami, młodzież nie interesuje się historią, zwłaszcza najnowszą, która wywołuje rumieńce podniecenia na policzkach starszych pań i panów, jednym słowem - mojego pokolenia. Młodzi ludzie w nosie mają pakt Mołotow-Ribbentrop, czwarty rozbiór Polski, krwawo spacyfikowane powstania w gettach, także powstanie warszawskie, nie mówiąc już o wielkim narodowym wysiłku, by nie tylko odbudować niewyobrażalnie zniszczony kraj, lecz i nie pozwolić się sprowokować nieustanną grabieżą i wywożeniem całych fabryk przez sąsiadów. Przez wiele lat trudno było przecież rozróżnić najnowszy model moskwicza od opla kapitana, aparat fotograficzny kijew od contaksa a zorkę od leici, polskie zaś zabytki do dzisiaj napotykamy w zbiorach znajdujących się na Wschodzie, i to wcale niedalekim.
   Pamięć młodego pokolenia zupełnie tego nie ogarnia. Jego jeszcze nie było na świecie. Jest ono dzięki temu całkowicie pozbawione bolesnych traum, a opowieści o zaginionych w czasie wojny krewnych oraz dziadkach wymordowanych w obozie koncentracyjnym słucha tak, jak niegdyś czyniliśmy my z prymitywnie umoralniającymi i nieco przerażającymi bajkami braci Grimm.
   Właśnie dzięki owej swoistej nieczułości na wdzięki historii (być może głównie ze względu na jej zbyt obfite kształty) młodzi ludzie spokojniej myślą o swojej przyszłości, starając się jak najszybciej upodobnić (jeśli jeszcze tego nie uczynili) do swoich zachodnich rówieśników. Co prawda jeszcze nie mówią po angielsku z holenderską czy szwedzką biegłością, ale i tak są już wyraźnie lepsi od kolegów z Francji, nadal przekonanych o wyższości swego języka ojczystego nad pozostałymi, noszącymi miano kongresowych. Kto wie zresztą, czy nie mają racji?
   Przyszłość według młodych to przede wszystkim swoboda poruszania się po świecie oraz w wynajdowaniu interesującej pracy, a także pewność spokojnej, bezpiecznej i naturalnie zamożnej starości.
   Co natomiast oznacza przyszłość dla dzisiejszych siedemdziesięciolatków i ludzi jeszcze starszych? Samotność, niepokój o jutro oraz zagrzebanie się po uszy we wspomnieniach, jakie interesują coraz mniejsze grono bliskich i przyjaciół. Nikt już nie chce ich słuchać, jak przed laty pewnego krakowianina, opowiadającego na różnych sesjach i akademiach okolicznościowych o swoich rzekomych krakowskich spotkaniach z Leninem. Stawiał jednak pewien warunek, zazwyczaj spełniany, bo "opowiadacz" był wielce sympatyczny: "Macie mi postawić obiad!" - mówił i... obiad dostawał. Przypominał "Jasia Eleganta", znanego krakowskiego wariata, przysiadającego się w "Esplanadzie" do stolików zajmowanych przez brać studencką i mówiącego głosem, któremu trudno się było sprzeciwić: "Postawcie schabowego!". Kto jednak dzisiaj, poza Andrzejem Koziołem i niżej podpisanym, pamięta "Esplanadę" i Jasia?
   Ano, właśnie. Nawet przy tak błahej materii, jak snucie wspomnień przez starszych panów, nie obyło się bez przywołania historii. Gdyby ciągnąć to jeszcze dalej, ocknęlibyśmy się zapewne w jakichś zakamarkach minionego stulecia, a nasza opowieść przypominałaby "Rękopis znaleziony w Saragossie", w którym początek łączy się z końcem dopiero po kilkuset stronach dość zawiłego tekstu.
   I tak jest ze wszystkim. Kiedy w swoim wykładzie opowiadam studentom o wielkości muzyki Beethovena i o jej wpływach na muzykę światową, także rosyjską, jakże nie wspomnieć o przechowywanej w Bibliotece Jagiellońskiej "berlince", czyli zbiorach berlińskiej Biblioteki Pruskiej, którą udało się ujawnić w latach moich rządów w BJ, by mogli z niej korzystać uczeni z całego świata, i jak - przy okazji - nie przypomnieć o niemieckich oddziałach zniszczenia, które już po zdławieniu powstania spaliły w 1944 r. w Warszawie najcenniejsze zbiory rękopisów i książek przechowywane w Bibliotece Narodowej?
   Ilekroć (a czynię to teraz bardzo często) przychodzę na cmentarz Rakowicki, by przycupnąć na chwilę przy żoninej mogile, stają mi w oczach niemal wszystkie ostatnie pożegnania, w których tutaj uczestniczyłem. Nawet nie próbuję się od nich opędzać, bo przecież to moja młodość i życie dojrzałe, zwłaszcza że pojawiają się również ci, którzy spoczywają gdzie indziej, jak Wacek Felczak, kolega, świadek na moim i Ewy właśnie ślubie, którego pochowano jako wielkiego kuriera tatrzańskiego na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem, a którego żegnając inny wielki - Stanisław Marusarz, zmarł w czasie pożegnania.
   W czasie opiniowania kadry akademickiej studenci wystawiają mi wysokie oceny, niektórzy wręcz zachęcają do napisania wspomnień. Może więc owo uwikłanie w historię właściwe mojemu pokoleniu jest dziedziczne? Trudno uciec od przeszłości, zwłaszcza gdy z pobliskiej granicy wiatry przywiewają kolejne obrazy minionego czasu. Zresztą po co uciekać, gdy w każdym z nich znajdziemy iskierkę ludzkiej dobroci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski