Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W piątek, 1 września 1939 roku były na targu pustki. Mówiono: wojna

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Te fotografię śródmieścia zrobił w listopadzie 1939 r. Andrzej Szymura
Te fotografię śródmieścia zrobił w listopadzie 1939 r. Andrzej Szymura Fot. archiwum muzeum regionalnego
Historia. 77 lat temu wybuchła wojna. Myślenice i okolice broniły się, ale sił i środków do walki wystarczyło tyko na pięć dni

- 1 września wczesnym przedpołudniem poszedłem z rodzicami na piątkowy targ. Myślenicki rynek, tak zazwyczaj gwarny, był pusty. Ludzie mówili: „wojna”, „Niemcy uderzyli na Polskę”. W gmachu „Sokoła” urządzano już wojskowy polowy szpital...- wspomina Andrzej Szymura, który lata 1938-45 spędził z rodzicami w Myślenicach. W 1939 roku miał 10 lat.

- Prawdziwą wojnę i to prowadzoną w powietrzu zobaczyłem na własne oczy w niedzielę 3 września, w Myślenicach. Była upalna pogoda i bezchmurne niebo, gdy wczesnym przedpołudniem stałem w ogrodzie przed domem państwa Wygonów, przy ówczesnej ul. Słowackiego nr 41, gdzie mieszkałem z rodzicami. Usłyszałem warkot samolotów. Spojrzałem w górę i... zamarłem z przerażenia. Nisko, nie wyżej niż 100-150 metrów nad ziemią leciały od strony Krakowa trzy samoloty. Pierwszy - bombowiec z dużą szklaną kabiną. Na kadłubie czarny krzyż, na sterze z tyłu znany mi znak - swastyka...- opowiada pan Andrzej.

Wieść o wybuchu wojny docierała do myśleniczan różnymi kanałami. Jedni usłyszeli o tymz radia. Dla innych sygnałem były przelatujące samoloty, a dla jeszcze innych odgłosy bombardowania Krakowa. - Ostatecznym dowodem, że zaczęła się wojna były dymy pożarów, grupy uciekinierów z Orawy i Podhala oraz przejazd wspaniale wyglądającej, zmotoryzowanej brygady płk. Stanisława Maczka, która przez Myślenice zdążała na front - mówi Piotr Sadowski, doktor nauk o Ziemi, a z zamiłowania historyk, członek Myślenickiego Towarzystwa Historycznego.

Świadkiem przejazdu polskich żołnierzy przez Myślenice był Leszek Drogoń, znajomy Andrzeja Szymury. - Siedząc na schodach mieszkania obserwował przejazd kilkudziesięciu małych tankietek, które chrzęszcząc gąsienicami jechały ulicą oraz żołnierzy w czarnych, skórzanych kurtkach i beretach - mówi pan Andrzej. Dowodzona prze płk. Maczka brygada wkrótce stawiła Niemcom opór w Beskidzie Wyspowym. Tak, że dopiero 5 września po południu zajęli oni Myślenice.

Pan Andrzej choć był wtedy jeszcze dzieckiem, jak twierdzi, zdawał sobie sprawę z tego co się działo. - O tym, że Hitler chce wojny z Polską donosił popularny „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, który czytał mój ojciec. Na zakończenie roku szkolnego 1938/39 w szkole powszechnej w Myślenicach, gdzie właśnie skończyłem trzecią klasę, powiedziano nam, że nowy rok szkolny nie zacznie się aż do odwołania - wspomina.

Zapamiętał defiladę z sierpnia 1939 roku, kiedy społeczeństwo myślenickie przekazało dwa ciężkie karabiny maszynowe 12 pułkowi piechoty z Wa-dowic, to jak tuż przed wojną polscy żołnierze rozwieszali na Stradomiu polowe linie telefoniczne oraz jak w mieście kopano okopy przeciwlotnicze.

Dr Sadowski dodaje, że na południe od Jordanowa polowa linia obronna była przygotowywana już kilka tygodni wcześniej, a w jej budowie uczestniczyli okoliczni mieszkańcy. - Ci ludzie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że jeżeli dojdzie do bitwy, to ich domostwa mogą zostać zniszczone, a mimo to pomagali wojsku. Opór na tej przygotowanej linii obrony trwał tylko do 2 września - mówi.

O niemieckim bombowcu, który przeleciał nad jego głową 3 września pan Andrzej mówi: „miałem jedynie 10 lat, ale takich rzeczy nie zapomina się nigdy”. - Wroga maszyna przechylona była w prawo, z silnika z tej strony wydobywał się czarny dym i płomienie. Za nią leciały dwa polskie myśliwce, które właśnie oddały do wroga dwie krótkie serie z karabinów maszynowych. Wszystko trwało sekundy. Poleciały na południe w stronę Raby, skręcając na Stróżę. Jaki był dalszy los maszyny dowiedziałem się dopiero w dniu Wszystkich Świętych 1939 roku. Byłem na cmentarzu na Stradomiu. Uwagę zwracał duży grób z krzyżem i śmigłem z bombowca Luftwaffe oraz tablicą, na której gotykiem wypisanych było pięć nazwisk pilotów. Za rok tego grobu już nie było. Niemieccy lotnicy zostali ekshumowani i przewiezieni do Rzeszy.

4 września nie był już spokojniejszy. - Przed południem Myś-lenice były ostrzeliwane przez artylerię wroga - wspomina pan Andrzej. - Z rodzicami siedziałem w ogrodzie, razem z Heleną Śmit-kowską, jej dwoma córkami i synem. Pociski padały na polach, jakieś 50-100 metrów od nas. Pani Helena trzymała święty obraz. Nadbiegła Paulina Bergelowa, która podczas I wojny światowej była sanitariuszką w Legionach wołając: „Ludzie, czyście oszaleli? Obraz was nie uratuje, biegiem do waszej murowanej piwnicy!”. Późnym popołudniem na naszą ulicę przyszedł pluton polskiego wojska. Potwornie zmęczeni i zakurzeni usiedli nad Bysinką, a wkrótce poszli kopać okopy nad polu zwróconym na południe. Wieczorem, tak jak w poprzednie dni nad Uklejnę - niebo było czerwone jak ogień. Niemcy palili wsie, do których doszli: Lubień, Pcim i Stróżę.

Rodzice podjęli decyzję o ucieczce. - Ojciec ciągnął mały wózek z jakimiś rzeczami i żywnością. Ja popychałem wózek, a mama szła obok. Była załamana - wspomina pan Andrzej.

Dr Sadowski mówi, że wybierano różne rozwiązania. - Najroztropniej postąpili ci, którzy opuścili domy, ale schronili się z dobytkiem w bezpiecznym miejscu, gdzieś w pobliżu, na przykład w lesie, w głębokiej dolinie potoku. Niektórzy jednak zabierali inwentarz i uciekali jak najdalej od Niemców, nastraszeni przez uchodźców z południa. Większość z tych uciekinierów dotarła za Puszczę Niepołomicką, gdzie wyprzedziły ich oddziały niemieckie. Ale niektórzy trafili aż na tereny województw wschodnich, po 17 września okupowane przez Armię Czerwoną. Podczas ucieczki cywile byli narażeni na ostrzał i ataki lotnicze. W ten sposób Niemcy wzmacniali panujący wszędzie chaos, doskonale wiedzieli bowiem, że zatłoczone uchodźcami drogi oznaczają utrudnienia w ruchu dla naszych wojsk.

Szymurowie natknęli się na Niemców w rejonie Koźmic Małych, koło Wieliczki. Było to najprawdopodobniej 6 września. - Szliśmy bokiem szutrowej szosy. Właśnie minęła nad liczna grupa Żydów w tradycyjnych strojach, gdy za kilka minut tuż przy nas zahamował pancerny wóz. Z wieży obróconej na naszą stronę sterczały dwa karabiny maszynowe. Żołnierz w czarnym stroju zapytał: „Polonische Armee?”. Ojciec zwrócił się do nas: „Chyba Francuzi z pomocą”. Wtedy wieża wozu bojowego nagle obróciła się do przodu i na jej boku zobaczyliśmy czarny krzyż. Kiedy okazało się, że to Niemcy, ojciec pana Andrzeja zdenerwowany zaczął mówić po niemiecku. - Dowódca straży przedniej zapytał: „Jesteście Niemcami?” Odpowiedzieliśmy, że nie, więc zapytał skąd tak biegle znamy niemiecki. „Pochodzimy z Poznania i uczyliśmy się tam w szkołach po niemiecku”. „Gut. Wracajcie szosą, nie wchodźcie do lasu, tam są jeszcze potyczki” - odpowiedzieli Niemcy i odjechali, a my ruszyliśmy w odwrotnym kierunku. Po przeszło trzech dniach wróciliśmy do Myślenic, ale to było już zupełnie inne miasto. Częściowo spalony był Stradom, przez który szło uderzenie niemieckie. Spłonęła sala widowiskowa na obecnej ul. Niepodległości. Mocno ucierpiała remiza, spalił się dom na rogu Kościuszki i Rynku. W bożnicy na ul. Słowackiego Niemcy urządzili stajnie konnego oddziału żandarmerii. Obok na skwerze były dwa groby z polskimi hełmami piechoty na krzyżach....

***

Dr Piotr Sadowski: Na terenie obecnego powiatu zginęło około 120 cywilów, ale co najmniej kilkoro straciło życie poza jego terenem, w czasie wojennej ucieczki. Najwięcej ofiar było tam, gdzie Niemcy dokonywali masowych zbrodni wojennych: w Rudniku, Skomielnej Białej i Stróży, ale też kilkanaście osób zginęło w Dobczycach, na które spadły niemieckie bomby. Najbardziej ucierpiały te tereny, gdzie toczyły się ciężkie walki. Często jednak zdarzało się, że walk nie było, a domy podpalali wkraczający Niemcy. Lubień i Stróża straciły w 1939 roku niemal połowę zabudowy, niewiele lepiej było w Tenczynie i Skomielnej Białej. Spore były nteż zniszczenia w infrastrukturze, gdyż cofający się żołnierze polscy, chcąc opóźnić pościg, wysadzali mosty.

***

Mieszkańcy Skomielnej Białej w minioną niedzielę wspominali tragiczne wydarzenia z 3 września 1939 roku, do jakich doszło w ich miejscowości. Niemcy spalili wtedy kilkadziesiąt domów a wraz nimi XVIII-wieczny drewniany kościółek. Zginęło 11 mieszkańców wsi. Byli też ranni. Kilkaset osób, w tym wiele dzieci, straciło dach nad głową. Następnego dnia podobny los spotkał Lubień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski