MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W sidłach Urzędu Bezpieczeństwa

Redakcja
Marek Sych został zmuszony do współpracy torturami Fot. archiwum
Marek Sych został zmuszony do współpracy torturami Fot. archiwum
Krakowski Oddział IPN i "DZIENNIK POLSKI" PRZYPOMINAJĄ. Zmarły przed kilkunastu laty wybitny krakowski lekarz anestezjolog, prof. Marek Sych, był jedną z tysięcy osób, które w latach reżimu komunistycznego doświadczyły na sobie brutalnych metod działania aparatu terroru.

Marek Sych został zmuszony do współpracy torturami Fot. archiwum

1949. Policja polityczna zmusza Marka Sycha do inwigilacji kolegi. Sych ujawnia się jako współpracownik UB. Sąd skazuje go za ujawnienie tajemnicy państwowej. Bezpieka nigdy mu nie wybaczy

Postępująca w Polsce stali-nizacja obejmowała coraz to nowe obszary życia społecznego. W 1949 r. policja polityczna wzmogła m.in. inwigilację osób utrzymujących kontakty z obcokrajowcami. W Krakowie profilaktyczną inwigilacją objęto placówki dyplomatyczne i kulturalne państw zachodnich, jak np. Instytut Francuski, który dla młodej krakowskiej inteligencji był jedną z ostatnich enklaw, gdzie korzystano z dostępu do dóbr kultury zachodniej, coraz bardziej reglamentowanych w warunkach totalitarnej rzeczywistości.

Wymuszona współpraca

UB w ramach sprawy "Karmel" rozpracowywał pracowników konsulatu francuskiego, a jednym z głównych "figurantów" sprawy był wicekonsul Aymar de Mere. Podejrzewano go o kierowanie siatką szpiegów na obszarze południowej Polski. Inwigilacja wykazała, że dość często spotyka się z urodzonym w Paryżu studentem medycyny Władysławem Sochą, którego matka pracowała w Instytucie Francuskim. Ich dobre relacje potwierdziła przeprowadzona obserwacja. Ubecy potrzebowali jednak dalszych informacji, w oparciu o które można byłoby postawić zarzut szpiegostwa. Tymczasem inwigilujący Sochę informator "Czarnecki" wyjechał z Krakowa. Aby kontynuować obserwację studenta, UB zmuszony był pilnie zwerbować nowego konfidenta, najlepiej tak jak "Czarnecki" - studenta.

1 lutego 1949 r. Marek Sych, student IV roku medycyny UJ został zatrzymany przed swoim domem przez dwóch tajniaków, z których jeden przyłożył mu broń pod żebra. Tramwajem przewieźli go do siedziby Urzędu Bezpieczeństwa na pl. Inwalidów. Wybór padł na niego, bowiem z doniesień "Czarneckiego" wynikało, że Sych był zaangażowany w działalność wywiadowczą w Armii Krajowej. Ponieważ nie ujawnił jej przed UB, postanowiono to wykorzystać do jego zastraszenia, a w konsekwencji werbunku. Nie pomogły wyjaśnienia, że nie działał w konspiracji akowskiej. Po groźbach, a następnie wielokrotnym biciu po całym ciele przez ubowców uległ. Zapewne zdał sobie sprawę, że w jednej chwili mogą runąć jego życiowe plany i zamiast lekarskiego kitla w najbliższych latach będzie nosił więzienny drelich. "Wykorzystując zdenerwowanie kandydata zaproponowano mu współpracę z Organami Bezpieczeństwa, na co po krótkim wahaniu dał odpowiedź pozytywną" - zanotował ubowiec.

Zmuszony do współpracy Sych miał zostać wykorzystany "w wykrywaniu wrogów demokratycznego" - czytaj komunistycznego - państwa. Treść deklaracji uzupełnił podyktowaną mu przez funkcjonariusza formułką "współpracę zachowam w jak największej tajemnicy, wiedząc, że w razie nie zastosowania się do powyższego będę ponosił odpowiedzialność przed sądem wojskowym." Odtąd w kontaktach z UB miał występować jako informator ps. "Sęp". Treść zobowiązania nie oznaczała, że miał obserwować i donosić na wszystkich, którzy zagrażają nowemu porządkowi. Ubowcy wyjaśnili mu, że ma się bliżej zainteresować Sochą, znanym mu z widzenia studentem medycyny.

Wyrwać się z sieci

Okoliczności, w jakich doszło do pozyskania "Sępa", każą domniemywać, że już w chwili opuszczania budynku przy pl. Inwalidów powziął decyzję o złamaniu wymuszonej na nim deklaracji o współpracy. Do rozstrzygnięcia pozostawał sposób ,w jaki można by wyplątać się z zarzuconych na niego sideł...

W październiku 1950 r. w ramach tzw. akcji "K" traktowanej jako "jednorazowe uderzenie [...] wobec przejawów aktywizacji i wrogiej działalności podziemia, przejawów aktywizacji wroga klasowego w mieście i na wsi" w całym kraju przeprowadzono szeroko zakrojone aresztowania "elementu kontrrewolucyjnego". Jednym z zatrzymanych był także Socha. Natychmiast rozpoczęte intensywne śledztwo już na wstępie przyniosło efekty. Aresztowany przyznał się do kontaktów z francuskimi dyplomatami, a przy okazji ujawnił sekret, z jakiego zwierzył mu się Sych. Otóż "Sęp" zniweczył plany UB - przyszedł do Sochy i opowiedział mu zarówno o werbunku, jak i o tym, że miał na niego donosić.

Nie uczynił tego od razu. Przez kilka miesięcy ubowcy dawali mu spokój, później on unikał spotkań z nimi, z czasem myślał zapewne, że uda się w ten sposób uchylić od wymuszonego zobowiązania. Dopiero po kilkunastu tygodniach "opiekun" z UB zaczął nękać go telefonicznie i groźbami żądał wykonania zleconych zadań. Sych próbował wykręcić się brakiem czasu i trudnościami spotkania Sochy, a gdy nagabywania nie ustały, w czerwcu 1950 r. zdecydował zwierzyć się ze wszystkiego koledze. "Sych tłumaczył się przede mną, że ta rola wcale mu nie odpowiada i dopiero pod presją zgodził się na to" - tak opisał ten moment Socha. Aby nie wzbudzić podejrzeń, nadal od czasu do czasu "Sęp" spotykał się z ubowcami i mówił im o Sosze to, co wspólnie uzgodnili. Gdy wysunęli kolejne żądania, odwiedził figuranta i zrozpaczony zapytał, co ma zrobić, jak z tego wybrnąć? Wówczas Socha doradził, że jeśli nie ma żadnego pomysłu "to niech bez skrupułów przychodzi do mnie, bo i tak nie mam nic do ukrycia".

Po ujawnieniu przez Sochę tych faktów Sych, który wówczas pracował jako asystent w Klinice Chirurgicznej Akademii Medycznej został, 22 listopada 1950 r., aresztowany i po krótkim śledztwie oskarżony o zdradę tajemnicy państwowej. Przełożeni z AM zapewniali, że jest dobrym lekarzem, poświęcającym chorym i klinice znacznie więcej czasu niż tego wymagały zwykłe obowiązki.

Za zdradę bezpieki

Na rozprawie głównej wyjaśniał: "Ujawniłem tą »rzekomo tajemnicę« dlatego, że Socha był moim kolegą a ja byłem przekonany, że on jest niewinny a ewentualnie gdyby był winien to by się przestraszył i przestałby swej pracy na szkodę państwa. Ja rozumiem pracę konfidentów i uznaję ją, ale ja byłem do tej pracy zmuszany. Mówiłem często przed funkcjonariuszem UB, że Socha jest niewinny."

Tak więc Sych przyznał się do ujawnienia przed kolegą swojej współpracy z UB, za co wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie z 21 kwietnia 1951 r. został skazany na 3 lata więzienia. Na mocy amnestii z listopada 1952 r. karę złagodzono mu o połowę i w grudniu tego roku opuścił mury więzienia w Wadowicach.
Na fali przemian październikowych w styczniu 1957 r. Sych postanowił walczyć o swoje dobre imię i zarazem napiętnować przestępcze metody działania UB. Wystąpił do sądu o kasację niesłusznego wyroku i rehabilitację. W piśmie szczegółowo przytoczył liczne przypadki brutalnego obchodzenia się z nim przez ubowców, wymuszania zachowań, na które się nie godził, łącznie z biciem i psychicznym znęcaniem się nad nim. "Jesienią 1949 r. zostałem uprowadzony z Parku Krakowskiego do WUBP, gdzie dostałem silne bicie za niewykonywanie funkcji informatora", podawał jeden z przykładów nękania.

Wobec tego zażądał "uchylenia niesłusznego wyroku, rehabilitację, naprawienie krzywd przez wypłacenie odszkodowania w wysokości sumy łącznej poborów za okres więzienia, tj. 37,500 zł, przyznanie mieszkania, którego mi odmawiano w Nowej Hucie z powodu karalności za antypaństwowe przestępstwo, skreślenie z rejestru karanych, co utrudniało mi starania o studia zagranicą."

Sąd Najwyższy, który zajął się skargą Sycha, w listopadzie 1957 r. uchylił wyrok wojskowego sądu i uniewinnił go od zarzucanych mu czynów, w uzasadnieniu podkreślając m.in., że w związku z tym, że zobowiązanie do współpracy z UB zostało na nim wymuszone, nie miał obowiązku zachowania tego w tajemnicy.

Tak więc klimat nieprzychylności wobec aparatu bezpieczeństwa, jaki panował w latach 1956-1957 przyczynił się do częściowego uznania przez sąd roszczeń Sycha. Z drugiej strony SB nie zapomniała o jego zachowaniu i w kolejnych latach poddała go inwigilacji.

Marcin Kasprzycki

historyk, pracuje w Oddziale IPN w Krakowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski