Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wędrówki wawelskich kościołów

Redakcja
Doświadczony turysta wie, że nie ma lepszych punktów orientacyjnych w terenie niż kościoły. Najlepiej spełniają tę rolę, gdy w miejscowości jest tylko jeden. Przy kilku sąsiadujących ze sobą świątyniach trzeba je rozróżnić. Posiłkujemy się w tym ich wezwaniami - imionami patronów - a także ich funkcją lub rangą. Jeżeli kierować się tymi kryteriami, to na Wawelu nie byłoby trudno się zgubić. To ostrzeżenie może zaskoczyć Krakowian, bądź też turystów Wawel odwiedzających. Wszak jest tam tylko jeden kościół - katedra, więc o jakich pułapkach orientacyjnych może być tu mowa? A jednak! To do dziś na królewskim wzgórzu ostała się jedynie owa katedra. W przeszłości otaczały ją inne jeszcze sanktuaria. Od początków ubiegłego wieku są one mozolnie odkrywane przez archeologów. O niektórych z nich zachowały się wzmianki w średniowiecznych źródłach; o innych brak jakichkolwiek informacji. Ale nawet te wymienione w przeszłości kościoły są wspominane bardzo ogólnie - zapisano ich wezwanie, czasem położenie. Archeolog i historyk architektury boryka się tu z trudnością połączenia takich not w spoistą całość, a na dodatek zidentyfikowania z reliktami odkrytymi w terenie. Ruiny czy fundamenty świątyni nic nie mówią o jej wezwaniu. Na drodze skrupulatnych weryfikacji trzeba poszukiwać łącznika między resztkami muru a skąpymi informacjami o istniejących w tym rejonie budowlach.

Nieznany Kraków

Historia badania zabudowy wzgórza wawelskiego w średniowieczu może uchodzić za podręcznikową ilustrację tych trudności.
W 1917 roku zasłużony badacz architektury Wawelu, Adolf Szyszko-Bohusz, odkrył pierwszy z kościołów, który już dawno przestał pełnić swą funkcję sakralną. Była to budowla okrągła, rotunda, której mury znakomicie zachowały się w obrębie kuchni królewskich (dziś można ją oglądać w ramach rezerwatu archeologicznego "Wawel zaginiony"). Kolista forma budowli została skojarzona z relacją Jana Długosza, który w swej kronice pod rokiem 1241 zanotował "A Konrad [ks. mazowiecki - dopeł. WM] [...] buduje w Krakowie warownię, która się ciągnęła począwszy od katedry św. Wacława i od kaplicy z ołtarzem św. Tomasza do kościoła św. Gereona, a stąd aż do rotundy NM Panny". Wniosek nasuwał się sam: skoro Długosz wspomina istniejącą na Wawelu rotundę Najświętszej Marii Panny, a odkryta budowla jest rotundą - to jest to kaplica Panny Marii. Co prawda krakowski kanonik w drugim swym dziele - Księdze uposażeń diecezji krakowskiej - wspomina o kościele św. św. Feliksa i Adaukta - "okrągłym, a wykonanym starym sposobem z kamienia", ale na podstawie późniejszego źródła (1655) można było sądzić, że wezwanie to uzyskał w roku 1340. Sprawa wydawała się więc prosta. Pierwotnie rotunda nosiła wezwanie maryjne, a w XIV wieku zyskała nowych patronów.
Pewną konfuzję wprowadziło odkrycie w roku 1966 kolejnej rotundy na Wawelu, początkowo nazwanej "kościołem B" jako następnym po odkrytym przez Szyszko-Bohusza. Położony jest on na południowy zachód od "kościoła A", a więc bliżej krawędzi wzgórza. - I to do niego winien być doprowadzony mur obronny, by spełniać swą funkcję, a nie urywać się w centrum wzgórza przy "kościele A". W ten sposób rotunda Panny Marii ruszyła w wędrówkę po kulminacji Wawelu.
Za taką interpretacją przemówiły jeszcze dwa fakty, które udało się ustalić po odkryciu drugiej z wawelskich rotund. Po pierwsze zidentyfikowano źródło wiadomości Długosza o XIII-wiecznych obwarowaniach. Opisując je czerpał z kroniki spisanej przez dominikanina Wincentego z Kielczy, historyka współczesnego tym wydarzeniom i hagiografa św. Stanisława. Po drugie wykazano, że kult świętych Feliksa i Adaukta oraz Gereona (o którym szerzej za chwilę) przywędrował do Krakowa z Kolonii za sprawą Rychezy, żony Mieszka II.
Nie wiem, czy ta argumentacja przekonała wszystkich specjalistów. Dlatego trudno wyrokować, czy tułaczkę Najświętszej Panny Marii po wzgórzu wawelskim można uznać za zakończoną. A swoją drogą prace archeologiczne już ujawniły dalsze rotundy. Ślepy traf chciał, że na pierwszą natrafiono w królewskich kuchniach. Gdyby tak pierwszą odsłoniętą rotundą była - na przykład - budowla przy Baszcie Sandomierskiej, ileż ekwilibrystyki by trzeba było, by z nią połączyć wskazówki Długosza? Losy wawelskiej rotundy ukazują nie tylko trudności, jakie piętrzą się przed archeologiem, gdy przystępuje do powiązania świadectw pisanych z reliktami przeszłości w terenie, ale także rolę przypadku, który tym wnioskowaniem może rządzić!
Adolf Szyszko-Bohusz odkrył jeszcze pozostałości przedromańskiego kościoła, tkwiące w murach zamku królewskiego, pod schodami senatorskimi. Połączył je z drugim z kościołów wymienionych przez Długosza w opisie obwarowań Wawelu w 1241 roku - kościołem św. Gereona. Również i tej świątyni nie było dane spokojnie tkwić na swym miejscu. W sposób szczególny przyczyniła się do tego teza przypisująca jej funkcję najstarszej katedry na Wawelu, co przez długie lata uznawano za pewnik, a kościół św. Gereona powszechnie określano jako "I katedrę wawelską". Postęp badań archeologiczno-architektonicznych obalił te przeświadczenia. Przede wszystkim nawa kościoła św. Gereona okazała się nie tak długa jak sądzono, a więc jego zachodnia fasada nie sięgała miejsca katedry. Dlatego równocześnie ze świątynią Gereona na miejscu obecnej mogła istnieć pierwotna katedra.
Cóż, literatura naukowa nie ma orwellowskich właściwości "samokorekty", więc w starszych pracach wciąż pozostają określenia "I katedra wawelska". Dlatego czytając je - do czego gorąco zachęcam - trzeba mieć świadomość, że tak naprawdę nie odnosi się ono do świątyni biskupiej.
Powyższy fragment właściwie dotyczy peregrynacji katedry, która w badaniach została incydentalnie przesunięta z zachodu na wschód. Dziś już trwale pozostaje na swym miejscu od samego początku, co jednak nie zapewnia jej pełnej stabilizacji. Ale ponieważ punktem wyjścia tych kombinacji był jednak kościół św. Gereona, a ta zarzucona teza wyrastała z najwcześniejszej refleksji naukowej nad sanktuarium tebańskiego rycerza - zaprezentowałem ją przed zrelacjonowaniem najnowszych ruchów tej świątyni.
Dzieje interpretacji okazałej bazyliki w północno-zachodnim narożniku dziedzińca wawelskiego są odbiciem historii badań nad rotundą z kuchni królewskich. Jej relikty Adolf Szyszko- -Bohusz odkrył kilka lat po rotundzie i - jak już podałem - dla ich identyfikacji posłużył się przekazem Długosza uznając je za pozostałości kościoła św. Gereona. Ale także i w odniesieniu do tego sanktuarium dysponujemy przekazem z XIV wieku o dedykowaniu go Marii Egipcjance. I tu w prosty sposób uporano się z tym dysonansem: nowe wezwanie kościół uzyskał po odbudowie. Jak zobaczymy, owo fatum zmienianych wezwań ciąży nad wawelskimi świątyniami.
Kolejną wielką budowlą średniowieczną odkrytą przez Adolfa Szyszko-Bohusza była aula nazwana "salą na 24 słupach". Przez długie lata była uważana za budynek na wskroś świecki. Dopiero pod koniec XX wieku Zbigniew Pianowski, czołowy archeolog wawelski, poddał wnikliwej analizie niewielką przybudówkę po stronie wschodniej i doszedł do wniosku, że są to pozostałości budowli sakralnej. Takie połączenie palatium z kaplicą jest bardzo częste w państwie pierwszych Piastów: Ostrów Lednicki, Giecz, Przemyśl... Tyle że wskazane przykłady zespalają pałac z rotundą. Ale to nie powinno skłaniać do odrzucenia postawionej tezy. Dla prowadzonego tu wywodu istotnym jej elementem jest propozycja złączenia z tą nową kaplicą wezwania św. Gereona. Tym razem tebański legionista musiał pomaszerować kilkadziesiąt metrów na północny wschód. Ale za to jego wędrówka oszczędza trudów Marii Egipcjance, która od początku wzniesienia bazyliki mogłaby być jej patronką.
Postęp archeologicznego rozpoznania Wawelu powoduje zmiany w interpretacji ujawnionych reliktów. Gdy na początku XX wieku odkryto dwa obiekty sakralne z X wieku, próbowano połączyć z nimi wszystkie informacje o wawelskich kościołach zawarte w źródłach. Dziś znamy 10 średniowiecznych świątyń, a ich odkrywanie kazało "przesuwać" świętych z jednego kościoła do drugiego. Ale to nie jedyna przyczyna tułaczki mieszkańców Niebios.
Wokół wezwania krakowskiej katedry narosły różnorakie kontrowersje. Z jednej strony wiadomo, że Bolesław Chrobry, erygując biskupstwo w Krakowie, na patrona katedry wybrał stryja swej matki, św. Wacława, księcia czeskiego. Nieco zamieszania wprowadził zasłużony badacz dziejów wawelskiej katedry, Tadeusz Wojciechowski, przypisując jej wezwanie św. Salwatora. Jego tropem poszedł Adolf Szyszko-Bohusz dodając jeszcze świętych Piotra i Pawła. Dziś te poglądy należą już wyłącznie do historii badań. Pierwotnym patronem katedry na Wawelu był św. Wacław. Po kanonizacja św. Stanisława (1253) biskupia świątynia zyskała współpatrona, którego kult usunął w cień czeskiego księcia męczennika. Ale przed kilku laty na murach katedry pojawiła się zagadkowa tablica informująca, że jej jedynym patronem jest św. Stanisław. Czyżby św. Wacław został zmuszony do tułaczki w poszukiwaniu kościoła dla siebie?
Wojciech Mischke

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski