Z drewnianej bacówki ostały się jeno zarośnięte zielskiem kamienne fundamenty. I stary śliwkowy sad. Niskie pnie porośnięte kożuchem porostów. Pokręcone konary pełne granatowych owoców. Żadne tam wypasione nowoczesne odmiany. Drobne, pokryte szarym nalotem wosku węgierki. Zwykle dojrzewają w połowie października, ale susza przyspieszyła zbiory. Smak? Owocowa słodycz, jakiej nigdy nie zastąpi się zwyczajnym cukrem. Delikatny aromat z ledwo wyczuwalną nutą dymu. Przyznaję, zgrzeszyłem do syta. I chętnie popadłabym w recydywę, lecz ów cudowny zakątek leży wysoko w górach. Tam gdzie nie docierają mszyce przenoszące szarkę. Złośliwy wirus, który wyniszczył węgierkowe sady na nizinach. Ocalały drzewa posadzone dawno temu na wysokości przynajmniej 700 metrów wyżej bałtyckich plaż. Nie pytajcie, którędy do raju. Nie powiem. Jest tam stara grusza, której owoce wyglądają kusząco…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?